piątek, 30 listopada 2012

Światełko

Nastały długie i ciemne wieczory. Czas się do nich przyzwyczaić, a nawet je oswoić.

My już mamy sposób:





Światełko latarki jest doskonałym sposobem by oswoić noc...
Cóż za zabawa...

Wystarczy pogasić światła w domu, wziąć do ręki latarki i biegać z nimi od jednego kąta do drugiego...
Może porobimy lampiony, by było bardziej kolorowo?
Kto wie?

Ps. Światełko widać też w naszych komputerowych problemach :)

środa, 28 listopada 2012

Jak bez ręki...

Nie ma co ukrywać, że w dzisiejszych czasach brak komputera to rzecz straszna.

Padł nam komputer. Psuł się od jakiegoś czasu, ale jakoś dawaliśmy radę go ponownie uruchamiać. Udało nam się też przenieść wszystkie ważne dane na mojego netbooka. Ale niestety ten zaczął strasznie mulić.

Naprawimy go nie wcześniej niż za kilka dni, więc dostęp do newsów na waszych blogach mam ograniczony. Tzn. staram się czytać, ale pozostawienie komentarza to już duża sztuka, więc wybaczcie mi milczenie.

Z dobrych wiadomości, to udało nam się w końcu (!) uruchomić internet bezprzewodowy, więc żegnaj kabelku :)

Bez komputera czuję się jak bez ręki... oby jak najszybciej udało nam się ten problem rozwiązać.
Trzymajcie kciuki.

niedziela, 25 listopada 2012

Na Zdrowie: Przepis na naleśniki

Ten wpis pojawia się na życzenie moich drogich czytelniczek. Ostatnio wspominałam, że moim ulubionym daniem są naleśniki ze szpinakiem. Dziś zdradzę, jak je przyrządzam...

Naleśniki ze szpinakiem wg HPM


Ciasto naleśnikowe:

2 szklanki mleka
1 szklanka wody
1 jajko
1/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki cukru
mąka w ilości potrzebnej do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. Ja często stosuję mąkę razową

Wszystkie składniki mieszamy (miksujemy) i smażymy naleśniki na prawie suchej patelni (o ile mamy teflonową). Przed smażeniem naleśników nacieram patelnię oliwą z oliwek. Czynność powtarzam, gdy patelni podczas pieczenia robi się zbyt sucha. Nie lubię naleśników smażonych w dużej ilości tłuszczu.


Farsz:

1 opakowanie mrożonego szpinaku w brykiecie lub liściach
1/2 opakowania twarogu chudego lub 1 opakowanie twarożku naturalnego do kanapek
2 ząbki czosnku
sól, pieprz do smaku

Odmrażamy szpinak i stawiamy go na ogień w celu odparowania wody. Chwilę go parzymy, dodajemy rozgnieciony czosnek. Uważamy, by nie przypalić szpinaku, bo stanie się gorzki. Po chwili (ok 5min.) gasimy palnik i dodajemy serek oraz przyprawy. Mieszamy aż do uzyskania jednolitego farszu.

Teraz przyszła pora na nadziewanie naleśników. Polecam zasadę jak kto lubi, byle się naleśniki dało zwinąć. Ja je po prostu składam w kostkę. I gotowe :)




A teraz wersja de luxe:
Przygotowujemy dodatkowo ulubiony sos (np. serowy), nadziane naleśniki układamy w naczyniu żaroodpornym, polewamy i zapiekamy ok 15min. w piekarniku nagrzanym do 180stopni. Można też posypać grubo startym serem, bądź ułożyć pokrojoną mozzarelkę.

Taką wersję preferuje Mr.Tata. Ja  z reguły pozostaję przy podstawowej ;)

Smacznego!


piątek, 23 listopada 2012

Wyniki Konkursu

Z ogromną przyjemnością ogłaszam wyniki konkursu organizowanego razem z producentem wody Mama i Ja


Napłynęło wiele głoszeń, za które serdecznie dziękuję.

Pierwsza nagroda trafia do rąk autorki wypowiedzi:

Jestem mamą rocznego Karolka , mogło by się wydawać ze dziecko w tym wieku nie potrafi się w nic bawić i nie można go niczym zając nie ma nic bardziej błędnego niż to stwierdzenie,
Razem z synkiem uwielbiamy wspólne zabawy a szczególnie w długie jesienne wieczory i jest ich naprawdę bardzo dużo. Lubimy się bawić szczególnie teraz kiedy wieczory są długie i chłodne.
Jestem przeciwniczką zajmowania dziecka komputerem czy telewizorem, istnieje wiele zabaw w które możemy się wspólnie z dzieckiem pobawić a przy tym nauczyć wielu pożytecznych rzeczy i pomóc w rozwoju dziecka.
Naszą ulubiona zabawa jest malowanie farbami za pomocą raczek. Oczywiście do tej zabawy musimy odpowiednio zabezpieczyć teren, ja używam foli malarskiej, na niej rozkładam brystol, farby wylewam na talerzyki i zaczynamy malowanie :D:D. Tak, malowałyśmy palcami. Na początku zamoczyłam każdy paluszek Karolka w innym kolorze i pomogłam odcisnąć go na kartce. Potem pomalowałam synkowi całą dłoń i znów zrobiliśmy odcisk. Karolek był zainteresowany zabawą i aż rwał się do farb. Dlatego pomyślałam, że teraz on może wysmarować moją dłoń farbą. Farby paluszkowe są specjalnymi farbami, dlatego nie bałam się, kiedy usmarowała sobie brodę lub ubranie (bardzo dobrze się spierają, nie są toksyczne). Wreszcie nadeszła pora na malowanie po papierze. Kontrolując cały czas, co robi moje dziecko (względy bezpieczeństwa), pozwalałam mu na dowolne eksperymentowanie i malowanie. W trakcie zabawy nazywałam kolory, których używaliśmy. W pewnym momencie Karol wszedł na kartkę i ubrudziła się jego stópka. To podsunęło mi pomysł, żeby pomalować mu stópki i odcisnąć je na kartce. Wszystkie odciski podarowałam babciom i dziadkom. Uwielbiamy również wszelkie pudla i kartony zamieniać w domki ale najpierw oczywiście potrzebują one naszej malarskiej raczki :DD:
Inna nasza ciekawą zabawą jest czytanie Nazywanie różnych przedmiotów, zwierząt, osób może się również odbywać przy wspólnym czytaniu książeczek. Przeczytaj krótki wierszyk maluchowi, a potem skup się na ilustracji. Jeśli pokazujesz jakieś zwierzę, możesz je zarówno nazwać, jak i zademonstrować dziecku, jaki dźwięk wydaje. Możesz też skupić się na kolorach. Często używam również różnych maskotek i zabawek i pokazuje je na żywo i w książęce.
Kolejną nasza ulubiona zabawą jest rzeźbienie w masie solnej.. Postanowiłam, że masę wykonam razem z moim dzieckiem. Do jednej miseczki wsypałam mąkę i włożyłam w nią rączkę dziecka. Do drugiej wsypałam sól. Jeśli Twoje dziecko nie ma żadnych zadrapań (może szczypać!), również włóż jego rączkę do tej miski. Ten eksperyment zadziała na zmysł dotyku dziecka. Potem wsypcie mąkę i sól do jednej miski i mieszajcie rękami. Pozwól dziecku mieszać, nawet jeśli dużo wysypuje poza naczynie. I ostatni składnik: woda. Zamocz rączki dziecka w letniej wodzie i pochlap go. Następnie wlej wodę do mąki i soli i ugniataj masę. Dziecko będzie obserwować, co robisz. Masa gotowa, wiec zaczynamy zabawę. Wciskanie paluszków, odciskanie rączki, stópki - co tylko przyjdzie Wam do głowy. Masa jest przyjemna w dotyku i miękka, w odróżnieniu od plasteliny, która jest zbyt twarda. Kiedy maluch oswoi się z masą, można zacząć robić wspólnie kuleczki, wałeczki (trzymając i prowadząc rękę dziecka razem ćwiczymy) i inne, bardziej zaawansowane kształty. Zróbcie kilka zwierzątek i nazwij je.
Kolejne nasze zabawy to:
Co jest pod chustą? Kilka wybranych przez nas przedmiotów przykrywamy chustką, a identyczne jak pod chustką przedmioty ustawiamy przed dzieckiem (muszą to być więc przedmioty w co najmniej 2 egzemplarzach, na przykład klocki, łyżeczki, zabawki). Pokazujemy jakiś przedmiot, podajemy kilkakrotnie jego nazwę. Pytającym gestem zachęcamy dziecko, aby znalazło pod chustą ?parę" do danego przedmiotu. Bądź zabawa w a ku ku.
Tak po krotce wyglądają nasze jesienne zabawy 

Drugie miejsce:

Fajną zabawą z dzieckiem zwłaszcza w ciemne jesienne wieczory jest tworzenie teatrzyku cieni na ścianach. Wystarczy jedynie włączyć lampkę nocną i za pomocą własnych rąk wyczarować na ścianie różne postacie. Oczywiście można też bardziej kreatywnie- wcześniej powycinać z kartonu naszych "aktorów" i przykleić ich taśmą klejącą, np. do rureczek do napojów.


Trzecie miejsce:

 
Mamy dużo ulubionych zabaw, nawet więcej niż ma mama . Najfajniejsze są wygłupy w łóżku, szczególnie przydatne jak nie ma się ochoty wstawać. Pierwsza zabawa to zabawa w "cztery strony świata", polega ona na podziale łóżka na cztery części i nazwaniu ich nazwami różnych Państw. Następnie bawimy się, w ten sposób, że na zmianę podrzucamy pluszową piłkę, ten który nie złapie, zabiera część "terytorium" państwa przeciwnika. Zabawa jest super. Lubimy też takie tradycyjne zabawy jak w chowanego,
czy też w teatrzyk. Mała uwielbia również ustawianie krzeseł w kwadrat, zawieszanie koca, jako dachu i zabawę w namiot. Nie zapominamy również o kolorowankach, robieniu laurek pracującej mamie, czy też robieniu różnych rzeczy z papieru, tzw. Orgiami. Ze wszystkich tych zabaw, jakie dotychczas mieliśmy okazję wypróbować najbardziej przypadło nam do gustu robienie ludzików z kasztanów, żołędzi i plasteliny. Była to rewelacyjna zabawa, nie tylko dla małej, ale też dla mnie. Stworzyliśmy sami
różne postaci, zwierzątka i bawiliśmy się takimi ludzikami w farmę . Zawsze przed świętami robimy kilkumetrowe łańcuchy na choinkę, gwiazdki i aniołki z papieru, kolorowe pisanki, baranki na stole. Oprócz tego, jako chłopiec oczywiście uwielbiałem samoloty z papieru, czym zarażam teraz córkę. Często mała siada z mamą przy maszynie i tworzą :) Ostatnio zgubiła się jednak skarpeta i nie było pary powstawał więc misiek - jedna z ulubionych zabawek malutkiej. Robilmy laurki na dzień mamy, babci
itp., wyklejanki z bibuły, czy też odciskanie dłoni na kartce. W domu mamy również farbki do malowania na szkle i częśto twrzymy arcydzieła ;)
Jak widać z tatą też można się dobrze bawić, a rozwój mojej księżniczki wspieram poprzez wybieranie zabawek kreatywnych i zabawę w takie zabawy :) Staram się, by dziecko miało jak największe możliwości rozwoju i pokazuje jej, że nie najfajnieszje są zabawki, które grają, śpiewają i tańczą, tylko te które uczą i dzięki którym możemy się czegoś nauczyć :) Narazie jest mała, ale idzie nam dobrze. Jestem dumnym tatą małej wesołej córeczki. 

Wszystkim laureatom gratuluję!  Odezwę się drogą mailową w celu zebrania adresów do wysyłki :) 

czwartek, 22 listopada 2012

Lubi - nie lubi

Nie mogę uwierzyć, że przy stole razem z nami siedzi taki duży chłopiec. Jeszcze niedawno miksowałam dla niego papki, a teraz... je "dorosłe jedzenie, z "dorosłych" talerzy, przy "dorosłym" stole... Uwielbiam te nasze wspólne posiłki.

Cieszy mnie jak Synek z uśmiechem biegnie do stołu, gdy słyszy jak wyciągam talerze. A jeszcze bardziej mnie cieszy jak mu smakuje mój obiad, jak wylizuje talerz do końca, jak mówi "nam nam"... Serce rośnie.

Hiciorem w naszym domu jest zupa pomidorowa. Lubi ją tak bardzo, że ostatnio, gdy zjadł swoją porcję to się rozpłakał, że to już koniec. Dostał dokładkę oczywiście, za to drugiego dania nie tknął.

Poza zupą pomidorową istnieje też marchewka. Czasem muszę ugotować więcej, bo zanim warzywo wyląduje w daniu, znika... w niewyjaśnionych okolicznościach. Oj tak, ciasto marchewkowe też jest super.





(wczorajszy obiad: marchewka na gęsto, ziemniaczki i kotlecik szarpany z kurczaka)


I szpinak lubi, najlepiej z twarożkiem, i gulaszem z cukinią nie pogardzi, i pomidorkiem z jajeczkiem... i oliwki ze słoika wyjada, lubi jeść mój chłopiec...

Ale nie wszystko mu smakuje, oj nie. Nie lubi kapusty kiszonej, w żadnej wersji... ani w zupie, ani ugotowanej, a od surowej ucieka... cóż jest z tą kapustą? Może i na nią przyjdzie czas. Nie lubi też gotowanego kurczaka, chyba, że wkrojonego do zupy... i za bułką nie za bardzo przepada... lepszy chlebek jest.

A dziś robię naleśniki ze szpinakiem... nasze danie rodzinne, bo wszyscy je lubimy najbardziej :)))

środa, 21 listopada 2012

Świat Zabawek...

Mikołaj już tuż tuż i zaczęłam myśleć o prezentach świątecznych. Ale co tu kupić półtora miesięcznemu dziecku, skoro najbardziej fascynującą zabawką jest dla niego mój telefon komórkowy...

No może jeszcze piłka, a raczej trzy bądź cztery, które kopie z zapałem, w dzień i w nocy, a nawet spać się kładzie układając je sobie w łóżeczku. Przykrywa kołderką i głaszcze. Mój mały piłkarz...

Będąc ostatnio na zakupach w hipermarkecie, zostałam porażona "plastikiem" wystawionym już na ten mikołajkowy szał. Nie jestem ortodoksyjna pod względem zabawek. I plastiki i drewniaki i hand made Mały posiada w swojej niewielkiej kolekcji, ale to co widziałam to mnie powaliło. Szczerze, to nie miałam ochoty na żadną z wystawionych rzeczy. Nie wiem, może to dlatego, że w kupie to wszystkie wyglądały tandetnie, choć przy bliższym oglądzie można było dostrzec kilka perełek. Oczywiście tłumy rodziców już zaczęły przekopywać regały... Szaleństwo się zaczęło.

A ja w kropce jestem. Co tu wybrać? Nie chcę się poddawać temu zakupowemu szałowi. Nie chcę wydawać pieniędzy na coś co wyląduje na kolejne, długie miesiące w koszu z zabawkami...

Przecież  Prawdziwy Święty Mikołaj znów do nas w tym roku zawita. Nie może przyjść z pustymi rękami...

A wy macie już pomysł na prezenty?


wtorek, 20 listopada 2012

Prawdziwy mężczyzna...

Muszę Wam się pochwalić! Rośnie mi w domu prawdziwy mężczyzna... no macho takie, że aż strach...

Dziś rano, podczas porannego makijażu, towarzyszył mi mój Malec (zresztą jak co dzień). Z reguły jest zaabsorbowany papierem toaletowym, gąbkami, płatakmi higienicznymi... nieważne... ważne, że mam czas oko podkreślić.

Już kończyłam, już rzęsy tuszowałam... gdy odłożyć do kosmetyczki tusz miałam, zauważyłam, że owa zniknęła.

Odwracam się a na mnie patrzą oczka niewinne i uśmiech bezcenny...

Serce zadrżało...
Intuicyjnie zaglądam do toalety...

Tak. Mój Mały Mężczyzna spuścił zawartość mojej kosmetyczki w klozecie... Tusz się tylko ostał...

Wzięłam Małego na ręce , które prawie opadły z bezsilności, uśmiechnęłam się  i powiedziałam na uszko:

- Kochanie, Tata będzie z ciebie dumny!


***

Dziś ostatni dzień zgłoszeń konkursowych. Czekam na Wasze propozycje do godz. 23.59 :)))


poniedziałek, 19 listopada 2012

Światowy Dzień Toalet

Wyobrażacie sobie dom bez toalety? Chyba nikt nie bierze takiej ewentualności pod uwagę.

Posiadanie papieru toaletowego również nie jest żadnym luksusem. Jest standardem higienicznym. Jego brak może doprowadzić do niezłej frustracji. Ja nawet w podróż wybieram się z rolką w torbie, by nigdy nie zaskoczyła mnie sytuacja, że potrzebuję skorzystać z toalety a tam papieru brak...

To przecież taka norma, że aż ciężko sobie wyobrazić, że może być inaczej.

A może i jest niestety.

Bardzo przykro czyta się fakty, że z pośród 7 mld ludzi żyjących na świecie, co 3 osoba nie ma dostępu do toalety. Potraficie to sobie wyobrazić?

Na skutek biegunki spowodowanej złymi warunkami sanitarnymi każdego dnia umiera 3000 dzieci. Co 15 sekund życie traci jedno dziecko! A 95% przypadkom biegunki można zapobiec!

Liczba dzieci, które zmarły z powodu biegunki w ciągu ostatniej dekady, przekracza liczbę zabitych podczas konfliktów zbrojnych od czasu II wojny światowej!

Takie są fakty. Aż ciężko przejść wobec nich obojętnie. A może warto się choć na parę chwil zatrzymać i zadumać... Można oczywiście uznać, ze problem nas nie dotyczy, wszak każdy z nas ma toaletę w domu...

Można jednak inaczej.

19 listopada obchodzony jest Światowy Dzień Toalet wspierany przez markę Domestos, właśnie po to, by zwiększyć świadomość problemu, który dotyka co 3 mieszkańca Ziemi.

W centrum Londynu, by zwrócić na to uwagę, stanie 4,5 metrowa statua "Publicznej Toalety".

Ja nie jestem obojętna na tę sytuację, dlatego jedną z rzeczy, które mogę zrobić to przyłączyć się do akcji i moją wypowiedzią starać się nagłośnić problem.






Będę "pieczętowała" swój głos w tej sprawie, tam gdzie tylko będzie to możliwe. Każdy ma prawo do godnych warunków sanitarnych.


Ty też nie bądź obojętny wobec kryzysu sanitarnego!

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej zapraszam na: 


piątek, 16 listopada 2012

Babskie afirmacje

Mocno wierzę, że otaczającą rzeczywistość można wykreować poprzez myśli. Prosta zasady: "myśl pozytywnie a takie będzie twoje życie" oraz  "jeśli czegoś bardzo pragniesz to myśl o tym nieustannie, a myśli się zmaterializują" to niemal moje dewizy życiowe.

Wczoraj miałam dzień pt. "nie mam co na siebie włożyć". Taki babski standard, jeśli już dawno nie było się na zakupach. Otwarłam szafę i zapałałam do niej agresją. Najchętniej wyrzuciłabym wszystko co się w niej znajduje i zapełniła na nowo.

Kładąc się spać, postanowiłam wyobrazić sobie, że mam piękną PUSTĄ garderobę i robię ciuchowe zakupy od podstaw... I chodzę po tych sklepach i kupuję i już mam cały samochód zapakowany, gdy słyszę płacz Małego... Godz. 01.15, a ja jeszcze nie zasnęłam. Wciąż na zakupach... Mały wpakował się do łóżka i położył na moich nogach tak, że nie mogłam się ruszyć. Postanowiłam, że jeszcze chwilę poprzeglądam sklepowe półki...

Nie wiem o której zasnęłam. Ale wiem, że spałam za krótko.

Obudziłam się rozczochrana, z podkrążonymi oczami, zmęczoną cerą, w obślinionej przez Synka piżamie...

Mówię Wam... nocne zakupy nie służą poprawie wizerunku...
Dziś to by mi nawet Jacyków nie pomógł... taki mam LOOK ;)


czwartek, 15 listopada 2012

Co Ty Matko wiesz o wychowaniu...

Tak...

Miałam już nie pisać o Ciociach Dobra Rada, o Mitomanach i innych takich co to wiedzą, co jest dla dziecka dobre bardziej niż Matka...

Miałam, ale wczoraj zadzwoniła do mnie koleżanka. Urodziła dziecko 3 miesiące temu. Zadzwoniła i szlochała w słuchawkę, że już nie daje rady, że jest jej ciężko... Myślałam, że na początku, że macierzyństwo daje jej się we znaki. Słuchałam jak płacze. Wypowiedzi niespójne, ciężko było się połapać.

Poprosiłam by spokojnie opowiedziała o co chodzi. Okazało się, ze w jej domu dzieją się dantejskie sceny, że jej matka podważa każdą jej decyzję, mówi co ma robić, wyzywa od złych matek, ma pretensje, że ta jej się słuchać nie chce. I Straszy ją, ze jak się dąsa na jej rady, to ona przyjeżdżać nie będzie. A gdy przyjeżdża teściowa, to obie babcie wyrywają sobie dziecko i przekrzykują w dobrych radach, w imię oczywiście dobra dziecka.

Każda wie lepiej od matki co jest dobre i jak się powinno dzieci wychowywać.

Każda przecież swoje dzieci na ludzi wychowała.

Każda jest najmądrzejsza i najbardziej doświadczona.

Każda tylko nie Matka dziecka. Co ona może wiedzieć o wychowaniu? Przecież dopiero co matką została i NIC NIE WIE na ten temat.

Znacie to?

A to przecież Matka wie, czego jej dziecku potrzeba. To ona zna je najlepiej. To ona najtrafniej potrafi zareagować na jego potrzeby. Matka ma intuicję. Matka ma instynkt samozachowawczy. Matka ma morze miłości i empatii w stosunku do swojego dziecka. Matka ma określony światopogląd, którym chce dzielić się ze swoim dzieckiem. Matka chce by jej dziecko było szczęśliwe. Matka wie co zrobić by było!

Gdzie jest granica ingerencji osób trzecich w to wychowanie?

Według mnie nie ma o czym gadać. Nikt nie ma prawa mówić Matce co ma robić.

Dobre rady? Tak, jak najbardziej, o ile Matka ich potrzebuje.

A czego Matka potrzebuje najbardziej?

WSPARCIA.

Ciekawe, że tak trudno Matkę poklepać po plecach i powiedzieć: "świetnie sobie radzisz. To co robisz jest ważne i piękne. Dasz radę. Jesteś mądra i wspaniała. Cudownie wychowujesz swoje dziecko"

Ciężko prawda?

Matka o wychowaniu SWOJEGO dziecka wie wszystko...

Amen






środa, 14 listopada 2012

Bajka o śniegu

Dawno, dawno temu, gdy spadł pierwszy jesienno-zimowy śnieg... mój Synek zyskał nowego przyjaciela.

Przyjaciel ów był cudowny, pierwszy-raz-na oczy-zobaczony, zimny, biały i małomowny jakiś. Zrobiony zmarzniętymi rączkami mamusi.

A był to bałwanek...

Tak mu się spodobał, że do domu zabrać musieliśmy. I tak po drodze zastanawiałam się co by tu z tym "kolegą" zrobić. Gdy wróciliśmy przekonałam Małego, by oddał mi swojego przyjaciela, bo on od dzisiaj ma nowy domek:



Tak. Zamieszkał z zamrażarce. I tak sobie w niej tkwił między schabem a karkówką. I było mu dobrze, bo zimno.

Aż dnia wczorajszego Synek przypomniał sobie o bałwanku swoim. Stanął pod lodówką i palcem pokazywał. I jęczał "da, da, da". I myślałam najpierw, ze głodny, ale jak otwarłam zamrażalkę to zrozumiałam... I oddałam zabawkę.

Niestety jak to zwykle w bajkach bywa. Kiedyś muszą się skończyć. A nasza przygoda z bałwanem skończyła się śniegiem na panelach.
 


I wytłumaczyłam dziecku, że przyjaciele poprostu czasem znikają... zmieniają stan skupienia...

Ale śnieg zaraz do nas powróci, wtedy zrobimy całą Armię Bałwanów!


poniedziałek, 12 listopada 2012

Na własnych nogach

Odważyłam się. No nie powiem, kosztowało mnie to troszkę, ale powiedziałam sobie "ech, najwyżej wrócimy".

Otóż poszłam na spacer z Synkiem bez wózka! Po raz pierwszy. Niby nic takiego, a jednak dla nas to było ważne wydarzenie. Jak dotąd wózek zostawialiśmy, gdy wybieraliśmy się w trójkę. Zawsze potrzebowałam mentalnego dodatkowego wsparcia podczas ewentualnej pogoni za Synkiem.

I co się okazało?

Ano, że mieliśmy oboje z tego spaceru niezłą przyjemność.

Mały złapał mnie za rękę jak prosiłam, szedł ładnie, nie wyrywał się (czego bardzo się bałam). Gdy przejeżdżały samochody (nasze osiedle niestety jest niezwykle ruchliwe zwłaszcza pod klatkami) przykucałam i obejmowałam go, by się nie przestraszył lub zaciekawiony autem w ruchu nie wyrwał.

Synek szedł dumny, uśmiechnięty, rozglądał się naokoło, jakby szukał świadków tego ważnego dla niego wydarzenia. Wszak szedł SAM, na własnych nogach za rękę z mamą. Jak duży chłopiec.

A gdy wracaliśmy, w windzie przytulił się tak mocno... że o mały włos nie przegapiliśmy naszego piętra.

Będziemy częściej.


niedziela, 11 listopada 2012

Na Zdrowie: Motywacja

Między nami kobietami... która z nas choć raz nie stanęła przed lustrem z postanowieniem "Muszę coś zmienić".

Coś czyli co? Fryzurę? Sposób ubierania? Zmianę sylwetki? Sposobu odżywiania?
A najlepiej wszystko na raz w ekspresowym tempie. Ale jak zacząć? skąd czerpać motywację?
Ile z tych wszystkich postanowień przynosi efekty?

Dużo tych pytań. A wszystko zaczyna się od słowa MUSZĘ!
Muszę coś zrobić ze sobą. Taka jest natura kobiety.

Zdradzę Wam dzisiaj jak ja sobie z tym radzę, wszak i ja staję przed lutrem i spoglądam sobie głęboko w oczy.

Z racji tego, że mam naturę biurokratki, wszystko planuję i odhaczam. Nie lubię chaosu. Jestem usatysfakcjonowana, gdy na stworzonej przeze mnie liście pojawiają się wykreślenia. Dlatego planuję co chcę zrobić w danym dniu, jeżeli nie wyjdzie (bo przy dziecku nic nie jest oczywiste) robię kolejną listę, aż do skutku. Nigdy się nie poddaję. Wolę zrobić mniej niż wcale.

Mam kilka zasad, które pomagają mi w dążeniu do celu:

1. Do niczego się nie zmuszać. Tak naprawdę nic nie muszę tylko CHCĘ. Chcę coś dla siebie robić i to robię

2. Nie jadać "śmieci". Lubię swoje ciało i chcę by było zdrowe, dlatego jadam proste posiłki złożone z jak najbardziej naturalnych składników. Nie jadam niczego gotowego. Nie jadam na mieście. Nie jadam słodyczy (albo baaardzo rzadko). Nie jadam niczego do czego nie mam zaufania

3. Robić plan minimum. Nie lubię wielkich zmian, bo rzadko wychodzą. Wolę poświęcić sprawie kwadrans niż założyć godzinę i nie zrobić nic.

4. Do ćwiczeń nie trzeba się zmuszać. Wystarczy zrobić kilka brzuszków oglądając Teleexpress ;)

5. Myśleć o sobie pozytywnie i lubić siebie. Jak my same nie będziemy siebie lubić to kto będzie?

6. Nauczyć sie mówić NIE. Sztuka odmawiania jest niestety bardzo trudna, ale dobre jej opanowanie przynosi efekty.

7. Szanować swoje słowo. Jeżeli coś obiecam sobie to dotrzymuję słowa. Oczekuję od najbliższych by zawsze byli słowni, ale od siebie najwięcej. Obiecuję sobie, że pójdę do fryzjera i idę. Dla siebie :)









sobota, 10 listopada 2012

Sprawy Fundamentalne

Różne są metody wychowawcze... tak jak różne są osoby. Nie chcę ich kwestionować, bo każdy wie lepiej, co jest dobre dla dziecka i jak chce je wychowywać.

Sama wiem to najlepiej.
Tylko w jednej sprawie, będę mówiła głośno i wyraźnie NIE:

Dzieci się NIE BIJE

Dzieci się NIE STRASZY

Dzieci się NIE PONIŻA

I smutno mi tylko, że tak oczywiste kwestie nie zawsze są oczywiste.
I przeraża mnie fakt, że tych oczywistości muszę bronić i do nich przekonywać.
Sprawa nie podlega dyskusji...

Nikogo nie wolno bić...
Nikogo nie wolno straszyć...
Nikogo nie wolno poniżać...


***

Przypominam o konkursie


 Dziękuję za dotychczasowe zgłoszenia. Dostałam również sporo odpowiedzi na moją skrzynkę mailową. Zabawa trwa do 20 listopada. Zapraszam :)


czwartek, 8 listopada 2012

Półtora

Do tej pory w każdą miesięcznicę urodzin mojego Synka pisałam o tym, jakie robi postępy... Dziś opowiem Wam jaki jest mój Malec.

Jest uparty.
Nie spocznie dopóki nie osiągnie celu. Jak sobie coś upatrzy, to i cały dzień potrafi próbować po to sięgnąć. Słowo NIE traktuje z przymrużeniem oka. Rozumie doskonale co oznacza, ale równie dobrze mogłoby nie istnieć, albo istnieć tylko w tej jednej chwili. Po kwadransie potrafi się zdezaktualizować.

Jest szybki.
Szybszy niż uciekający gołąb, spadająca filiżanka, a na pewno szybszy niż mamine oko. Zanim uprzątnę jedną szkodę, mam dwie kolejne. A jaką kondycję przy tym!

Jest mądry.
Wszystko rozumie, wszystko wie, wszystkiemu się dziwi... a przynajmniej sprawia takie wrażenie.

Jest kochany.
Gdy się tulimy, odprawiamy nasze osobiste murmurando. Tulimy i mruczymy. Dzięki temu wiem, czy jak biegnie do mnie z rozpostartymi ramionami to chce się przytulić, czy walnąć mnie klockiem w kolano.

Jest dzielny.
Nikogo i niczego się nie boi. Co mnie trochę martwi, bo zadziera z innymi dziećmi. Tylko raz napotkał opór... ze strony trzyletniej dziewczynki. Od tej pory chodzili razem za rękę po placu zabaw. Czy powinnam przyjrzeć się jej bliżej?

Jest samodzielny.
Wszystko chce robić SAM. Sam się ubiera, sam je, sam myje zęby, wchodzi do wanny i puszcza wodę, sam sprząta, sam uruchamia komputer... ach gdyby jeszcze to wszystko mu wychodziło... ale mówi się, że liczą się dobre chęci.

Jest IDEALNY!

Ma półtora roku i jest moim Synem.

wtorek, 6 listopada 2012

Taka (nie)zwykła woda

Nie ma co się oszukiwać, ze woda z kranu nadaje się do czegokolwiek, a już najmniej do gotowania posiłków dla dzieci. Nie raz mam w kranie żur, nie wodę. Bo to jakaś awaria, bo rura pękła, bo sąsiad remont robi i wody w kranie brak zupełnie, a gdy zostaje odkręcona to... no właśnie. Często zastanawiam się co to? Znacie to też?

Dlatego do 3/4 przygotowywanych przeze mnie posiłków stosuję naturalną wodę źródlaną. Kiedyś kupowałam taką w 5l baniakach.

Gdy wychodziłam ze szpitala po porodzie, dostałam "na pożegnanie" albo lepiej "na nowy start" taki pakiecik z gadżetami, a w nim... wodę Mama i ja. Od tej pory kupuję ją, gdy tylko mam taką okazję. Mały się nią opija, na niej przygotowuję posiłki. Na tej wodzie parzę też kawę... i pierwszy raz kawa ma smak kawy... bez żadnych dodatków.




Mama i ja jest krystalicznie czysta i dokładnie tak smakuje... jak czysta woda! A co najważniejsze jest:

niskomineralizowana i niskosodowa

oraz 

jest dostępna w butelce z dzióbkiem 

co ułatwia podawanie wody dziecku. Całe lato z niej korzystaliśmy.

A teraz coś dla Was :)



Dzięki uprzejmości firmy WOSANA, producenta wody Mama i Ja zapraszam na konkurs, w którym do zdobycia jest taki oto pakiecik:





I nagroda: ręcznik, książeczka z imionami, kubek, naklejka 

II i III nagroda: książeczka, kubek, naklejka



1. Wystarczy odpowiedzieć na pytanie:

Jak można ciekawie i niebanalnie spędzać czas z dzieckiem w długie jesienno-zimowe wieczory?

2. Wstawić baner informujący o konkursie na swoim blogu

3. Polubić na FB Happy Power Mama oraz Mama i ja 

UWAGA: Jeśli nie prowadzisz bloga pozostaw w komentarzu swój mail w celach kontaktowych, bądź wyślij odpowiedź na moją skrzynkę: hpmblog@gmail.com

 Konkurs trwa od 6.11.2012 do 20.11.2012

Zwycięzców wyłonię do 3 dni od daty zakończenia konkursu.
Zapraszam do zabawy :)))  





niedziela, 4 listopada 2012

Na Zdrowie: Setka

W związku z tym, iż projektów i pomysłów przede mną cała masa, a czas mam ograniczony z wiadomych względów, odbiło się to na moich treningach.

Jak dotąd czas poświęcony ćwiczeniom zajmował mi ok 1-1,5h, minimum cztery razy w tygodniu. Nie ma szans wygospodarować tyle czasu w najbliższych tygodniach. Postanowiłam więc przygotować plan minimum, czyli 15 min dziennie, codziennie na ćwiczenia.

W 15 min, wbrew pozorom można zrobić naprawdę dużo. Postanowiłam wykorzystać to jak najefektywniej potrafię. Mój plan to:

SETKA, czyli

100 podskoków różnych np. pajacyków w ramach rozgrzewki
100 brzuszków prostych
100 brzuszków skośnych
100 brzuszków na dolne partie brzucha (unoszenia kolan, nożyce itp).
100 przysiadów różnych
100 powtórzeń na pośladki (np. wymachy nóg w pozycji klęczącej).

a na koniec rozciąganie.



Próbowałam ten program już od tygodnia i zajmuje mi ok 15min. Ale ja się nie oszczędzam. Tempo jest szybkie, brak przerw, jedno ćwiczenie za drugim. Myślę, że pozwoli mi to utrzymać dobrą formę i nie zaprzepaścić dotychczasowych rezultatów.

:)

piątek, 2 listopada 2012

Powrót krzeseł

Sytuacja pogodowa za oknem zmusiła mnie, do uprzątnięcia balkonu. Już nie mogę bezkarnie przechowywać na nim na przykład mebli.

Krzesła powróciły. Strasznie się bałam tej chwili, znając zapędy wspinaczkowe mojego Synka. Podjęłam jednak wyzwanie. Przyszedł czas na oswojenie Małego ze stołem jadalnym.

   
Przy stole czytamy książeczki, jemy posiłki (skończyło się piknikowanie na kanapie), oglądamy zdjęcia w albumach i wiele wiele innych czynności przy stole wyrabiamy. Zasada jest jedna. Stołem i krzesłami się nie bawimy (przynajmniej na razie). Chcę by Mały wiedział, że te meble do czegoś służą i nie można po nich skakać. Oczywiście zanim on to zrozumie, minie trochę czasu, więc codziennie powtarzam to czego sama nienawidzę:

- Kochanie nie wspinaj się na stół, bo mamusia się boi, że spadniesz i się połamiesz!

Dziecko powinno znać zasady panujące w domu, ale nie znoszę jak dziecku zabrania się swobodnej zabawy, ze względu na strach rodzica. Wolałam pozbyć się rzeczy, które są dla Małego zagrożeniem. Długo dawaliśmy radę. Krzesła w domu to tak naprawdę mój strach. Jak byłam dwu letnią dziewczynką spadłam z krzesła i złamałam sobie obojczyk. Teraz jak widzę jego harce to mnie ściska w środku.

Ale bardzo się staram zamiast straszenia Małego, uczyć go:
- Skarbie usiądź na krzesełku, zobacz mamusia siedzi i tatuś też. Żadne z nas na nich nie wstaje.
- Krzesełka służą do siedzenia, łóżeczko do spania, a nocnik do sikania...
itp.

Mały łapie o co chodzi i to mnie cieszy :)