Godzina 8.20 rano. Plac zabaw.
Jesteśmy jedynymi osobami na terenie, tzn. ja i mój Syn. Wszędzie panuje bałagan. Nie poznaję miejsca, które dotąd było czyste i zadbane. "Oj dawno nie widziałam dwóch panów porządkowych" - myślę sobie. Dwóch panów dbało dotąd o czystość na placach zabaw: grabili, sprzątali, zbierali, plewili...
Rozglądam się raz jeszcze. "Skąd tu tyle plastikowych butelek? Ach... przedszkole". Kolejne myśli. Nowy rok szkolny się zaczął, a plac pod moim oknem jest największy na osiedlu, dlatego uczęszczany jest przez okoliczne przedszkola.
Nagle ktoś mnie (nas) zagaduje. Chyba nas:
- Ooo niunia wyszła na spacer?
- eee? - zdębiałam bo nie wiedziałam, czy to do mnie, do dziecka, czy psa jakiegoś, którego aktualnie nie widzę.
- ?
- ależ to chłopak jest - zorientowałam się, że osoba mówi do dziecka.
Stanęła przede mną kobieta, lat ok 40-45, zadbana, umalowana, włos wyczesany, paznokcie zrobione, w kamizelce serwisu sprzątającego osiedle. Piszę o wyglądzie, nie dla tego, że mam coś przeciw zadbanym sprzątaczkom, ale wyjątkowo rzucił mi się w oczy. Kobieta niezwykle piękna była...
Mały gdzieś za gołębiem pobiegł, więc ja za nim, nim zdążyłam wymienić kolejne grzeczności z "p.Niunią".
Z pomiędzy huśtawek przyglądam się pobieżnie poczynaniom sprzątaczki. Plastikowe butelki pozbierała, te widoczne śmieci też, i wzięła się do opróżniania koszy, co zaciekawiło Synka mego niezmiernie.
Stanął i patrzy jak pani przechyla kosze i wsypuje zawartość do dużego pojemnika. "P.Niunia" na jej nieszczęście miała ochotę pominąć kilka kubłów, ale mój spostrzegawczy Malec na to jej nie pozwolił i zerwał się nagle w pogoń za "p.Niunią" i krzyczy, i palcem pokazuje "A tia, a tia".
Pani zorientowała się o co chodzi i zawróciła. Przy miniętym kuble papierosa odpaliła:
- ależ ma pani mądre dziecko.
- dziękuję, ale muszę pani powiedzieć, że na placu zabaw się nie pali.
- ale tu jeszcze nikogo nie ma
- jak to nikogo? A my? Może pani nie zauważyła, ale dymi pani na moje dziecko.
"P.Niunia" zgasiła papierosa i bez słowa zaczęła ewakuować się z placu. Mój Syn tymczasem na ławkę zaczął się wdrapywać. Usiadłam i ja. I patrzę, a tam pod ławką roztrzaskane butelki i coś co wymiociny przypomina. "O nie. Pewnie młodzież rok szkolny witała". Szybko wstałam, Synka pod pachę wzięłam i wołać za "p.Niunią" zaczęłam.
Ona zatrzymała się i rzecze:
- nie myśli pani, że czyjeś brudy będę sprzątać. Nie za to mi płacą.
- przepraszam, ale nie wiem co należy do pani zakresu obowiązków. Myślałam, że sprzątanie placu zabaw. Skoro się pomyliłam, to pani nie zatrzymuję i zadzwonię do spółdzielni by kogoś tu przysłali.
- niech pani nie dzwoni... - sprzątaczka założyła rękawice (rychło wczas) i zaczęła zbierać szkło...
Mogłabym to zignorować. Mogłabym nawet o tym nie pisać, ale oczami wyobraźni widziałam moje dziecko bawiące się tym szkłem... i inne dzieci też. Jak my rodzice nie zadbamy o czystość na placu zabaw, to kto? W jakich warunkach bawią się nasze dzieci, zależy też od nas. Nie wiem jak w innych spółdzielniach, ale w mojej regularnie, co miesiąc płacę za sprzątanie klatki i osiedla....