wtorek, 29 listopada 2011

Połamało mnie jak diabli!

A już myślałam, że choroba mnie ominęła. Oj! W jakim ja błędzie byłam!

Synek miał tylko chrypkę przez trzy dni, Mr.Tata już prawie zdrów... a ja właśnie rozłożyłam się na całego! Wszystko mnie boli, łapie katar, gardło piecze... nic przyjemnego.

Teraz to szybko muszę się na nogi postawić jakimiś "babcinymi metodami".
Kurza blaszka! Nawet stukanie w klawiaturę boli...

wrrr...

poniedziałek, 28 listopada 2011

Dawno, dawno temu...

...zarejestrowałam się na stronie STREETCOM. Już dawno o tym zapomniałam, aż tu ni z tego ni z owego, zaproponowali mi udział w kampanii NesVita.

Dziś przyszła do mnie paczka:
A w niej trzy opakowania owsianki (każde zawiera 10 szt. saszetek) o smakach: Golden Syrup, Jabłko z Cynamonem, Wanilia.

Osobiście bardzo lubię owsiankę i dość często robię dla całej rodziny. Czy NesVita będzie lepsza? Skosztujemy, zobaczymy.

Znacie ten produkt?

niedziela, 27 listopada 2011

MAM smoka i nie zawaham się go użyć!

Dziś będzie krótko, bo co tu dużo o smoczku pisać. Jaki smoczek jest każdy widzi...


...a jest śliczny po prostu. Jeśli chodzi o warstwę stylistyczną to MAM ma chyba najładniejsze smoczki na rynku. Duży wybór, nowoczesne wzory, ładnie dobrane kolory. Nie wspominając o jakości wykonania i bezpieczeństwie wykorzystanych materiałów. Przyznam, że miałam problem z wyborem tego jednego jedynego. I pomyślałam sobie nawet, że byłoby fajnie gdyby była opcja samodzielnego doboru tarczy oraz środka... ale czyż wtedy wybór nie byłby jeszcze trudniejszy?

Krótko: mi się ten smoczek podoba.

A co Syn na to?

No cóż Syneczek mój kochany chyba nie podziela mojego entuzjazmu, albo podziela go połowicznie. Nie daje się przekonać do ssania tego smoczka. Inna sprawa, że on w ogóle „mało ssący” jest. Smoczek był zazwyczaj potrzebny w sytuacjach łagodnie mówiąc „kryzysowych”. Na co dzień obywaliśmy się bez...

A dlaczego połowicznie? Bo mimo, iż nie ssie, to ciężko wyjść z domu bez smoczka. Trzyma go w dłoni, jak król berło. Wymachuje nim, guga do niego, ślini go... a właściwie, czego on z nim nie robi? W zasadzie smoczek spełnia swoją rolę. Wystarczy samo posiadanie go, by Synek był zadowolony i uśmiechnięty.

A kto właściwie ustalił, że smoczki się ssie?

piątek, 25 listopada 2011

Jaki Ty będziesz Syneczku?

Spędzam z moim Synkiem 24 godziny na dobę i dzięki temu mam okazję obserwować jak wspaniale się rozwija. Każdy nowy dzień przynosi nowe umiejętności.

I tak patrzę na niego i zastanawiam się jaki On będzie. Czy na podstawie sposobu, w jaki się bawi można wywnioskować cokolwiek? Czy to tylko kolejne etapy rozwoju, czy cechy indywidualne czasem się ujawniają? Chcę wierzyć, że to drugie... 

Jaki jest mój Syn?

- jest niecierpliwy. Gdy tylko coś mu nie wychodzi, jęczy i krzywi się, zwłaszcza gdy zabawka w całości do buzi włożyć się nie chce...

- jednocześnie jest wytrwały w dążeniu do celu. Nieważne ile się najęczy i nastęka i pokopie nóżkami. Będzie robił coś tak długo aż dopnie swego...

- jest sprytny. Dziś rano na przykład obserwowałam jak mój Synek próbuje usiąść by pobawić się zabawką. Niestety siadanie z leżącej pozycji nie bardzo mu wychodzi. W pewnym momencie bierze zabawkę swą i podpełza do łóżeczka. Chwyta się go, wstaje, a następnie powoli opuszcza do siadu i spokojnie się bawi...

- jest wesoły. Wystarczy wypowiedzieć magiczne słowo by zanosił się od śmiechu. W tym tygodniu zaklęciem na śmiech mojego Synka jest słowo PAPRYKA...

- jest towarzyski. Wprost uwielbia gości, a na niektórych członków rodziny reaguje wręcz przerażającym piskiem mieszającym się z zanoszącym śmiechem...

- lubi książki... na razie gryźć, ssać, targać i rzucać nimi...


...cóż nieobiektywnym okiem matki Synek jest idealny...

środa, 23 listopada 2011

Pan Kotek był chory...

...i leżał w łóżeczku
i przyszedł Pan Doktor
"jak się masz Koteczku?"

czytałam Synkowi właśnie tę bajeczkę, gdy w domu pojawił się Mr.Tata, zakatarzony jakiś, zachrypnięty. "Oj, nie dobrze" pomyślałam, ale Mr.Tata zapewniał, że "nic mu nie jest".

Następnego ranka - KATASTROFA. Mr.Tata połamany, rozpalony nie wstaje z łóżka, a z łóżeczka Synka dochodzą mnie jęki i skrzypienie jak ze starej szafy co najmniej. Otwieram oczy i widzę, że to moje Dziecię takim właśnie głosikiem do mnie "przemawia".

Masz ci los - pierwsza infekcja. Na szczęście jak na razie gardła. Ani katarek, ani gorączka u mojego Syneczka się nie pojawiła. Dziecię chrypi, a ja już wyobrażam sobie jak to będzie, gdy mutację zacznie przechodzić...

Teraz czas mija mi na kursowaniu między pokojami: do jednego herbatkę z miodem i cytryną, do drugiego cyc. Do jednego herbatka, do drugiego cyc... etc. (Bylebym sobie pokoi nie pomyliła...)

A tak na wszelki wypadek "Chorego Koteczka" to my czytać już nie będziemy. Zastąpimy go "Stefkiem Burczymuchą".

niedziela, 20 listopada 2011

MAM dwa zęby i szczoteczkę!

Testowanie produktów MAM trwa u nas w najlepsze. Już praktycznie wyrobiłam sobie o nich zdanie, jednak niech testują się nadal...

Dziś opowiem o szczoteczce do zębów:


W skład zestawu MAM Learn To Brush Set wchodzą dwie szczoteczki. Jedna mniejsza, do której dołączona jest ochronka, zabezpieczająca dziecko przed włożeniem sobie szczoteczki do gardła, oraz większa, dla rodzica, by mógł swojej pociesze pierwsze zęby szorować.

Maminym okiem: podoba mi się nowoczesny design tych szczoteczek. Mają dwa końce - na jednym część myjąca zęby, na drugiej jamę ustną/gryzaczek. Przyjemnie się je chwyta i komfortowo używa. Mała główka jest idealnie dostosowana do otworu gębowego dziecięcia, zarówno "myjąca" jak "gryząca" wykończone są gumą, która przyjemnie piszczy podczas używania :)))

A Synek na to:


Jednym słowem: zakochał się w nowym gadżecie. Uwielbia, gdy mama z zapałem szoruje szczoteczką po tych dwóch biednych ząbkach. Ba po tych, które jeszcze nie wyszły też szoruje, czym wprawia Malucha w zachwyt. To naprawdę doskonały masaż. Na widok szczoteczki Synek mój szeroko otwiera buzię, a gdy uzna, że tych przyjemności wystarczy, wyrywa mi szczoteczkę i wkłada do buzi drugim końcem. I gryzie, memła, i gryzie...

Muszę przyznać, że oboje jesteśmy bardzo zadowoleni z tego zestawu. Jak na razie sprawdza się znakomicie. Nie spodziewałam się, że zrobię Synkowi taką przyjemność.

W testach jeszcze smoczek i butelka, ale o nich następnym razem.




Ps. Firma MAM ma specjalną świąteczną promocję: za Zestawy Startowe zapłacicie nie 117,15 zł a jedyne 79,90 zł! W skład MAM Start zestawu wchodzą: dwie butelki antykolkowe 160ml, jedna butelka antykolkowa 260ml, jeden smoczek, jedna tasiemka do smoczka, opakowanie prezentowe

Wszystkich zainteresowanych zachęcam do zapoznania się ze szczegółami na:

http://www.mambaby.pl/produkty_akcesoria_mam_baby_starter_set.html


piątek, 18 listopada 2011

Małe podsumowanie

Dziecię moje kochane rozwija się w takim tempie, że nie nadążam z nowościami, a co dopiero do starych spraw wracać. Żeby z głowy nie uciekło:

Po pierwsze SPANIE.
Jest mały sukces: przynajmniej pół nocy Mały spędza w swoim łóżeczku, jednak wciąż mamy problemy. Synek budzi się średnio co dwie godziny. Cudownie jest gdy jednym ciągiem prześpi trzy, ale zdarza się, że co godzinę Synek kontrolnie sprawdza, czy na pewno mama jest w pobliżu, i to najczęściej między drugą a piątą "w nocy". Cóż... musi chyba bardzo kochać swoją mamę w wersji ZOMBIE.

Po drugie JEDZENIE.
Na tym polu poczyniliśmy ogromny progres! Zapowiadało się nieciekawie, a momentami nawet dramatycznie... Jabłko nie, marchew nie... dopiero ziemniaki ze szpinakiem zasmakowały. Teraz Synek taki wybredny nie jest. Ze smakiem zjada wszystko prócz tartego jabłka. Tym sposobem wyeliminowałam jedno karmienie piersią na rzecz obiadku. Reszta karmień rozciągnęła się w czasie, by zmieścić jeszcze przekąskę z owocu i kolację z kaszki :) Już sobie wyobrażam jak Synek siedzi z nami przy wigilijnym stole i je swoją zupkę jarzynową zamiast barszczu...

Po trzecie STANIE.
A wydawało mi się, że ledwie wczoraj zamieściłam informację o tym, że Synek na dwóch nogach stoi. Teraz to już dla mnie żadna rewelacja, bo staje wszędzie, gdzie się da: przy łóżeczku, przy krześle i fotelu, przy meblach... wciąż stoi! A w łóżeczku to nawet na stojąco zaczyna się przemieszczać... z jednego końca na drugi... rączka do rączki, stópka do stópki, wolniutko ale sukcesywnie. I puszczać jedną rękę zaczyna, jakby ucząc się równowagi. Ale siadać nie chce! Oczywiście jak "bęcnie" to siedzi i to całkiem sprawnie, z podparciem w sumie też... Coś mi się wydaje, że jednak Wigilię to na stojąco skonsumuje... I nowy przydomek zyskał: "Guziaczek" bo wciąż tą główką meble obija...

środa, 16 listopada 2011

już MAM!!!

Dziś dotarła do mnie paczka z produktami dla dzieci MAM. Ależ się ucieszyłam!

Z tego, co się wstępnie zorientowałam firma ta jest dobrze znana mamom z mojego otoczenia, zwłaszcza jeśli chodzi o smoczki i butelki. Przyznam się, że dopóki nie zaczęłam podczytywać blogi koleżanek nazwa MAM nic mi nie mówiła. Zresztą ja to w ogóle zielona jestem z producentów akcesoriów dla niemowląt i dzieci, może dlatego, że tak niewiele ich do tej pory potrzebowałam.

I czytałam i sprawdzałam stronkę...i zaczęłam wiedzieć coraz więcej, m.in., że MAM wprowadza na rynek produkty bezpieczne, funkcjonalne i designerskie. I zakochałam się w tych smoczkach kolorowych... i żałowałam, że konkurs jeden przegapiłam w tej sprawie ;)
I jak to w życiu bywa: przyciągasz to o czym myślisz! Zaproponowano mi współpracę, a ja bez wahania zgodziłam się testować produkty MAM. Pierwsze co mnie zaskoczyło, to możliwość wyboru produktów (opcji i kolorów), bo przekonana byłam, że dostanę "standardową" paczkę. Dlatego tak się ucieszyłam otwierając dzisiejszą przesyłkę: 




Do przetestowania mam (a raczej mamy):

1. butelkę treningową 6+ (tego produktu jestem najbardziej ciekawa, bo Synek z butelki jeszcze ani łyczka nie zrobił. Gdyby się "sprawdziła" to byłby naprawdę przełom w pojeniu mego dziecięcia)

2. szczoteczki do zębów 6+ (wprawdzie dwa zęby już mamy, ale szczoteczki dotąd nie nabyłam, więc bardzo się cieszę, że dostałam)

3. smoczek (Synek smoka potrzebuje w kryzysowych sytuacjach, na co dzień obywamy się bez, więc na takowe poczekać musimy z testowaniem)

Moje pierwsze wrażenia, to "wow! jakie to wszystko kolorowe!". Te gadżety są po prostu bajeczne wizualnie! Zwłaszcza smoczek, który w zasadzie sama wybrałam i przyznam, że "na żywo" wygląda jeszcze lepiej. 

W kolejnych dniach poczynię dalsze obserwacje i podzielę się opiniami w osobnych postach :)))

poniedziałek, 14 listopada 2011

Kryzys laktacyjny...

...dopadł mnie po sześciu miesiącach karmienia! A już myślałam, że mnie to nie dotyczy...

W naszym codziennym rytuale Mały po kąpieli, na dobranoc dostaje pierś. I jak co wieczór  zaczynamy go kąpać, a on marudny jakiś taki. Głodny pomyślałam, bo coś mało zjadł w ciągu dnia. Ale jeszcze kilka chwil i Synek dostanie to, o co jęczy. Dostanie, albo nie dostanie... bo zaraz po przystawieniu zaczął ryczeć  wniebogłosy. Dosłownie darł się. Jak nie on! Co jest grane? Próbuję go opanować i jeszcze raz przystawiam... no pięknie... przecież ja w tych piersiach nic nie mam!

A jak mam mieć jak tylko jedną herbatkę w ciągu całego, długiego dnia wypiłam? Spanikowana wołam Mr.Tatę, wszak trzeba coś zaradzić, w końcu Synek głodny. Na szybko myślę co by tu mu podać:

- Może obiadek  mu damy?- pyta Tata
- Jest jakieś wyjście, ale co w nocy zrobię? Przecież on do karmienia mi się wybudza...
- Może kaszkę?
- Też mleka trzeba...

Podczas tej krótkiej burzy mózgów, przypomniałam sobie, że jakieś próbki MM mam gdzieś schowane. Jeszcze tylko myśl mi w głowie zawitała, jak go nakarmię, skoro on butelki niet. No trudno, dziecko głodne, trzeba nakarmić. Wyciągam tę małą paczuszkę i wczytuję się w instrukcję malusieńką, ledwo widoczną (przecież niedoświadczona baba ze mnie, w tym akurat temacie). Ok. Gotuję wodę, wyparzam butelkę, mieszam MM i pluję sobie w twarz, że nie zostawiłam choć kapki zimnej przegotowanej, bo teraz "kolacja" ma z 80 stopni! W między czasie wypijam chyba 1,5 litra wody... w panice totalnej. Mr.Tata dzielnie nosi swoją pociechę po całym mieszkaniu, żeby mały zapomniał, że głodny jest przecież...

Wkładam butlę do gara z zimną wodą. Biorę Małego na ręce, a tatę oddelegowuję do chłodzenia. Jeszcze raz przystawiam... Eureka! Coś tam jednak się znalazło, Synek trochę na siłę, ale ciągnie. Gdy do akcji wkracza Mr.Tata z butelką, ja odkładam już Małego do łóżeczka... uff

Biorę kolejną butelkę wody i wypijam duszkiem patrząc na moją pierwszą nietkniętą mieszankę... 

Po godzinie Synek budzi się, by dojeść trochę, a ja czuję się jakbym pół Polski mogła wykarmić! I stukam się w czoło "trzy litry płynów na dobę, a nie na godzinę, głupia ty..."

czwartek, 10 listopada 2011

Stoimy!!!

Synek skończył 6 miesięcy dwa dni temu! Waga: 10,7 kg! Wzrost 73 cm!

Ale najbardziej zaskakujące jest to, że Synuś zrobił dziś rano mamie niespodziankę i stanął w łóżeczku!


I teraz ja się pytam: "ale o co chodzi?"

poniedziałek, 7 listopada 2011

Dorwać Małego

Rozwój Synka mojego nabiera tempa, co pozwala mu zaskakiwać mnie na każdym kroku. W zdumienie popadam ogromne, z dnia na dzień coraz większe. I tylko do Mr.Taty mówię: "a widziałeś to?" "zobacz co On robi!" "Niemożliwe, niemożliwe"...

Przed kąpielą pozwalam Małemu pohasać trochę po łóżku moim z gołym tyłeczkiem. Synek zachowuje się wtedy jakby zastrzyk z adrenaliny dostał: skacze jak mała żabka, turla się, baraszkuje w pościeli, wspina się na moje kolana... Wczoraj leżał jednak spokojnie. Obserwowałam go przez chwilę i myślałam już, że coś mu dolega, gdy ten właśnie chwycił swoją stopę i siłą naciągnął tak mocno, że wsadził dużego palucha do buzi! Szok! Czyli mamy kolejny etap (swoją drogą ciekawe, że wszystkie ważne i przełomowe rzeczy dzieją się w miesięcznice urodzin - Synek jutro kończy 6 miesięcy).

Ale to nie wszystko! Gdy niespodziewanie dla mnie zrobił kupę w środku nocy i zmuszona byłam zrobić Wielką Iluminację w pokoju by dojrzeć co i gdzie mam umyć, Synek odkrył coś jeszcze! Na chwilę odwróciłam wzrok od niego by sięgnąć po pieluszkę, a w tym czasie Synek odkrył, że ma Ptaszka... I ciągnie za niego, ciągnie próbując do buzi dociągnąć. A ja myślę sobie "Urwie? Nie Urwie?". Uff... nie urwał. Zrezygnował po kilku chwilach i westchnął ciężko, po czym podrapał się "po męsku"...

I czekać tylko jak ten mój Mały Odkrywca zmieni się w Wielkiego Zdobywcę... ech

sobota, 5 listopada 2011

I Koń na dokładkę...

Rozszerzanie diety mojego Synka kochanego stało się faktem. Przyznam, że na początku nie szło zbyt dobrze, ale teraz jest znakomicie! Mały zjada wszystko co mu podsunę! Nie marudzi, na razie nie zaobserwowałam żadnych skutków ubocznych. Z uwagi, że nie do końca byłam przygotowana do karmienia, w zeszłym tygodniu odwiedziłam sklep Ikea by zaopatrzyć nas w potrzebne akcesoria...

Tak naprawdę to pojechałam po jedną konkretną rzecz: śliniak - kaftanik coby Synek nie plamił na marchewkowo swoich ubranek (już zdążyłam się przekonać jak ciężko jest je doprać). Ledwo wróciliśmy z nową zdobyczą już zabrałam się do testowania... Po zakończonym obiadku, ściągnęłam śliniak i na bluzeczce Synka zobaczyłam wielką pomarańczową plamę...

 
Ale się wkurzyłam... aż przypomniało mi się słownictwo odpowiednie na tego typu sytuacje... Byłam tak wściekła, że postanowiłam napisać do Ikea informację "jaki wspaniały produkt sprzedają". Bo po co komu taki gadżet, który nie spełnia swojej podstawowej funkcji. Równie dobrze mogłabym nic nie założyć, a efekt byłby taki sam! Oczywiście Mr.Tata śmiał się ze mnie "Ikea miliardy zarabia, a Ty myślisz, że się zainteresują tym, że Ci śliniak przecieka..." Po kilku dniach dostałam jednak pismo zwrotne od Pani z działu reklamacji, ze przekaże moje uwagi do działu kontroli jakości, a ja produkt mogę zwrócić nawet pocztą, a na podane przeze mnie konto bankowe wpłyną pieniążki łącznie z kosztami przesyłki jakie poniosłam!

Byłam w szoku... a jednak ktoś się przejął :)

Na szczęście w Ikea kupiłam jeszcze jeden gadżecik:


I ten komplecik z powodzeniem służy naszym jedzeniowym rytuałom, a synek spojrzenia oderwać nie może od żabinych oczu...

Mr.Tata z kolei wypatrzył dla dziecięcia zabawkę (a może dla siebie?):



I jak na razie to mamusia ożywia końską głowę... Synek zresztą bardzie zainteresowany jest "Koniem w stanie spoczynku" i z przyjemnością pałaszuje jego uszy, gdy tylko znajdzie się w jego zasięgu.

Za to spojrzenie Synka mówiące "ale o co chodzi?" gdy Koń zaczyna się ruszać i śpiewać ulubione piosenki maminym głosem jest po prostu bezcenne...

środa, 2 listopada 2011

Czas Wielkiego Powrotu...

...mojego Synka do własnego łóżeczka właśnie nadszedł!

Skoro śpiąc ze mną i tak wybudza się średnio co 1,5-2h, to jaki jest tego sens? Oczywiście jest mi łatwiej, bo nie muszę wstawać i wyciągać go z łóżeczka. Ale przecież nie o to mi chodziło! Przyczynę tego wstawania upatruję oczywiście w "wychodzących" zębach... bo nie mam innego pomysłu!

Tak więc postanowione. Synuś kochany wraca do siebie! Przysunęłam nawet łóżeczko bliżej łóżka by mieć go na wyciągnięcie ręki. Po rytuale kąpieli i cycusiu na dobranoc odłożyłam go "do siebie"... między 20.00 a 23.00 przebudził się kilkakrotnie, ale Mr.Tata dzielnie usypiał dziecię swoje... Potem nadeszła pora kolejnej porcji mleczka... i znów do łóżeczka... Niestety o 01.00 dałam za wygraną i Synuś wylądował w moim posłaniu... ech...

Na szczęście to pierwsze podejście... dziś kolejna próba!

Obniżyliśmy też poziom łóżeczka, bo Synuś klęczeć zaczynał i bałam się, ze fiknie koziołka... 
Nadszedł dla nas czas wielkich zmian...