I znowu zawitaliśmy w Wiśle :) Niedzielny poranek przywitał nas taką duchotą, że oboje z mężem w oczach mieliśmy pytanie "I co robimy". Zażartowałam:
- chyba czas na Wisłę
a on na to:
- to się pakuj. Jedziemy. Co będziemy się smażyć na blokowisku.
I pojechaliśmy. Jak zwykle pakowanie zajęło nam 10min. I w drogę.
Cudnie było. Nie wiem dlaczego, ale lubię wracać do Wisły. Niby nic takiego, ale tam odpoczywam i ładuję się pozytywną energią. Dobrze, ze to tylko godzinka drogi.
To był dzień Syna i Taty. Głownie to oni rządzili. Mogli w końcu spokojnie mecz rozegrać, bez obaw, że komuś innemu zabawę popsują (jak to zwykle bywa na placu zabaw):
Synek w trakcie zaliczył pierwszy raz poparzenie pokrzywą. Bąble miał od kostki po samo udo i nawet się nie zająknął. Dwa razy podrapał i to wszystko. Zuch chłopak :)
Gdy się zmęczył, posadziliśmy go w wózku i sami rozegraliśmy mecz... siatkówki tym razem. Mały za każdym odbiciem zanosił się śmiechem. Co powodowało salwy śmiechu i u nas. No i mama pokrzywy zaliczyła. Koniec meczu.
Wróciliśmy zmęczeni ale szczęśliwy. Synek wyspał się w samochodzie i w domu usnąć nie chciał... ale warto było. Może jeszcze pojedziemy. Jak wrzesień będzie ładny, to chętnie się wybiorę :)
A dziś smażymy się na placu zabaw... Mały zaliczył limo pod okiem, zdarte kolano i łokieć...
My też mamy zamiar jechac do Wisły. Może we wrześniu albo na początku października :)
OdpowiedzUsuńbidulek:*
OdpowiedzUsuńspontaniczne wyjazdy są najlepsze
Biedny Maluszek ale podobno pokrzywa jest zdrowa :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że niedzielę udało Wam się spędzić tak przyjemnie :) Nie ma to jak wypad za miasto ;)
OdpowiedzUsuńoj biedulek..pokrzywa beeee...jak ja bym gdzieś ruszyła, jednak mój mężuś ciągle tylko praca i praca:/
OdpowiedzUsuńBrzuszek poparzony, limo, siniaki - aby "życzliwe" panie na placu zabaw nie zaczęły insynuować zdarzeń - wiesz jak jest:-)
OdpowiedzUsuńPo prawdzie, moje dzieci cały czas są poobijane, jak nie kolana, łokcie, głowy to aktualnie u Starszego duży palec u nogi, a u Młodszego policzek.
Super:)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko tych nóżek w pokrzywach. Ale bilans pokazuje jasno, że większe niebezpieczeństwa spotykają go jednak na placu zabaw;)
prawdziwy z syna zuch!
OdpowiedzUsuńWidać synek wie, że trzeba być twardym nie miętkim :D:D Super wyjazd :)
OdpowiedzUsuńA jak twierdzi moja 12sto letnia kuzynka "trza być twardziochem a nie mięciochem" :D
OdpowiedzUsuńOby jak najczęściej takie wypady się przytrafiały, tylko te pokrzywy... dzielny chłopczyk!
OdpowiedzUsuń