niedziela, 31 marca 2013

Największe jaja... tylko na Wielkanoc!

Ale jaja! śmiem wykrzykiwać dziś od rana!
Odsłaniając rano roletę chciało mi się śmiać i płakać zarazem. Świat pogrążony w ciemności i śniegu... a tu wołać trzeba Wesołego Alleluja! Nikt nie woła... Mr.Tata tylko mruczał pod nosem "Santa Claus is coming to town".

A choinka na balkonie wciąż stoi jak żywa, aż chce się ją w bombki przyodziać...

Nie chcąc sobie psuć nastrojów, zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Święta w rodzinnym gronie, to jest to czego dziś potrzeba. Kąpiel, pakowanie upominków, makijaż, fryzura, szykowanie torby z rzeczami Małego... i co tam śnieg za oknem, zamszowe botki i krótka sukienka wprawiły mnie w dobry nastrój.

Godzina 12.00 zamykamy mieszkanie. Wychodzimy. Śnieg śniegiem... ale zaskoczyła nas zamieć śnieżna! Nie widzieliśmy nawet samochodu. Mały tak się przestraszył, ze zgubił gdzieś po drodze autko, które trzymał w dłoni. Wróciłam po nie, ale niestety... w te kilka minut śnieg zdążył zatrzeć ślady. Pierwsza strata dzisiejszego dnia...

Wsiedliśmy do auta. Ja i Synek. Mąż dzielnie wziął się za odgarnianie. Niestety nim z jednej strony śnieg zgarnął z drugiej było na nowo zasypane. Wyjeżdżamy po ok 20 minutach. Nic nie widać. Wszędzie biało. Nie da się odróżnić drogi od chodnika... Zatrzymaliśmy się za światłami, przy Lidlu... jakieś 5min drogi od domu. Dziś jechaliśmy chyba minut 30...

Podjęliśmy decyzję, że wracamy. Dzwonimy. Teściowa posmutniała... bo przecież tak się cieszyła, tak naszykowała... Zrobiliśmy szybki bilans zysków i strat... i podtrzymaliśmy decyzję o powrocie do domu.

Zawracamy. Mr.Tata zahaczył kołem o krawężnik. Udało nam się okrążyć Lidla nim zorientowaliśmy się, że złapaliśmy gumę. Wjechaliśmy na parking. Zostawiliśmy auto i zdecydowaliśmy się wracać do domu na nogach. Zazwyczaj spacer spod Lidla zajmuje nam 20-30 min. raźnego marszu. W tych warunkach bałam się myśleć, o której będziemy w domu...

Mr.Tata wziął Małego na ręce, ja wzięłam torby. I patrzę: wybawienie! Na pobliski przystanek podjechał nagle autobus. Nasz autobus. Biegnę! Krzyczę do Mr.Taty: "Zatrzymam kierowcę". W tym momencie czapka spada mi na oczy, a ja się potykam o ten sam krawężnik, o który zahaczyliśmy autem...

wywinęłam orła... takiego orła, że śnieg miałam w majtkach... Leżałam jak długa... O nie! Zamszowe botki nie nadają się na śnieg! Absolutnie! Mr.Tata podchodzi do mnie leżącej jeszcze... "Żyjesz?"

Spojrzałam na odjeżdżający autobus... parsknęłam śmiechem. Tak! Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Ucałowałam Małego, który ewidentnie był przerażony całą sytuacją.

Wracaliśmy do domu... 45minut pieszo, w zaspach i zamieciach...


Mały przestraszony, zmęczony i głodny, Ja przemoknięta i zmarznięta i Mr.Tata zgrzany i spocony, bo przez prawie godzinę niósł dzielnie na rękach co najmniej 15kg (włączając ubrania zimowe).

I jak cudownie, że w lodówce miałam jeszcze wczorajszy żur... Dziś smakował nieziemsko... gorący i sycący... Mały poszedł spać, a my otwarliśmy czerwone wino i pomyśleliśmy stukając się kieliszkami... jak to miło móc zasiąść z rodziną przy suto zastawionym stole... może w przyszłym roku...

Wesołego Jaja!


piątek, 29 marca 2013

Wesołych i ciepłych świąt

Na tegoroczne wielkanocne święta życzę Wam przede wszystkim WIOSNY!

Ciepła w Sercach i Waszych domach.

Miłości i Spokoju.

Optymizmu.


czwartek, 28 marca 2013

Znacie Sekret?

Pochłaniają mnie przedświąteczne przygotowania. Porządki, zakupy, organizacja... czasu niewiele. Nastrój świąteczny dopiero kiełkuje. Pogoda nie nastraja.

Ale wiem, że już za parę dni będzie pięknie. Dom wypełni się zapachem pieczonego cista, nabierze żółtych i zielonych barw... Przez trzy dni znów będziemy mieli wszyscy siebie nawzajem w ilościach nieograniczonych.

Domowo, rodzinnie, spokojnie... tak lubię.

A tymczasem zbieram motywację. Znacie Sekret? Ja wciąż jestem pod wrażeniem, jak łatwo można zaprogramować życie za pomocą własnych myśli.



wtorek, 26 marca 2013

A to ci spryciula...

Kilka dni temu pisałam o tym, jak mój Mały radzi sobie z otwieraniem drzwi (TU). Drogie Panie, sprawa jest już nieaktualna.

Od dziś Mały otwiera drzwi stojąc na podłodze. Wspina się na paluszki, łapie za klamkę i już! Jakie to proste! Mała rzecz, duże zaskoczenie...

Spraw, które się zdezaktualizowały wciągu ostatnich kilku dni jest kilka w zasadzie:

- o tym, że Mały śpi w nowym łóżeczku, to już od wczoraj wiecie.

- "Ciekawski George" przestał być ciekawy i inspirujący. Mały wyraźnie się nudzi oglądając tę bajkę. Nawet zaczął dobitnie manifestować, że oglądać jej nie będzie, albo wołając "NIE", albo zamykając laptopa. Teraz na topie jest "Małe zoo Lucy"


- jeśli je owoc to tylko jabłko. Ostatnio zapałał miłością do jabłka. Owsianka z jabłkiem, naleśniki z jabłkiem, wczoraj na kolację dostał kanapkę i przegryzał ją jabłkiem...

- i kopać piłki za bardzo ochoty nie ma. Ale cóż mu się dziwić, po ostatnim meczu Polska - Ukraina, sama bym zastanowiła się, czy piłka nożna to dobra inwestycja na przyszłość...

Mój Mały Spryciula...

poniedziałek, 25 marca 2013

Zmiana miejsca spania.

Do zmiany łóżeczka dla Synka, przymierzałam się już od kilku miesięcy. To niemowlęce nie spełniało swoich zadań. Choć bok został ściągnięty ponad rok temu, to teraz łóżeczko jakby się skurczyło. Nie wspominając już o jego niestabilności.

Skaczący dwulatek +łóżeczko składające się z cienkich deseczek, zamontowanych na czterech śrubach = prędzej czy później zdarzenie wypadkowe.

Pojechaliśmy do Ikei więc i kupiliśmy:




Zastanawiałam się nad kilkoma wariantami: może biały Kritter? Może kanapa jednak? Ale postawiliśmy na opcję najprostszą, nie inwazyjną stylistycznie. W pokoju dla Synka jeszcze nie zaczęliśmy remontu, więc i nie wiemy dokładnie co i jak.

Wraz z nowym łóżeczkiem, pojawiło się nowe miejsce spania. Dotąd łóżeczko stało na przeciwległej ścianie w stosunku do naszego łóżka, zaraz przy drzwiach balkonowych... i właśnie po zmontowaniu nowego nabytku, okazało się, że przecież to jest znacznie większy (szerszy) mebelek i zachodzi na drzwi balkonowe tak, że nie da się ich otworzyć.

Cała niedziele stała więc pod znakiem meblowania. Zmieniliśmy całą koncepcję przestrzeni, ale efekt końcowy zaskoczył nas samych :)

A co najważniejsze Małemu ta zmiana bardzo się spodobała, bez dwóch zdań zaakceptował i nowe łóżko i nowe miejsce...

piątek, 22 marca 2013

Kok na nowo odkryty

Nie wiele rzeczy wprawia mnie w zdumienie...
Mam swoje przyzwyczajenia, zwłaszcza modowe, których teraz usilnie próbuję się pozbyć.
Mam swoją ulubioną fryzurę, której nie zmieniam od lat. Co najwyżej zmieniam jej długość.
Lubię spinać włosy. Robię to w jeden niezawodny sposób: gumka + kilka wsuwek i rozpoczynam plątanie w różnego rodzaju koczki.

Aż tu razu pewnego nawiedziła mnie "prawie osobista stylistka" z kilkoma lookowymi pomysłami. Zerknęła na fryzurę i zapytała o donut.
- Hmm?
- gumkę do koczka
- Hmm?

Szczęka mi opadła, na wieść, że do czesania koczka potrzebna jest specjalna gumka. Dostałam takową od niej w prezencie.

 
Teraz to jest dla mnie oczywista oczywistość. Koczka, drogie panie, układamy na gumce.
 
A oto przykład jak:
 
  

Czasem bez odpowiedniego doradcy ciężko połapać się w modowym świecie. Buziaki G.

czwartek, 21 marca 2013

Drzwi zamknięte. Drzwi otwarte.

Mały ma nową zabawę... w otwieranie i zamykanie drzwi. Wprawdzie jeszcze nie dostaje do klamki z podłogi, ale to dla niego akurat jest żaden problem. Podstawia sobie pod drzwi cokolwiek, najlepiej krzesło, ale gdy takowego brak to i wiadrem nie pogardzi, i garnkiem, i pchaczem swoim czy rowerkiem.

Wszystko co znajduje się w domu może służyć za potencjalny podest.

Razu pewnego, wczesnym rankiem, gdy my jeszcze pogrążeni byliśmy w marzeniach sennych, Mały wysunął się z łóżka, cichuteńko otwarł drzwi z pokoju i zaczął buszować po domu. Obudził mnie brzęk kluczy przy drzwiach wejściowych. Serce mi waliło, myślałam, że ktoś próbuje się do nas dostać... a tu moim oczom ukazał się Synek stojący na krześle przy drzwiach i próbujący przekręcić klucz... Na szczęście tego jeszcze nie potrafi, ale jak długo?

Wizja Synka wymykającego się na korytarz napawa mnie lękiem. Muszę pomyśleć o zamontowaniu łańcucha...

Na razie w ramach poszukiwań inspiracji do urządzenia dziecięcego pokoju, trafiłam na to zdjęcie:


Myślę, że Mały byłby szczęśliwy ;)

Ps. Po osiedlu chodzą dzieci z pobliskiego przedszkola i wołają "Wiosno przybądź do nas!" Mam ochotę się przyłączyć...





środa, 20 marca 2013

U mnie pachnie wiosną

Czy aby na pewno pachnie? To sprawa indywidualnych upodobań zapachowych. Jedni kochają takie wonności, inni wręcz nie tolerują.

Ja kocham. Kocham zapach cebuli i rzeżuchy.

Kojarzy mi się zwłaszcza z Wielkanocą, kiedy to w Wielką Sobotę w całym domu pachnie obraną z łupinek cebulą, a stół przyozdobiony jest zieloną rzeżuchą...

Lubię mieć swój własny zielnik. Latem na moim balkonie zamiast kwiatów goszczą donice z bazylią, miętą, pietruszką, oregano... W tym roku, niestety, na balkonie nic nie będzie. Blok nam ocieplają, więc balkon będzie wyłączony z użytkowania. Postanowiłam jednak zrobić sobie w domu mini ogródeczek.

Taki naprawdę mini. Zaczynam od standardów czyli świąteczna rzeżucha, którą muszę zasiać raz jeszcze bo to co mam zniknie znajdzie się dziś w kaszy. Oraz cebula wstawiona do wody, by wyrósł mi piękny szczypior.



Macie jeszcze inne pomysły na mini  ogródeczek? Biorę wszystko czego nie trzeba sadzić w ziemi :)))


poniedziałek, 18 marca 2013

Zaklepane... czyli Spotkanie Mam Blogerek

Zaklepałam.
Będę na pierwszym Spotkaniu Mam Blogerek w Katowicach, organizowanym przez Paulinę i Kamilę
Pewnie już o nim słyszałyście...



I nie sądziłam, że w moim wieku stać mnie jeszcze na taką tremę towarzyską. Myślałam, że mamy blogowe skrzykują się na pitu pitu przy kawce, wpisałam się szybko na listę, bo dawno kawy w babskim towarzystwie nie piłam. W ostatniej chwili niemalże.... i w błogostanie położyłam się spać.

A rano... otwieram moje centrum zarządzania, czyli FB i czytam, że prasa, że telewizja, że sponsorzy... no muszę przyznać, że w fotel mnie wbiło. Przejrzałam listę "obecności" - no przecież nie znam nawet połowy tych blogów...

I co teraz?
W zasadzie ciekawość i ekscytacja wzięły górę nad stresem i tremą.

Blogi zaczęłam czytać... mimo, iż wciąż mam tyły, nie brzmią one już dla mnie tak obco.
No i będzie tam kilka mam, które już dawno chciałam poznać, więc to kolejna motywacja...

Zaklepałam.
Będę.
jezzzuuu... no cieszę się!

niedziela, 17 marca 2013

Na Zdrowie: Ostryga

Lubię tak czasem wsiąknąć w sieć. Im dłużej siedzę, tym większe szanse na wyłowienie czegoś ciekawego.

Przeszukując strony z ciekawymi przepisami, coraz bardziej zagłębiałam się w tematykę kulinarną. Nie musiałam długo "nurkować" by w głębinach znaleźć tę oto, jedyną i niepowtarzalną "Ostrygę":

http://oslislo.pl/ostryga/

Blog kulinarny mocno przyprawiony podróżniczymi smakami. Ach, jeden post, drugi, trzeci... zatopiłam się. Nazwisko autorki gdzieś mi świtało z tyłu głowy... ależ tak! My się znamy! Jak to miło przywołać znaną, dawno nie widzianą twarz, gdzieś z sieciowej otchłani...

Polecam ten blog, wszystkim ciekawskim nowych smaków, a także poszukiwaczom starych kulinarnych tradycji.

A dziś Was zapraszam na wykład autorki bloga Oli Oslislo: Co zabija polską kuchnię?

Smacznego!


piątek, 15 marca 2013

Prawie jak z gumy

Za oknem zima... wciąż.
Gdzie ta wiosna, się pytam? No gdzie? Niby jeszcze kilka dni, ale ciągnie się ten czas niemiłosiernie.

Nadejście wiosny pociąga za sobą wiele zmian.
Nowe plany.
Nowe cele.
Nowy look.
Nowe wyzwania...

Tylko jak znaleźć na to wszystko czas w macierzyństwie na pełen etat?

Spoko... matki są z gumy. Naciągają się wbrew prawom fizyki. Rozciągają dobę maksymalnie. Gumowe superbohaterki!

Łapię ten zimowy jeszcze oddech i wraz z pierwszymi wiosennymi promieniami słońca zacznę swój sprint motywacyjny. Ciekawe jak bardzo jestem w stanie się naciągnąć ;)

                                                                     źródło

środa, 13 marca 2013

Nie! Nie wolno!

Nie lubię słowa "nie"! Co wcale nie oznacza, że nie uznaję sprzeciwu. Nie lubię słowa "nie" za złe skojarzenia. Za to, że w dzieciństwie byłam karmiona "to nie... tamto nie... tego absolutnie nie wolno". Zasady, zasadami, ale gdy wszystko jest na "nie" to przestaję w tym słowie widzieć jakikolwiek sens.

Wyparłam to słowo ze świadomości, do tego stopnia, że miałam problemy z asertywnością. Są sytuacje w życiu, kiedy słowo "nie" staje się niezbędne, niestety. Wyparłam to słowo również dlatego, że przeczytałam w różnych poradnikach motywacyjnych o tym, jak nasz mózg nie słyszy słowa "nie". Zamieniłam więc "nie mogę" na "potrafię, chcę", itp.

Karcę się w myślach, gdy wypowiadam słowa typu "nie potrafię jeździć samochodem". Przecież potrafię, tylko miałam przerwę i muszę przełamać swoje lęki.

Radzę sobie jak mogę ze słowem "nie". Używam, kiedy jest potrzebne, zapominam o nim, kiedy mogę je zamienić na coś brzmiącego bardziej optymistycznie.

Staram się też nie nadużywać słowa "nie" w stosunku do mojego Synka, co nie oznacza, że pozwalam mu na wszystko. Absolutnie nie! Ale nie jestem matką, która do swojego dziecka mówi jedynie "nie wchodź tam", "nie biegaj", "nie ruszaj". Słyszałam to wystarczająco często i nie uważam, by miało to przynieść wychowaniu mojego dziecka jakiekolwiek pozytywne wyniki.

Oczywistym jest jednak, że żyjemy w świecie zasad. Mały musi wiedzieć co mu wolno, a co nie. Musi wiedzieć, że pewne zachowania niosą ze sobą negatywne skutki. Często radziłam sobie metodą zastępstwa... czyli gdy np. nie chciałam by mały wchodził na drabinki na placu zabaw, proponowałam mu piaskownicę, opowiadając przy tym ile radości jest w grzebaniu w piasku. Ta metoda sprawdza się u nas znakomicie. Odwracanie uwagi i zastępstwo rzadko nas zawodzi.

Czasem jednak trzeba powiedzieć "nie" i koniec. Są zasady niedyskusyjne typu: nie dotykaj pieca, nie wchodź na szafkę kuchenną, nie skacz po stole itp. W takim przypadku mówię stanowczo "nie" i tłumaczę dlaczego. Nawet po dwadzieścia razy.

Wczoraj Mały pobiegł do kuchni i postawił sobie pod piecem z gotującym się obiadem krzesło. Natychmiast pobiegłam za nim. Mały popatrzył na moją rozgniewaną twarz i powiedział "nie". Ja powtórzyłam "nie". I wystarczyło by Mały zrezygnował z zamiaru wspięcia się na krzesło.

Pewnie jeszcze będzie próbował... ale teraz widzę, że tłumaczenie po ileśtam razy dlaczego czegoś nie wolno zrobić skutkuje tym, że dziecko akceptuje niewygodne dla siebie zasady. Nie trzeba krzyków, agresji, szantażu i innych środków, by osiągnąć cel. Wystarczy konsekwencja.

Konsekwencja w mówieniu "nie" kiedy to jest niezbędne.
Konsekwencja w niemówieniu "nie" kiedy możemy tego uniknąć.


wtorek, 12 marca 2013

Gdzie jest tata?

Siedzimy sobie z Małym na dywanie, oglądamy książeczki, pokazujemy obrazki, przeglądamy albumy ze zdjęciami. Synek ładnie wskazuje paluszkiem to o co go pytam, kaczuszkę, chmurkę, traktor, węgiel...

W końcu pytam się:

- a gdzie jest tata?

Mając nadzieję, że Mały wskaże paluszkiem na otwarte akurat zdjęcie w albumie. Oczywiste i proste, prawda? Okazuje się, że niekoniecznie. Synek podnosi książeczkę "Piotruś Pan" i zaczyna przeglądać.

- ale kochanie, gdzie jest tata? Jeszcze mi nie pokazałeś...

Synek otwiera na stronie z Kapitanem Hakiem


- tu je! - wskazuje na obrazek
- nie Skarbie, to nie tata. Gdzie jest tata? - biorę do ręki album.
- tu je! - Mały lekko zirytowany, klepie rączką w obrazek
- jesteś pewny, że to jest tata?
- TU!!! - Mały zamyka książeczkę i bez słowa wychodzi z pokoju.

No tak, dziecko wie lepiej, kto jest jego tatą... tylko jak ja się mężowi wytłumaczę ;)))

poniedziałek, 11 marca 2013

22

W piątek Mały skończył 22 miesiące. Niesamowite, że do drugich urodzin pozostały zaledwie dwa miesiące.

Każdy nowy dzień przynosi nowe umiejętności. Każdy mnie zaskakuje i wzrusza.
Ostatnio pisałam jak Synek nabiera zdolności językowych. Trzy dni zaledwie minęły by z pytania

- e je? (gdzie jest)

zrobiło się:

- ze je a-to? (gdzie jest auto?)

Niesamowite, jak wszystko się zmienia. Dziecko mi dorośleje. Tak wiele rozumie i tak wiele potrafi. Musiałabym codziennie poprawiać wpisy, bo to co jest aktualne w tej chwili, w następnej się dezaktualizuje.

Na dzień dzisiejszy Mały potrafi jeszcze:

- wskazać wszystkie części ciała, łącznie z kolanami i łokciami.
- prawidłowo wskazuje kolory: czerwony, żółty, zielony i niebieski
- układa wieże z klocków drewnianych, równą i precyzyjną
- potrafi odkręcać: kremy, butelki, karton z mlekiem, błyszczyk do ust...
- bawi się autami, jeżdżąc nimi, układając je, chowając. Nawet na spacer zabiera je ze sobą
- nie pije już z butelki ani butelko-kubków. Najchętniej spożywa napoje z normalnego, otwartego kubka
- precyzyjnie je łyżką i widelcem
- potrafi nalewać sobie herbatę z dzbanka do kubeczka oraz nałożyć jedzenie na talerz
- sam myje zęby, na razie te przednie
- potrafi sam wejść do wanny, puścić wodę i zatkać korek.

A co najważniejsze. Sika do nocnika! No raz mu się zdarzyło parę dni temu wysikać się do ciocinego buta, ale to chyba z emocji... Kupy do nocnika jeszcze nie robi, ale zaczyna ją sygnalizować... najczęściej po fakcie woła "PA" (w sensie kupa)!

Takie drobne osiągnięcia... błahostki w "trudzie życia", a napawają mnie dumą jak nic innego na świecie :)

piątek, 8 marca 2013

Poliglota

Ostatnio smuciłam się, że Mały nie chce gadać... muszę się z tego wycofać.

Ależ chce gadać i robi to bardzo chętnie. Gada jak najęty i to w kilku językach!
Dominujący oczywiście jest język "chiński". Potrafi paplać po swojemu godzinami. Opowiada niestworzone historie. Komentuje bajki. Relacjonuje zdarzenia z placu zabaw... i dziwi się, ze czasami robię głupią minę, bo ja po "chińsku" ni w ząb.

Odkryłam również, że Synka ciągnie w kierunku iberystyki... melodyjny zaśpiew i to wszędobylskie "e":

- e je? (gdzie jest)
- e ma (nie ma - w towarzystwie rozłożonych bezradnie rączek)
- tu je (tu jest)

I po francusku się wyrywa czasem. Nie mówi słowa "tak" tylko "łi"

-Kochanie chcesz banana?
-łi
-a może pójdziemy na spacer?
-ooo łi łi

Poliglota mi rośnie, nie ma co!



czwartek, 7 marca 2013

Złapałam Je!

Je, to znaczy Słońce!
Przez ostatnie trzy dni naładowałam się na kolejny tydzień.
Tak niewiele trzeba, by człowiek spojrzał na świat życzliwszym okiem.

Ja łapałam Słońce, a Mały w tym czasie...

...kopał dziury w resztkach zeszłorocznego piasku...



...po pracach budowlanych, ucinał sobie drzemki...


Wiosno trwaj!

wtorek, 5 marca 2013

Chyba wiem w czym jest problem :)))

Wydaje mi się, że rozwiązałam problem braku południowej drzemki...

Kłopoty z dziennym snem rozpoczęły się w momencie nauki korzystania z nocnika. Im Synek bardziej świadomie zaznajamiał się z własną fizjologią tym gorzej znosił drzemki.

Próbowałam różnych sposobów usypiania, a gdy wczoraj usnął mi w samochodzie, załamałam ręce... no przecież nie będę mu fundowała poobiedniej przejażdżki autem, żeby mógł się zdrzemnąć!

Dziś już od jedenastej Mały tarł oczy, ale do łóżeczka położyć się nie chciał. I wiem dlaczego! To nie kwestia dziennej agresji do miejsca spania, ale do pieluszki, tak go od drzemki odstręczała! Okazało się, że bieganie bez pieluchy jest ważniejsze niż regenerujący sen!

Natchnęła mnie ta myśl i na materac rozłożyłam ceratkę, na nią ręcznik... Mały zasnął w dziesięć minut. Bez pieluchy!

Jeśli jutro sytuacja się powtórzy, będzie to oznaczało, że rozwiązaliśmy problem drzemki, a także zrobiliśmy kolejny krok w stronę samodzielności :)

Teraz Syneczek smacznie sobie śpi, a ja delektuję się pyszną kawą i spogląda na ten wiosenny, słoneczny świat! Booosko!

poniedziałek, 4 marca 2013

Pierwszy Rowerek

Ile razy powtarzałam, że chcę kupić Małemu na wiosnę rowerek biegowy? Nie pamiętam...
Wiosna już tuż tuż, więc i moje zainteresowanie tematem wzrosło w ostatnim czasie, dlatego ucieszyłam się z telefonu Mr.Taty:

- Kochanie, kupiłem Synkowi rowerek.

Nie traciłam czasu na zbędne pytania. Wszak rowerek oznaczał dla mnie jedno. Czekałam cierpliwie aż nowy nabytek pojawi się w domu.

Pod wieczór zobaczyłam rowerek:


Yyyy...
Nawet nie kryłam swojego zaskoczenia. Mr.Tata widząc moją minę szybko się wytłumaczył:

- wiesz, była okazja. Nie mogłem tego przegapić. Ale co? myślisz, że do lata Mały go nie opanuje? Myślę, że trzeba go rzucić od razu na głęboką wodę.

Yyyy...

W sumie do lata pewnie opanuje, ale może nie tego roku :)

W zasadzie rowerek jest całkiem fajny, solidny. Pompowane koła, lekka rama, doczepiane kółka boczne, dzwonek, hamulec, lusterko, zabudowany łańcuch, regulowane siodełko i kierownica, bagażnik, koszyk... Wypasisty taki, tylko, że chyba nie dla niespełna dwulatka.

Na szczęście okazji na zakup rowerka biegowego w najbliższym czasie trochę będzie... i święta się zbliżają... i drugie urodziny... ech.


piątek, 1 marca 2013

Podsumowując...

Mały uparł się by nie spać w dzień i już.
Miałam nadzieję, że to przejściowe, ale po tygodniu bezsennych dni, chyba już straciłam nadzieję.
Próbuję zmienić harmonogram dnia wychodząc z nim rano na spacer, by mógł się wybiegać. Na razie nic to nie dało. Może po prostu muszę przywyknąć do nowej dla mnie sytuacji...

Na szczęście na froncie nocnikowym mamy same sukcesy. Mały bezbłędnie korzysta z nocnika. Zaczynam zakładać mu majteczki, które z zamiłowaniem sobie ściąga ;)
Na spacery i do spania wciąż zakładam pieluszki, ale ich zużycie spadło do 2-3 sztuk na dobę. Cóż za odciążenie budżetu... już sobie wyobrażam, aż znikną zupełnie z naszego domu.

A dla osłody, Mr Tata kupił Synkowi rowerek... ale o tym w następnym poście :)))

I jeszcze na koniec informacja o konkursie organizowanym przez firmę Bartek: przymierz buciki i wygraj wakacje!!!

Szczegóły poznacie klikając na zdjęcie poniżej


Miłego weekendu!