poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Leżę i pachnę

Długi weekend rozpoczął się cudownie. Kto może pewnie jest na urlopie/wyjeździe.
Ja też dziś mam wolne. Synek grzeczny jak nigdy, prawie wcale mnie nie absorbuje. Cóż za radość dla moich zwisających rąk, posiniaczonych kolan, naciągniętych policzków.

Mam czas dla siebie i postanowiłam go wykorzystać. Umalowałam oko, uczesałam włos, ubrałam śliczną letnią sukienkę i uwaga... poperfumowałam się !!!



Moich ulubionych zapachów nie używałam już od ponad roku, a nawet prawie dwóch. W ciąży drażniły mnie perfumy, a gdy Mały przyszedł na świat uznałam, że zapach matki jest dla niego najpiękniejszy...

Teraz to już duży chłopina. Sam siedzi w kącie i układa klocki... a ja wypicowana leżę na kanapie, przeglądam gazetę i pachnę!

Udanej majówki :)))

piątek, 27 kwietnia 2012

Nie lubi

Ostatnio skupiłam się na tym, jaki Synek jest wspaniały, ile daje mi radości każdego dnia. Muszę jednak przyznać, że charakterny on jest. I to bardzo. Lista rzeczy, których mój Malec nie lubi i potrafi to głośno i dobitnie manifestować, jest baaaardzo długa. Oto kilka przykładów:

- Nie lubi gdy myję naczynia. Jestem wtedy odwrócona do niego plecami i nie potrafi się skomunikować. Dlatego kładzie się na podłodze, głośno wyje (nie jest to płacz, tylko takie na siłę wycie kojota).

- Nie lubi zasypiać bez cycusia. Jak tylko wyciągam mu go z buzi, a on jeszcze dobrze nie usnął czeka mnie kara. Mały wstaje z łóżka, robi groźną minę i postanawia swój sen odwlec w czasie o około 15-30 min. 

- Nie lubi gdy wyciągam go z piaskownicy. Mógłby w niej siedzieć godzinami. Piasek to jego Nowy Ulubiony Kolega, dlatego gdy uznam, że pora kończyć zabawę zapiera się nogami i rękami. Gdyby mógł to by się w tym piasku zakopał (w sumie może, tylko jeszcze nie potrafi)

- Nie lubi zakładać pampersa. Zawsze ucieka z gołą pupą, niezależnie czy jesteśmy w domu czy w gościnie.

- Nie lubi gdy nie pozwalam mu grzebać w moim własnym nosie. Gdy myślę, że się obroniłam przed tymi atakami, wkłada mi palec do oka.

- Nie lubi gdy zajmuję za dużo miejsca w łóżku. Dzisiaj mnie nawet z niego wykopał. Dosłownie! Spadłam na podłogę.

- Nie lubi dzwonków: telefonu, domofonu czy do drzwi. Łapie mnie wtedy za nogę. Boi się. 

- Nie lubi gdy nie jest w centrum zainteresowania. Wtedy dopiero pokazuje na co go stać. Biega z piskiem, rzuca się na domek z piłkami, wdrapuje na kolana, wyciąga moją bieliznę z szuflady (jedyna, którą potrafi otworzyć), wydłubuje wszystkie śmieci zza szafek i wyciąga na środek pokoju...

ufff...

normalnie takiego dzikiego lokatora przepędziłabym gdzie pieprz rośnie, ale tego wyjątkowo lubię :)

wtorek, 24 kwietnia 2012

Nie papkujemy a obiadkujemy :)


Ogłaszam Erę Papek Niemowlęcych za oficjalnie zakończoną!

Wprawdzie już od dawna eksperymentowałam i Synkowi podawałam nasze obiadki, ale gdzieś tam w głowie kołatała mi myśl, że przecież on jeszcze taki malutki i gotowałam mu oddzielne "zupki". Nie miksowałam, ale Synek miał swój obiadek, a my swój.

Jednak Mały odkrywca szybko zorientował się, że jest jedzenie i JEDZENIE! Oczywiście z talerza rodziców smakowało najlepiej. Odkąd coraz częściej smakował mojej kuchni, kręcił nosem na zupki, do tego stopnia, że musiałam go gonić z łyżką po całym mieszkaniu. Na fotelik do karmienia też zastrajkował.

Wygrał. Przez ostatnie półtora tygodnia dostawał to co my. Jadł łazanki, chlebek z masłem, szyneczkę drobiową, gotowanego kurczaka, warzywa w całym kawałku, zupkę pomidorową, żurek i wiele jeszcze innych smacznych dań.

Teraz obiad to wspaniała przygoda dla nas obojga. Synek poznaje nowe smaki, a ja poznaję Synka. Obserwuję jaką radość sprawia mu pochłanianie całej różyczki brokuła. Jak rozkoszuje się kształtem i kolorem. Jak wkłada i wyciąga z buzi, wciąga nosem, a na koniec rozsmarowuje po całej twarzy. Robi tak z niemal każdym pokarmem. Na szczęście czego nie doje ze swojego talerza dojada z mojego.

Teraz nic tylko włożyć mu łyżkę do rączki.

Uwielbiam te nasze obiadki.


niedziela, 22 kwietnia 2012

Tata to też MAMA

Mr.Taty coraz częściej w domu nie ma. Sezon się zaczął, pracy w brud. Synek nie przyzwyczajony do tak długiej nieobecności taty w domu, znosi to niezbyt dobrze. Marudzi. Często stoi przy drzwiach. Biegnie w stronę drzwi gdy tylko sąsiadka kluczami w zamku zazgrzyta...

Szkoda mi go bardzo, ale niestety musi przyzwyczaić się do tego, że nie zawsze rodzice mogą być z nim 24h / dobę (tzn. ja mogę :) ).

Ostatnio, gdy tata, po całym dniu pracy, zjawił się w domu, Synek podbiegł do niego wyciągając rączki i zawołał "MAMA".

Jak to MAMA? Przecież mama jest tylko jedna!!! 

Okazało się, że dla Małego wszystko jedno czy mama to MAMA, a tata to TATA. Dla niego MAMA = rodzic = spokój, bezpieczeństwo, jedzenie, miłość, zabawę.

A Mr.Tacie, też wszystko jedno, czy jest MAMĄ czy TATĄ w języku swojego dziecka. Ważne, że Synek kocha i tęskni.

piątek, 20 kwietnia 2012

Kota nie ma, myszy harcują

Jedynym miejscem w naszym mieszkaniu, które jest absolutnie niedostępne dla mojego Synka to biurko taty, a zwłaszcza komputer i wszystkie sprzęty i dokumenty wokół.

Mały nieraz siedzi pod krzesłem i skomle. Ale dziś przeszedł samego siebie, a że serce mam miękkie, więc zgrzeszyłam...



Cóż za radość, posiedzieć kilka chwil na miejscu taty. Nieopisana. Na swoje usprawiedliwienie mam, że Synek kiedyś i firmę po tacie przejmie, więc niech się szkoli za młodu.

nooo... to może być mój ostatni post, bo jak Mr.Tata to zobaczy...

:)))

środa, 18 kwietnia 2012

Babcia też demotywuje!

Ostatnio miałam dużo szczęścia do spotkań rodzinnych. Na jednym z nich spotkałam się z moją ukochaną babcią. Jakże była ona zachwycona swoim prawnukiem, że cudowny, mądry, silny i że ja tak ładnie wyglądam... ale niestety do pewnego momentu...

...kiedy to ładnie przeprosiłam babcię i pozostałych gości i zmyłam się do sypialni by Synka nakarmić. Gdy wróciłam zaczęło się! Babcia spiorunowała mnie groźnym spojrzeniem i rzekła:

- wstydź się dziewczyno! Taki duży chłopak a ty wciąż mu cycka wciskasz! Za duży już jest! Oj za duży! A ty co? taka chuda, że za chwilę znikniesz! I zęby Ci wypadną! On wszystko z ciebie wyssie!
- ależ babciu... (i tu padł szereg argumentów na temat zalet karmienia naturalnego)
- już się tak nie wymądrzaj. Słuchaj się starszych, bo wiedzą lepiej, a doktorzy muszą trochę to karmienie koloryzować bo mało kobiet chce karmić. Nie słuchaj ich!

czyli jak skończę karmić będę wyglądać tak:

*zdjęcie pochodzi z zasobów internetowych

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

SKANDIKA Hand Made

SKANDIKA Hand Made to pomysł, który pojawił się naturalnie.

Potrzebowałyśmy do wystroju naszych domów ciekawych, kolorowych, ale prostych tkanin, których nie znalazłyśmy w sklepach. Zalewa nas mnogość, wielość rzeczy lepszej lub gorszej wartości. Niestety tych gorszych jest zdecydowanie więcej. Dlatego też, zaczęłyśmy szukać tkanin w naszych ulubionych kolorach i szyć proste, nieskomplikowane rzeczy, które naszym domom dodają energii, jasności, przytulności i nowoczesności.

Lubimy naturalne tkaniny – bawełnę i len, i to właśnie z nich szyjemy. Lubimy też neutralną kolorystykę: szarości, biele, kremy żółcienie, ale charakteru naszym domom dodają także mocniejsze: turkusy, granaty czy czerwienie. Interesują nas proste wzory, paski i kratki.

Lubimy hand made, czyli rzeczy szyte na miarę, na zmówienie, niepowtarzalne, domowe, swojskie, takie, które tworzą klimat domu. Z racji tego, czym zajmujemy się na co dzień, w swojej ofercie oprócz projektów autorskich, mamy także szycie na miarę, a także doradztwo, w których miejscach w domu tkaniny będą najkorzystniej wspierać domowników.

W swojej szafie mamy mnóstwo tkanin w różnych kolorach i wzorach, bo same lubimy zmieniać wystrój wnętrza w zależności od pory roku, okazji lub nastroju.

Zachęcamy do eksperymentowania z tkaninami. My to uwielbiamy.




Zapraszamy także do odwiedzenia naszych autorskich stron:
 

SKANDIKA HAND MADE
Katarzyna
Gabriela


wtorek, 10 kwietnia 2012

Czyste szaleństwo!

W ferworze świątecznych prezentów, w naszym mieszkaniu stanął prawie rzutem na taśmę ten oto namiot:

Radość Synka ogromna. Cóż za raj dla jego małych rączek. Od razu skumał jak to działa. Wchodzi do środka, najpierw tarza się w piłeczkach a potem, jedną po drugiej, wyrzuca z namiotu, zachęcając tym samym mamę do wspólnej zabawy, która to łapie piłeczki i wrzuca je z powrotem do środka.

Czy to był dobry pomysł?
Oj ciężko się nad tym zastanawiam... ale przy okazji swoich wielkich gabarytów gadżecik ten zasłania "zakazane miejsca", których wcześniej nie potrafiłam zabezpieczyć.

Jak długo postoi? 
hahaha... to zależy jak często będę puszczała "wiązankę" gdy bosą stopą nadepnę kolejną piłeczkę...

niedziela, 8 kwietnia 2012

śmieszne przypadki jedenastomiesięcznego Szkraba :)))

Mój Synek kończy dziś jedenaście miesięcy. Pozostały tylko miesiąc do roczku... jak ten czas przeleciał? Nie wiem. No i jakimś dziwnym trafem przegapiłam jego dziesięć miesięcy. A Synek od tego momentu zrobił niesamowite postępy:

- mówi MAMA, zwłaszcza kiedy chce dostać coś "zakazanego". Skąd on wie jak mnie zmiękczyć?

- mówi BABA na wszystko pozostałe, a zwłaszcza na lampę. No czasem wychodzi mu łała, bała, wawa itp.

- uwielbia bawić się w "raczka nieboraczka". Raz udało mi się nawet tą zabawą go uśpić.

- robi "papa". Oczywiście w jego wykonaniu to jest "baba".

- klaszcze w dłonie. A jak zaczynam mu wyliczankę "kosi kosi łapki" to przestaje.

- daje buzi. Najczęściej zębami w policzek.

- zaczął ciałem reagować na muzykę czyli buja się na boki i robi przysiady.

- wymyślił sobie zabawę w "mam cię". Wystarczy kucnąć czy po coś się schylić gdy Synek znienacka podbiega, łapie delikwenta w pasie, wgryza się w plecy i piszczy do ucha czyli "mam cię".

- biega, wspina się, schodzi i wchodzi na łóżko, przesuwa krzesło po całym mieszkaniu, otwiera szafki, w których odkręciłam gałki (czas na nowe zabezpieczenie) czyli w domu mamy mały Sajgon

- potrafi zdjąć sobie buty, skarpetki, czapkę, szalik, bluzę... gdyby mógł to by nagi chodził.

- pokochał swoje łóżeczko, tylko nie wie czasem gdzie mu jest lepiej: czy u siebie, czy u mamy, dlatego całą noc urządza sobie wędrówki. Raz tu raz tu... ech.

Pewnie nie wymieniłam nawet połowy jego umiejętności. To co jednego dnia jest nowością, za dni parę się dezaktualizuje, bo zaczyna się coś nowego...

Szkoda, że nie zainstalowałam w mieszkaniu monitoringu. Jakże żałuję... mogłabym wtedy odtworzyć każdy dzień, każdą chwilę, każdy uśmiech mojego dziecka. 

środa, 4 kwietnia 2012

Osobisty Fryzjer

Ostatnio cierpię na Chroniczny Brak Czasu. Mam wrażenie, że nie wyrabiam... Moja lista "rzeczy do zrobienia na dany dzień" zazwyczaj jest nietknięta. I nawet nie wiem gdzie ten czas ucieka. Czy to ja na wiosnę nie potrafię się zorganizować, czy Synek aż tak mnie absorbuje?

A święta zbliżają się wielkimi krokami...

Zerknęłam w lustro a tam STRASZYDŁO. I gdzie tu czas na fryzjera znaleźć jeszcze? Spytałam więc z picu wielkiego Mr.Tatę:

- a nie podciąłbyś mi końcówek?
- pewnie, że bym podciął!

Praktyka domowego strzyżenia obca mi nie jest, wszak z siostrą w zamierzchłych czasach co rusz eksperymentowałyśmy z wyglądem, więc i strachu nie odczuwałam. No do pierwszego okrzyku "O!Shit"

- co o shit? - nagle moje oczy stały się większe niż zazwyczaj
- to ile miałem podciąć? centymetr? A może być dziesięć?
- a mam inne wyjście? - i z bólem serca zerkam na podłogę, gdzie leży już porządna kupa moich włosów...

Nagle słyszę kolejne:
- O shit! Nie ruszaj się bo muszę wyrównać!

Cóż. Mój błąd! Sama się o to prosiłam. Najwyżej zepnę włosy wsuwkami - myślę sobie.

Po całym zabiegu strzyżenia spoglądam w lustro... a tam każdy włos w innym kierunku. Mr.Tata patrzy na mnie z drżącym sercem.

- to ja umyję głowę i spróbuję coś z tego ułożyć...

Gdy układałam włosy okazało się, że wcale nie jest źle. To nic, że z półdługich mam półkrótkie teraz, ale takiej fryzury to już dawno nie miałam. Wchodzę do pokoju i widzę zachwyt w oczach męża, który cicho wzdycha "łał".

I tym sposobem mam swojego prywatnego Osobistego Fryzjera. I to nic, że fryzura "grubo ciosana". Tak jest może i lepiej, ale to już musicie uwierzyć na słowo :)))

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Buro na święta? niekoniecznie...

Oglądam prognozę pogody na święta a tam szaro, buro i ponuro... ech... pierwsza Wielkanoc mojego Synka i taka paskudna pogoda się zapowiada... Trudno.

A mąż w tym czasie kartkę mi wręcza co to przyszła właśnie. I od razu front pogodowy mi się zmienił. Buro? Oj na pewno buro nie będzie. Uśmiechnęłam się, bo rzadko dostaję kartki pocztowe (niestety komórki w tym względzie zabijają tradycję), a własnoręcznie przygotowanych to już w ogóle.

W jednej sekundzie zainspirowałam się do świątecznych porządków i dekoracji...
Dzięki ambiguity :)))