wtorek, 29 maja 2012

Wpis kulturalny

Muszę się przyznać, że jestem fanką pewnego teatru. Jestem osobistą fanką pewnego teatru...

Teatru Momo z Katowic

I jako ta osobista fanka, śledzę ich poczynania, kibicuję, wspieram i robię co tylko fanka zrobić może. Dlatego bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że chłopcy zdobyli drugą nagrodę na VII Ogólnopolskich Prezentacjach Teatrów Poszukujących im. Tadeusza Kantora - Wielopole 2012, za przedstawienie "Podarunek" (oczywiście jako fanka uważam, ze zasłużyli na pierwszą - bez dwóch zdań).


Ich przestawienia opierają się na mrocznej, onirycznej stylistyce. Bez słów, bez zbędnych rekwizytów. Tylko ruch, gest i muzyka. Osobiście uważam, że bez tej  autorskiej, wbijającej w fotel muzyki, Teatr Momo nie byłby tak spektakularny jak jest teraz. To właśnie te głośne i przejmujące dźwięki na długo jeszcze po zakończonym spektaklu, szumią mi w uszach...

Tematyka przedstawień wyciskająca łzy z oczu...

I nie raz serce mi drżało, gdy na widowni siedziałam...

A tutaj zamieszczam fragment mojego ulubionego spektaklu:


poniedziałek, 28 maja 2012

O tym jak Mr.Tata został bohaterem we własnym domu

Dzielny Mr.Tata zaopatrzył właśnie swojego jedynego Syna w pierwsze slipusie:



Jak widać Mr.Tata jest na bieżąco, bo choć cały czas motyw nocnika przewija się w naszych rozmowach, to jeszcze ani razu nie udało mi się użyć go w celu do tego przeznaczonym... jakież było moje zaskoczenie gdy rozpakowałam zawiniątko. Nie mogłam się oprzeć by Synkowi nie pokazać.

Ależ mu się spodobały nowe rzeczy. Szkoda tylko, że nie za bardzo wiedział co z nimi zrobić. Po kilku chwilach zastanowienia nałożył sobie na głowę. Potem mi przymierzył.

I tym sposobem, dzięki Mr.Tacie ofc, zostaliśmy posiadaczami pięknych, nowiutkich... kapeluszy.

piątek, 25 maja 2012

STOMP

Zaliczyliśmy wczoraj Dzień Na Nodze Wiszący! Syn odkleić się nie potrafił, co skutecznie utrudniło mi jakiekolwiek czynności domowe. No ale w porze obiadu, obiad ugotować trzeba. Myślałam jakby tu Synka zająć, żeby dał mi choć 20 minut na przygotowanie.

Pierwsza myśl - telewizor. Włączyłam. Przeleciałam po kanałach, a tam, same wiecie, jakieś dramatyczne, krzyczące audycje. No z tym dziecka nie zostawię, a kablówki nie posiadam. Reklamy... kurcze, kończą się za parę minut...

Zajrzałam do szafki z DVD, żeby jakiś "łagodny" film znaleźć, a tu niespodziewanie w ręce trafia mi płyta z zapiskiem przedstawienia grupy STOMP. Ooooo to mu się spodoba! Włączyłam.

Cisza! Dziecko siedzi i się gapi w TV. Robię swoje i co jakiś czas na niego zerkam. 30 min. minęło, zaraz płytka się skończy... siadam obok. Nagle Mały odzywa się: MAMA MAMA, a na ekranie artyści właśnie w pokrywki i garnki uderzają. Ja w śmiech. Koniec nagrania. Pora obiadu.

Po obiedzie posprzątać trzeba, bo Synek jak zwykle jadł całym sobą i dzielił się z wszystkimi przedmiotami wokół siebie. Przynoszę więc miotłę i zmiotkę z łopatką. Mały zrywa się na nogi i łapie miotłę. Energicznie zaczyna uderzać nią o podłogę. Ja znów w śmiech, on w śmiech. Chcę wymienić się z nim na zmiotkę, ale nie daję się przekonać. On macha miotłą ja zmiotką i tańczymy tak razem zanosząc się od śmiechu. Ale czad!

A taniec w oryginale wygląda tak:


 

Uważajcie STOMPy, bo konkurencja wam rośnie!!!!

środa, 23 maja 2012

Rzeczy rzeczami...


Wysprzątałam mieszkanie przed imprezą tak, że aż lśniło. Jak nie moje. Starłam z mebli ślady użytkowania. Podłogę ze śladów stąpania (i jedzenia). Po zawieszeniu dekoracji usiadłam i westchnęłam... jak tu jest pięknie.

Dziś otwarłam oczy i przetarłam ze zdumienia. Po trzech dniach wszystko wróciło do normy. Totalny chaos i pozorne nieuporządkowanie. I co? Uśmiechnęłam się radośnie. To jest prawdziwe moje miejsce na ziemi. My tutaj mieszkamy:

- Mr. Tata, zostawiający gdzie popadnie kartki, karteluszki, segregatory, pieczątki
- Ja, próbująca nie zapomnieć o swojej kobiecości, zostawiając lakier do paznokci na szafce kuchennej i przez tydzień próbując odnieść go do łazienki
- Nasz Syn, zaznaczający swoją obecność w każdym niemal kącie: zabawkami bądź resztkami jedzenia.

Pierwszy raz w życiu ten stan rzeczy zupełnie mi nie przeszkadza. Jakże jest u nas pięknie! A te stosy prania i prasowania, może same się teleportują do szafek?

Rzeczy rzeczami, ale rodzina jest najważniejsza :)))

poniedziałek, 21 maja 2012

Ależ to była impreza...


Tyle przygotowań do uroczystości roczkowej a zleciało tak jakby czas w sekundach, a nie godzinach był mierzony!

Wyszło super! Goście zadowoleni, Synek w siódmym niebie, my zmęczeni ale szczęśliwi.

Największym stresem był dla nas Kościół. Nie jestem zwolennikiem prowadzenia do Kościoła małych dzieciaczków, które nie zdają sobie sprawy gdzie są i po co, toteż z Synkiem do Kościoła nie zaglądałam. Jednak Błogosławieństwa Rocznych Dzieci odmówić nie mogłam, więc cała uroczystość w Kościele się rozpoczęła. Ku mojemu zaskoczeniu źle nie było. Mały Solenizant przez 45 minut trwania ceremonii zdążył:

- zjeść ciastko, a nawet dwa
- wypić wodę i podzielić się nią z najbliższymi
- ściągać buty swoje i moje
- sprawdzić wytrzymałość ławki poprzez wędrówki "tam i z powrotem"
- sprawdzić czystość pod ławkami
- klęczeć w konfesjonale
- siedzieć na klęczniku
- zrywać kwiatki postawione na bocznym ołtarzu
- zawiązać nowe przyjaźnie
- grzebać w nieswoich wózkach
- ustawiać chrzestnej zegarek na właściwą godzinę

W domu też atrakcji co nie miara. Ileż pyszności do skosztowania. W każdym talerzu swój paluszek zanurzyć musiał i skosztować też.

Ech... było cudnie :)))








piątek, 18 maja 2012

Zaczynamy odliczanie...

...do imprezy roczkowej :)

Odbędzie się ona już w niedzielę. Poślizg straszny, ale niezależny od nas. Myślałam, że skoro mam więcej czasu to wszystko dopnę na ostatni guzik. Niestety. Czas akurat moim sprzymierzeńcem nie jest. Lista Rzeczy do Zrobienia zamiast maleć, rośnie. Jak to się dzieję?

Między myciem a... myciem i myciem wpadłam tylko zdradzić Wam, że impreza odbędzie się...

w stylu marynistycznym :))))


wtorek, 15 maja 2012

Smaczne

Synek mój wkroczył w kolejny etap samodzielności. Postanowił nie jeść niczego, czego sam do ust nie może włożyć! Mogę zapomnieć o karmieniu go zupką na przykład. No chyba, że dam mu łyżkę do ręki i pozwolę jeść samodzielnie. 

No i Synek je... tzn. je o ile do buzi trafi. A z tym trafianiem to różnie bywa. Najczęściej trafia do oka. Ale jak to się zwykło mówić: "je się oczami". Mały postanowił to potraktować zbyt dosłownie...

No cóż... nawet jak mu nie wyjdzie, to i tak od śmiechu się zanosi i głośno mówi NAM NAM (czyt. mniam mniam).


sobota, 12 maja 2012

Kupa, kupa i jeszcze raz kupa


O kupie miałam nie pisać, ale coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz...

Mój Syn czasami nie wypróżnia się codziennie, więc dzisiejszy brak papy w pieluszce w ogóle mnie nie zdziwił. "Będzie rano" pomyślałam sobie. 
Czas kąpieli zbliżał się nieubłaganie, a ja przypomniałam sobie o istnieniu sprzętu kurzącego się w łazience, czyli nocnika. Postanowiłam spróbować ponownie oswoić Syna z jego tronem. Rozebrałam go do naga i posadziłam. Nie zdziwiło mnie, że nim zdążyłam do dziesięciu policzyć ten dał nogę i leci z gołą pupą na drugi koniec mieszkania. Niech leci i się powietrzy, a co! Najwyżej panele posika.

Coś mnie jednak tknęło i poszłam za nim, a ten kuca i niewyraźną minę ma. O kupa! Szybko wróciłam się po nocnik i lecę... nie zdążyłam. Na panelach już była... ciskam nocnik w kąt i wracam się po chusteczki. Lecę z chusteczkami. Gdy próbuję kupę wyczyścić mały znów kuca. Z tymi chusteczkami sprawa ciężka, bo one są do... pupy. Lecę do kuchni po ręczniki papierowe. Druga już na panelach. Ścieram szybko, a ten trzecią gdzieś w kącie zostawia...

Ja na jednym, on na drugim końcu pokoju. Śmieje się. O nie! Tylko nie to! Mały wkłada ręce w kupę, a potem jak gdyby nigdy nic przebiega po niej! Lecę i ścieram, a obok mnie przelatuje z piskiem "Kochany Malec" i zostawia "pachnące ślady". Gania po cały mieszkaniu, a ja za nim. Biegnie do pokoju, a tam  świeża pościel na łóżku, wszystko wysprzątane jak nigdy. "Tylko nie na łóżko, tylko nie na łóżko" krzyczę za nim.

Wbiegam do pokoju. Uff.. Stoi. Biorę Delikwenta pod pachy i zabieram trzymając z dala od mojego wrażliwego nosa. Uprzednio sprawdzam czy aby nie skosztował, ale buzię ma czystą i z ust pachnie ładnie choć Mały cuchnie cały. Zanoszę do łazienki i robię "prysznic". 

Oczywiście podłoga musiała z mopem się przywitać.

Takiej zabawy nie miałam już dawno! Mały też, bo po tej "gównianej gonitwie" padł i śpi :)

piątek, 11 maja 2012

Jak wygląda życie bez...


...bez CYCA oczywiście.

Jutro mija dokładnie tydzień odkąd odstawiłam Małego od piersi. Był to czas bardzo dla nas ważny. Ja zrozumiałam, że dziecko dorasta jednak i bobasem nie pozostanie, niestety. Syn uczy się, że Mama to nie tylko Mleko, i że Mama kocha najmocniej na świecie nawet jeśli do piersi przytulić się nie pozwala.

Jak wyglądało samo odstawienie? 
Założyłam sobie, że nie będę drastyczna i stopniowo będę ograniczała dostęp do mleka, przy czym dzienne karmienia wyeliminowałam wszystkie od razu. Syn miewał różne nastroje i raz ciągnął cycka przez cały dzień, drugi raz nie upominał się wcale (za wyjątkiem drzemki). Nie mogłam się z góry przewidzieć "na co Syn będzie miał ochotę", więc zabrałam Cyca i już. 

Syn przyjął to ze spokojem umiarkowanym, do drzemki i nocnego usypiania. Wtedy zaczęło się piekło. Na szczęście trwało tylko dwie doby. Nocne karmienie, tak jak przypuszczałam, wyeliminowało się samo. Najpierw 2x2 karmienia, następne 2 noce po 1, a ostatnie 2 nocki nie chciał ani razu. Oczywiście przebudzał się wielokrotnie, ale wystarczyło go przytulić i odłożyć. Sypia sam we własnym łóżku! Nad ranem ściąga do mnie i między 5.00 a 6.00 mamy pobudkę. Niestety.

Nowy plan dnia i schemat żywienia wygląda zatem następująco:

5.00-6.00 - pobudka. Czas na MM (podaję Bebiko Junior 3) ok. 200ml

8.00-9.00 - czas dospać troszkę :)

ok. 10.00 - śniadanie (albo kaszka albo chlebek np.z masełkiem, ugotowanym i pokruszonym mięskiem, bądź mocno sparzonymi pomidorkami)

10.30-12.00 - spacer, zakupy bazarowe, plac zabaw

ok.12.00 do "różnie z tym jeszcze bywa" - drzemka

ok. 13.00 (po przebudzeniu) - MM ok. 150ml

14.30-15.00 - obiad (zależy od mojej inwencji twórczej)

15.00-16.30 - spacer, plac zabaw

16.30 - deserek czyli owoc

18.30 - kolacja albo kaszka na mleku albo chlebek (w zależności co było na śniadanie). Jeśli chlebek to przed snem podaję jeszcze MM ok.200ml (nie zawsze wypija wszystko)

18.30-19.00 - rytuały wieczorne

19.00 - szykujemy się do snu.

Wydawało mi się, że technicznie najgorzej bez Cyca będzie podczas usypiania, wszak cały rok do niego był przytulony. Paradoksalnie okazało się, ze usypianie "na żywca" jest łatwiejsze i szybsze. Mały nie wisi godzinami i nie ssie, tylko sam się układa. Czasem wychodzi z łóżeczka, to go łapię w biegu i kładę. Kilka takich razy i Synek sam pada zmęczony. Czasem płacze, czasem się śmieje, ale wszystko trwa nie dłużej niż 15 min. Może już nie jest tak przyjemnie, ale usypianie wychodzi nam dość sprawnie. Nocki też zaczynają wyglądać lepiej. Zobaczymy jak będzie dalej.

Jak widzicie bez Cyca też da się żyć :)))

środa, 9 maja 2012

Braveheart

Wczorajsze świętowanie tych pierwszych, najważniejszych urodzin odbyło się skromnie i rodzinnie. Rano kawka urodzinowa i ciacho z dziadkami i chrzestną, potem zabawy i przytulańce z mamą, a gdy tata wrócił do domu, radośnie odśpiewaliśmy sto lat! Wieczorem otworzyliśmy szampana i przeglądaliśmy nagrane filmy i zdjęcia Małego. Od dłuższego czasu zabieramy się do zrobienia klipu. Może w końcu nam się uda?

Te skromne urodzinki to tylko przedsmak prawdziwej imprezy. Niestety z przyczyn "niezależnych" odbędzie się ona za półtora tygodnia. Wtedy to będą prawdziwe Tańce, Hulanki, Swawole! O przygotowaniach do tej wyczekiwanej imprezy będę oczywiście raportować.

Czekałam na ten roczek i bałam się. Bałam się, że ryczeć będę. A tu nic! Sama radość. Wyryczałam się już w weekend przy odstawianiu Małego i miałam spokój. Czułam radość i ulgę.

Mój Synek jest taki dzielny. Odstawienie od piersi przebiega sprawnie. Dwie doby płaczu i zdecydowana poprawa nastrojów. Mały chyba się już przestawił, ja też. 

Dziś zabrałam go na pobieranie krwi (morfologia i żelazo). Ani nie stęknął. Uśmiechał się do pielęgniarki i patrzył jak mu kropelki krwi z paluszka ciekną. Mały Bohater!

Nie będę się rozpisywać ile to już Synek potrafi i czego dokonał w ostatnim miesiącu jak to zwykłam czynić. Napiszę tylko, że jest 

Najdzielniejszym, Najcudowniejszym, Najwspanialszym, Najgrzeczniejszym, Najmądrzejszym, Najpiękniejszym 
Dzieckiem na Świecie. 

I w ogóle jest NAJ-. 


niedziela, 6 maja 2012

Bye Bye Cycu!

Decyzja podjęta. Plan wcielany w życie.

Od dwóch miesięcy miałam ten dylemat: karmić - nie karmić. Chwile radości, szczęścia z bliskości mieszały się z rozgoryczeniem i bezradnością. Odwlekałam decyzję o odstawieniu Syna od piersi ile się dało. Obserwowałam go uważnie i dojrzałam w końcu do tego by powiedzieć STOP.

Chcę zrobić to stopniowo. Najpierw eliminacja piersi w dzień, potem w nocy. No i najważniejsze: nauka samodzielnego zasypiania! Popełniłam błąd usypiając go na piersi. Tak było łatwiej. Teraz widzę, że o ile w ciągu dnia piersi się nie domaga, o tyle drzemki bez cyca to istna wojna. 

Ryczy Mały, ryczę ja... tylko Mr.Tata próbuje zachować zimną krew.

Jest ciężko. Przyznam, że to są najcięższe chwile jakich doświadczyłam w ciągu ostatniego roku. Nigdy fizyczne zmęczenie nie dało mi tak popalić jak moje psychiczne "odcięcie pępowiny" poprzez odstawienie cyca.

Płakałam pół nocy, patrząc jak Synek śpi. Kiedy tak urósł? Za dwa dni obchodzić będzie swoje pierwsze urodziny...

Zapytałam Mr.Tatę, czy podjęłam słuszną decyzję (zrobiłam to zupełnie samodzielnie), a on na to:

- Możesz karmić go do dziesiątego roku życia jeśli masz ochotę. Tylko czy aby na pewno on tego naprawdę potrzebuje? Jeszcze nie raz będziesz musiała tę "pępowinę" odcinać. Pozwól mu dorastać.

Pozwalam...

piątek, 4 maja 2012

Wlazł na stół!

co więcej, wlazł nawet na komodę!

Strach miałam w oczach jak to zobaczyłam. Wystarczyło kilka sekund, by Synek wspiął się na fotel, na ramię fotela, na komodę. Zdjęłam go szybko i od razu odsunęłam fotel na środek pokoju. 

Wczoraj wszedł na stół, ale to było proste: na krzesło, a z krzesła na stół już blisko. Oczywiście zmieniłam ustawienie stołu by więcej nie próbował. Niestety nie spodziewałam się, że każdy mebel służy do wspinaczki.

Mam jeszcze biblioteczkę, która również służy jako drabina. Na razie nieudolnie, ale po ostatnich doświadczeniach zagrodziłam do niej dostęp.

Przecież on jeszcze roczku nie ma, a takie harce urządza!

I tym oto sposobem mam do sprzedania 2 fotele, biblioteczkę i szafkę rtv (telewizor już prawie został z niej ściągnięty).

środa, 2 maja 2012

Majówka w mieście czyli wszędzie piach

Pogoda rozpieszcza, ale co tu robić z dzieckiem, gdy nie można poza miasto się ruszyć? No co?

No do piachu go!

Na całe szczęście spółdzielnia się postarała i dowiozła przed majówką do wszystkich piaskownic na osiedlu, świeży, bielusieńki, czysty piasek. Mój Synek jest na etapie odkrywania atrakcji placu zabaw i piaskownica to dla niego istny raj.


A to wytarza się w piasku, a to sypnie sobie do oka, ewentualnie do buzi i nawet przy tym nie jęknie. Oko przetrze, język wytrze piaskowymi paluszkami i uśmiechnie się do mamy tymi ośmioma piaskowymi zębami. Mama też pisakowa oczywiście, jak do akcji wkroczyć musi, by ratować inne dzieci przed nakarmieniem piaskiem przez mojego Szkraba.

Piach jest wszędzie! W sandałkach, w pampersie, w kieszeni mamy, w uszach, we włosach, w wózku... Zostaje przywieziony oczywiście do domu, gdzie panoszy się  okropnie. Codzienne zamiatanie podłóg przynosi tyle piachu, że prywatną piaskownicę mogłabym na panelach urządzić :)))