poniedziałek, 30 lipca 2012

Komputer Osobisty

Mój Kochany Malec dostał od nas wczoraj swój pierwszy komputer. Szczęściarz nie musiał nawet czekać do Pierwszej Komunii by wzbogacić się o taki sprzęt.

I co z tego, że zalegał w szafie wystarczająco długo, by porządnie się zakurzyć. 
I co z tego, że daleko mu do pięknych opływowych i lekkich laptopików.

Ważne, że włącza się, miga, można zmieniać obrazki, puszczać muzykę, stukać po klawiaturze, zrobić z monitora ekran dotykowy, stanąć i usiąść na nim, podłączyć migającą myszkę, walić myszką w klawiaturę i ekran, walić w niego czym popadnie, jeść na nim... i wiele innych nieskończonych wyobraźnią rzeczy można robić.



Może w ten sposób ocalimy pozostałe sprzęty w domu?

sobota, 28 lipca 2012

Do czego służy mama?

Ależ jestem genialna. Czasem sama nie mogę nadziwić się jak bardzo jestem pomysłowa. 

Bezpieczeństwo mojego dziecka stawiam ponad wszystko. Z tego powodu sprzedałam meble, które w mojej ocenie stwarzały dla niego zagrożenie. Kanciaste, wielkie, z niezliczoną ilością półek i szuflad umożliwiające nieograniczoną wspinaczkę. I tak chciałam się ich pozbyć, a teraz miałam pretekst idealny wręcz...

Wystawiłam wszystkie krzesła na balkon, bo mój Malec odkrył, że nie tylko można wejść po nich na stół, ale i podsunąć pod dowolny mebel. Serce mi zamarło, gdy zmierzał z jednym pod piec w kuchni, na którym akurat gotował się obiad. Wstawiamy krzesła tylko i wyłącznie gdy mamy gości. Posiłki w naszym domu to istne standing party...

Jedyne krzesło stoi przy biurku, a raczej leży. Gdy nikt akurat przy komputerze nie pracuje, kładziemy krzesło na podłodze. Mój Spryciarz jeszcze nie potrafi go podnieść. Jeszcze...

I myślę sobie, że dom bezpieczny. Wspinaczka jak najbardziej wskazana, ale na placu zabaw. Tu może do woli doskonalić swoje umiejętności...

A Synek na to: "nie ma rzeczy niemożliwych" i pokazał mi, że mama jest dobra na wszystko. Pewnego wieczoru złapał mnie za rękę i zaprowadził do pokoju z komputerem. Szarpnął moją dłoń i ciągnął w dół. Uklękłam, jak chciał. Złapał mnie za włosy i przycisnął moją twarz do podłogi (!!!). Nie zajęło mu dłużej niż kilka sekund by po mnie wspiąć się na biurko...

Od tego momentu cały czas próbuje. Wie, że się da.

I tak oto stałam się drabiną i dosłownie przekonałam się, co oznacza: pozwolić dziecku wejść sobie na głowę"

Spryciula mały! Chyba nie mam wyjścia jak urządzić małpi gaj dla niego, jak radziła nasza pediatra... 

Pędzącego w rozwoju Synka nic nie jest w stanie zatrzymać. Po trupach do celu!

Booosko!

czwartek, 26 lipca 2012

Na boisko biegiem!

Pisałam już, że szukam szkółki piłkarskiej dla mojego Synka. Z bólem serca przyjęłam fakt, że niestety Mały musi mieć skończone 2 lata. Ale jest i dobra wiadomość taka szkółka istnieje całe 10 min. drogi od naszego mieszkania. Czyli na wiosnę będziemy kopać!

Z racji tego, iż bardzo jestem w temacie (i duchu) sportowym, z ogromną przyjemnością rozpoczęłam współpracę z marką VIZIR, organizatorem VIZIRIADY, gdzie młodzieżowe zespoły (w dowolnej dyscyplinie) z terenu całej Polski, walczą o cenne nagrody dla swojej drużyny: profesjonalny sprzęt sportowy oraz stroje (które sami zaprojektują!). 


Jak się przyłączyć? Wystarczy, że dziecięca lub młodzieżowa drużyna uprawiająca dowolną dyscyplinę sportu poszuka pełnoletniego opiekuna i zarejestruje się na www.viziriada.pl
Jak Kibicować? W lewym górnym rogu dowolnego opakowania proszku Vizir znajduje się biała albo kolorowa koszulka.Trzeba ją wyciąć i przesłać do organizatora


Viziriadę wspiera Polski Komitet Olimpijski, który objął honorowym patronatem całą akcję.

Osobiście uważam, że VIZIRIADA to wspaniała akcja. Dziecko wychowywane od małego w duchu sportowym, uczy się dyscypliny, rywalizacji, chęci osiągania sukcesów. Zaangażowane są całe rodziny, co tylko wzmacnia więzi. No i te nagrody... nie każdego stać na profesjonalny sprzęt. 

To doskonała okazja dla zaprezentowania się, zmierzenia swoich sił. Niewiele jest sposobności by młody człowiek mógł wziąć udział w tego typu zawodach, więc popieram... i w duchu myślę sobie, że może i mój Syn kiedyś będzie w niej brał udział.




wtorek, 24 lipca 2012

Cudne prezenty

Otrzymałam dziś prezent. Wygraną w Candy zorganizowanym przez Kasię, autorkę bloga Z głębi duszy. Ależ ja lubię niespodzianki, a tych w paczce było co niemiara! Uśmiechnęła się moja buzia, gdy odpakowałam zawiniątko...





Czekałam na teletubisie, a oprócz nich znalazłam jeszcze książkę z bajkami dla Małego...


Metalowe pudełeczko zawierające: biżuterię z filcu, bransoletkę, książkę, kubek do kawy, kawę, herbatę, ciastko (zjedzone od razu przez Mr.Tatę), muszle...





No i przecudne lakiery do paznokci (a tak na marginesie... ciekawe czy kolory dobierane pod stylistykę bloga?). Od razu nałożyłam, tak mi się podobały...



Dziękuję Kasiu!!!

poniedziałek, 23 lipca 2012

Mama mówi...

Ostatni tydzień z moim Synkiem to była istna szkoła przetrwania. Takiego toru z przeszkodami to ja już dawno nie miałam. Płacz, fochy, zmienne nastroje, niepohamowany apetyt... dużo tego jak na moją skromną osobę.

Na szczęście widać światełko w tunelu. Nadciągają zmiany. I znów mogę się w czoło stuknąć bo zapomniałam, ze dzieci wciąż przechodzą skoki rozwojowe. Nasz kolejny dobiega końca. Wraca uśmiech, chęć do zabawy i poznawania świata. Dziecko odzyskałam wraz z nowymi zdolnościami.

Synek wykonuje moje polecenia DOKŁADNIE. Robi kropka w kropkę to o co go proszę. Jak to jest, że w tydzień tak zmądrzał? 

Mama mówi "Przynieś butelkę"
Synek idzie i wyciąga z szafki butelkę, a potem mi ją podaje

Mama mówi "Czas na kąpiel"
Synek bierze tatę za rękę i idzie pod drzwi łazienki. Palecem wskazuje na światło, które trzeba zaświecić a po wejściu na kurek z wodą...

Mama mówi "Zrobiłeś kupę"
Synek przynosi matę do przebrania i na pieluchy pokazuje

Mama mówi "Idziemy na spacer"
Synek sam sandałki zakłada

Mama mówi "Włącz telewizor"
Bierze pilota i załącza a potem mi pilota oddaje

Mama mówi.... tyle słów, poleceń, próśb i wszystkie są zrozumiałe!

Potrafię skomunikować się z własnym dzieckiem! ŁOŁ co za kosmos!

sobota, 21 lipca 2012

Bo Mr.Tata ma dziś urodziny...




Dostrój swoją częstotliwość do świata, a świat dostroi się do ciebie
                                                                                                                                                          Einstein





czwartek, 19 lipca 2012

RB kontra ZCh

* wszystkie informacje zawarte w poście pochodzą tylko i wyłącznie z mojej głowy i obserwacji. Każda zbieżność jest przypadkowa.

RB = Rodzicielstwo Bliskości
ZCh = Zimny Chów Dzieci

Długo zabierałam się do napisania tego posta. W głowie zapalały się co rusz nowe powody. Bardzo dużo jest ostatnio o RB na Waszych blogach, w gazetach, na portalach. RB stało się nową religią dla rodziców. I dobrze. Coraz więcej mam otwiera oczy na potrzeby dziecka. 

Chociaż mam wrażenie, że głównie w wirtualnej rzeczywistości. Niestety. W realu wciąż pokutuje ZCh. Jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Młoda mama bycia rodzicem uczy się od swojej mamy, i co za tym idzie przekazywane są jej informacje typu: "niech dziecko się wyryczy", "karmienie piersią po trzecim miesiącu jest nieprzyzwoite" itp. A młoda mama nie ma doświadczenia i przyjmuje te rewelacje jako rzecz jedynie słuszną. Daj Boże, że coś przeczyta dodatkowo i jej horyzont się powiększy, i zweryfikuje poglądy wychowawcze.

Moja znajoma czeka właśnie na cesarkę "na życzenie" w prywatnej klinice. Będzie rodzić swoje pierwsze dziecko. Panicznie boi się bólu. Pokój dla dziecka przygotowany od kilku miesięcy. Osobno. Na drugim końcu mieszkania. Butelki i MM też w pełnej gotowości. 

- dlaczego? - zapytałam
- moja mama miała trzy ciężkie porody i zabroniła mi rodzić naturalnie. W dzisiejszych czasach nie trzeba cierpieć. Karmić piersią nie zamierzam bo będę miała po cyckach. Dziecko musi spać od samego początku w swoim własnym pokoju, bo inaczej nici z życia prywatnego...

Mamusia jej powiedziała...

Spuścizna Zch jeszcze długo będzie pokutowała w naszym społeczeństwie. 

Z RB wcale lepiej nie jest. Boli fakt, że niektóre matki próbują z tego zrobić "modę na rodzicielstwo". Spotykam się ze stwierdzeniami "kocham moje dziecko bo noszę je w chuście, dzięki temu dajemy sobie bliskość". Piękne. Prawdziwe. Jestem za. Ale co z tego, gdy po spacerze w chuście mama wraca do domu i urządza karczemne awantury ze swoim partnerem. RB? 

Przecież wszystko opiera się na trzech głównych wartościach: Miłości, Szacunku, Wzajemnym Wsparciu. Nie tylko matki do dziecka, ale rodziców do siebie nawzajem, dziadków i innych członków rodziny i otoczenia. Chustoszenie i współspanie są tylko środkami do celu, nie celem samym w sobie. 

Dziecko w RB powinno czuć miłość i bezpieczeństwo. W Zch również!

Tyle ile miłości damy temu maleństwu, tyle otrzymamy!



wtorek, 17 lipca 2012

Bunt na pokładzie!

O ja nieszczęsna! Doczekałam się chwili, kiedy mój Synek kochany i niewinny, stał się nieznośny! No takie awantury w domu urządza, że zastanawiam się, kiedy sąsiedzi po odpowiednie władze zadzwonią! 

Ryczy. Całymi dniami ryczy! Rzuca się na podłogę i płacze. Gardło ma już zdarte...
Ale jak mawia Mr.Tata: "On nas płaczem a my go miłością".
Zachowujemy spokój. Staramy się jak najwięcej uwagi mu poświęcać. I czasem rozbawia mnie ten Malec jak gdzieś w kącie ryczy, a my uwagi na to nie zwracamy... to on podbiega bliżej, by tuż przy naszych nogach focha strzelić...

I zastanawiam się czy to bunt jakiś czy reakcja na szpital...

Chociaż dziś rano dwa nowe zęby znalazłam (górne trzonowce!). Może boli go, a ja nie zrobiłam nic by mu pomóc...

I bądź tu mądry człowieku. Najważniejsze, że po każdej burzy wychodzi słońce...


niedziela, 15 lipca 2012

Co warto wiedzieć o Rotawirusie

Informacje zawarte w dzisiejszym poście pochodzą z: Internetu, broszur dot. szczepień i zakażeń wirusowych oraz rozmów przeprowadzonych z lekarzami, pielęgniarkami, rodzicami chorych dzieci w szpitalu.

Co to są Rotawirusy?

To grupa wirusów o kolistym kształcie (łac. rota = koło) będąca najczęstszą przyczyną biegunki u dzieci i niemowląt.

Chorobę wywołuje co najmniej pięć szczepów wirusa. Zachorowanie na jeden z nich nie chroni przed kolejnymi zachorowaniami.

Wirus rozprzestrzenia się drogą pokarmową i kropelkową. 

Prawie wszystkie dzieci do 5 roku życia (ok 95%) przechodzą zakażenie wirusowe, choć u nie każdego dziecka ma postać objawową. Objawy dotyczą 1 na 7 dzieci.

Zakażenie Rotawirusem najbardziej niebezpieczne jest dla dzieci poniżej 6 miesiąca życia, z powodu szybkiego  odwodnienia organizmu.

Czy to Rotawisus czyli objawy?

1. Wystąpiła gorączka (może być niewielka lub bardzo wysoka)
2. Wystąpiły wymioty (min. 4 na dobę) trwające 1-2 dni
3. Pojawia się biegunka (od luźnych stolców po całkiem wodniste), która może trwać nawet do 10 dni.

Choroba ustępuje samoistnie po 3-9 dniach. Najpoważniejszym zagrożeniem jest odwodnienie organizmu dziecka.

Leczenie: nawadnianie i przyjmowanie leków osłonowych.

Szczepienia:

Na rynku dostępne są dwie szczepionki doustne: dwudawkowa (przyjmowana do 24 tyg. życia) oraz trzydawkowa (do 26 tyg. życia)

Nie szczepi się starszych dzieci oraz dorosłych

Szczepienie daje ochronę na 2-3 lata. 

Cena szczepionki to koszt 500-700 zł 

Największe kontrowersje wokół szczepienia: 
Sama nie szczepiłam. Gdy wylądowaliśmy w szpitalu pojawił się wyrzut sumienia, ale... okazało się, że połowa dzieci na oddziale jest szczepiona na Rotawirusy. Dlaczego więc dzieci zachorowały?
Szczepionka niestety doskonała nie jest: pierwszą wadą, jest to, że działa krótko (na oddziale znajdowało się nawet 20 miesięczne dziecko, po szczepiące z ostrą biegunką). Jest doustna przez co nie ma się pewności, że maleńkie dziecko połknie całą dawkę lub nie zwróci (zwymiotuje czy uleje) dawki zanim się wchłonie.

Ciekawostki:

Ostra biegunka rotawirusowa  w Polsce jest przyczyną 80 zgonów dzieci rocznie. 
6500 dzieci trzeba hospitalizować przy czym samych zachorowań odnotowuje się 207500.

Przechorowanie chroni dziecko już na całe życie (kolejne zakażenia 90% dzieci przechodzi bezobjawowo).




Mamo! Jeśli Twoje dziecko ma objawy zakażenia rotawirusowego, nie ryzykuj odwodnienia! Jedź do szpitala!






piątek, 13 lipca 2012

Moja przyjaciółka Kroplówka

Do tej pory kroplówka kojarzyła mi się z "samym złem". Szpital, choroba, wycieńczony organizm... nie mówiąc już co czułam, gdy do kroplówki podłączone było dziecko. Teraz inaczej na to wszystko patrzę.

Wylądowałam z Synkiem w szpitalu.

Z niedzieli na poniedziałek Mały dostał gorączki. W poniedziałek biegunki, która wieczorem ustąpiła by we wtorek rano zmienić się w kompulsywne wymioty. Nie trzeba być geniuszem by domyślić się, że organizm zaatakowały rotawirusy. Od razu takie właśnie było moje skojarzenie. Dylemat tylko miałam czy do pediatry z Synkiem jechać, czy prosto na pogotowie.

Po konsultacji z Mr.Tatą pojechaliśmy do pediatry, która widząc Małego od razu wypisała skierowanie do szpitala, choć pocieszała nas, że pewnie na izbie przyjęć podepną kroplówkę i wypuszczą do domu.

Podepną kroplówkę? Jak to? Mojemu maleńkiemu dzieciątku? 
Serce mi się kołatało.

Na izbie przyjęć okazało się, że jest gorzej niż myślałam. Niż myślała Pediatra. Organizm Synka był już silnie odwodniony (czego nie było aż tak widać przy ogólnym badaniu). Do tego doszedł niski cukier. Decyzja jedna: pozostajemy w szpitalu!

Synkowi podłączają pierwszą kroplówkę - ja w ryk! Potem drugą - spokój totalny. Po trzeciej - radość. O czwartą sama się upomniałam. Dlaczego? Dopiero po podaniu kroplówki zobaczyłam jaki Mały jest chory. Z każdą kropelką odzyskiwał siły. Każda kolejna kroplówka sprawiała, że Malec nabiera apetytu, ochoty na przytulanki, a nawet się uśmiecha!

Kroplówka przestała kojarzyć mi się negatywnie. Teraz oznacza Szybki Powrót do Zdrowia!!!

W szpitalu spędziliśmy cztery dni. Teraz jesteśmy w domu cali i zdrowi, choć rotawirus w organizmie pozostanie jeszcze przez ok dwa miesiące, już więcej szkód nie narobi.


W następnym poście napiszę więcej o samym ROTAWIRUSIE zapraszam bo informacje będą ciekawe!


Teraz jeszcze słów kilka o samym szpitalu. Słodzić nie będę niestety.


Wylądowaliśmy w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Dlatego, że to "największy i najlepszy" szpital w okolicy, no i jest blisko (10 min. od domu samochodem).

Na opiekę pediatryczną oraz pielęgniarską złego słowa nie powiem. Moje oczekiwania zostały zaspokojone. Udzielono mi wszelkiej pomocy merytorycznej. Synek był pod czujną, troskliwą i stałą opieką. 

I na tym koniec miodu. Reszta o dreszcze przyprawia.

1. Salowe! No ręce opadają, gdy się widzi jak one sprzątają. Oj można się od nich nauczyć jak nie sprzątać sprzątając. Jedną mokrą szmatą dwie sale potrafiły "umyć", nie płucząc jej oczywiście. Jedna potrafiła się zapytać czy ma mi umyć szafkę. No, że ja sama przestrzeń wokół Synka sprzątam to jedna sprawa, ale jej obowiązkiem jest umyć wszystko dokładnie. Przecież na zakaźnym jesteśmy, helo! A o dozownik z płynem dezynfekującym dwa dni trzeba było się prosić.

2. Oczywiście w szpitalu obowiązuje cennik dla rodziców chcących z dziećmi na noc zostać (który rodzic nie chce, no który?):
- "miejsce do spania" (czyt. podłoga) niezależnie czy dostaje się materac czy nie - 6 zł/dobę
- pokój z łóżkiem - 12zł/dobę
- pokój z węzłem sanitarnym (czyt. ze stacjonarną wanienką dla dziecka) - 30zł/dobę

i nikt się nie pyta oczywiście "jaki pokój sobie życzysz". Ląduje się tam, gdzie jest miejsce. I tak pobyt w szpitalu za 3 dni może wahać się od 18zł do 90zł, a "przyjemność" ta sama. Nas ulokowano w dwuosobowej sali bez łóżek i poinformowano nas, że materacy brak. Jak nie chcemy spać na podłodze, to musimy coś na własną rękę wykombinować. Na szczęście mamy blisko, ale gdy ktoś z daleka do Centrum przyjeżdża?

3. Praktykanci. Matko! Jeden taki się trafił co zapamiętać prostych informacji nie zdołał. Nie mówiąc już o tym, że zwracał się mniej więcej tymi słowy:
 -"Czy zechciałaby mi Pani udzielić informacji, czy Pani syn zrobił dzisiaj stolec i w jakiej konsystencji".
Jedyna osoba, która naprawdę mnie rozbawiła w tym szpitalu ;)

ufff... to chyba wszystko.




poniedziałek, 9 lipca 2012

Wisła pełen spontan

Mały to nam niespodzianki potrafi robić takie, że hej! Wstał sobie raniutko o 6.00 i postawił cały dom na nogi. Ranek upalny, ledwo wstaliśmy, już nie dało się oddychać. Wyszliśmy na zakupy do Biedronki, a o godz. 9.30 wracaliśmy już do domu, ledwo powłócząc nogami.

- pomyśl jak cudnie byłoby teraz zamoczyć nogi w Wiśle.- powiedziałam do męża.
- No to do Wisły!
- eee teraz? no co ty...
- jedziemy, co będziemy tu się smażyć, ale o 10.00 musimy być już w samochodzie. Smakujesz się w 20 min.
- no ba! 

Trasę ze sklepu pokonaliśmy chyba w "minutę", takich skrzydeł dostaliśmy!

Wpadliśmy do domu. Małego nawet z wózka nie wyciągaliśmy. Spakowaliśmy się w 10 min., głównie torbę dla Synka (krem z filtrem, pieluchy, pieluchy do pływania, chusteczki, bodziaki, skarpetki, spodnie, spodenki, bluzę, kocyk... no prawie walizka nam wyszła!)

Wyjazd!

Na miejscu okazało się, że nie na jeden dzień zostajemy, ale co najmniej na dwa... a tu niespodzianka! Nie spakowaliśmy niczego dla nas!!! Ale kto by się przejmował, wszak sklepów zatrzęsienie wszędzie teraz. No i z tego spontanicznego wyjazdu tak się cieszyliśmy, że nic nie było w stanie zepsuć nam humorów.

Tak oto Synek wylądował na pierwszych swoich "wakacjach". A co na nich robił? 

Biegał! Jakby mu ktoś motorek w pupę wsadził! Nowe miejsce, nowe kamyki, nowa trawka, drzewka, krzaczki, ludzie... wszystko nowe i natychmiast do zobaczenia. Oj nie tracił czasu...


Próbował wyprodukować żubrówkę. Coś uparł się, żeby do butelki z wodą trawy napchać...



Pił ze źródełka. Przecież tyle wody wkoło, że po co pić z butelki (w której de facto trawa się znajdowała). Uczył się pływać. Próbował zmienić koryto rzeki kamienie wyciągając. A zresztą rzeka, to taka duża wanna... można siedzieć godzinami...


Nawiązywał nowe przyjaźnie.Oj zaczepny ten mój Synek jest. Nikogo się nie boi, a gdy jakiś starszy chłopak przezywał go "Dzi-dziuś, dzi-dziuś" to go "bach" przez głowę tak, że czapka biedakowi spadła...


Wyjazd był cudowny. Mały szczęśliwy, my szczęśliwi. Jeszcze pojedziemy. Nie potrzebujemy zagranicznych wczasów by wypocząć i zresetować organizmy. Wystarczy w Wiśle pomoczyć nogi przez kilka dni...

sobota, 7 lipca 2012

Podaj rękę, mamo...

Zaskakuje mnie coraz bardziej ten mój Synek. Jest coraz bardziej świadomy mnie, taty, świata. Coraz bardziej odważny, ciekawski, towarzyski.

Jeszcze kilka tygodni temu, trzymając Małego za rączkę pokazywałam mu drzewa, kamienie, uczyłam robić papa i kosi kosi, a teraz?

Teraz to on łapie moją rękę i przyciąga do buta, który mu się odpiął.
Przyciąga moją rękę bym go objęła i pogłaskała.
Trzyma mnie za rękę i ciągnie po całym placu, by pokazać mi gołębia, patyki, pełzającego robaka.
Łapie moje dłonie i każe mi klaskać.
Trzyma moją rękę gdy podchodzi do nas ktoś obcy.
Chwyta mnie za palec i pokazuje nim oko, nos, buzię, pępek.
Do rąk moich wkłada swoje najcenniejsze skarby znalezione podczas spaceru.
Na dłoniach moich kładzie swoją zmęczoną główkę i mówi MAMA...

I przypomniała mi się scena z filmu... nie pamiętam jakiego... pamiętam tylko tę scenę, ostatnią...

Dorosły Syn chwyta swoją starą, schorowaną matkę za dłoń i mówi:

 - Chodź mamo, teraz to ja pokażę Ci świat...

czwartek, 5 lipca 2012

Pijaczyna

Jak co dzień wybrałam się na plac zabaw z Synkiem. Jak co dzień kilka matek z pociechami, niektóre już z widzenia mi znane. Jednak tym razem tę codzienną rutynę zmącił pijak, który wtargnął na teren placu. Szok.

Pijaczyna znany owym matkom widocznie, bo podchodził raz do jednej, raz do drugiej, pierdzielił jakieś bzdury, a te się uśmiechały, podejmowały rozmowę śmiały się z pseudo dowcipów. Szok.

Podszedł i do mnie. Nawijał coś o Synku, a ja jak rasowy bodyguard zasłaniałam go swoim ciałem. Mały na szczęście nie zorientowany, wyrywał trawkę z ziemi. Pijakowi stanowczo powiedziałam, że nie życzę sobie by ze mną rozmawiał, że jest pijany, że ma się do dziecka nie zbliżać i że straż miejską wezwę jak zaraz placu zabaw nie opóści. A ten tym bardziej rozmową zainteresoawny... 

Jedna z matek do mnie" on jest pijaczyna stąd. Nikomu krzywdy nie zrobi. Zaraz sobie pójdzie". Szok

Pijaczyna znany - nieznany, nie życzę sobie by zbliżał się do mojego dziecka i przebywał na placu zabaw!

W tym momencie zjawił się jakiś ojciec i widząc pijaka, wziął za łokieć, wyprowadził za płot, wcisnął dwa złote na piwo z groźbą "żebym cię tu już nigdy nie oglądał".

Odechciało mi się zabawy na tym placu... wsadziłam Małego do wózka i pojechaliśmy na spacer.

W szoku jestem, że tyle matek pozwoliło zbliżyć się jakiemuś pijakowi do swoich dzieci. Ba! Pozwoliły by je głaskał, łąpał za rączkę, chuchał na nie... Gdzie one rozum mają?

Pierwszy raz byłam w takiej sytuacji. I nie zareagowałam właściwie. Następnym razem (oby takiego nie było) od razu jak zobaczę pijaka na placu zabaw dzwonię na policję. Niezależnie czy się do mnie zbliży czy nie!

wtorek, 3 lipca 2012

Urodzinowe wyniki

No i dobrnęliśmy do końca w moim pierwszym Candy... Dziś wylosowałam szczęśliwą osobę, dla której przygotowałam prezent :)

Oto on:


A upominek wędruje do rąk:


Gratuluję i mam nadzaieję, że sprawiłam Ci radość. Proszę o podanie na maila danych adresowych :)))


poniedziałek, 2 lipca 2012

Wyniki konkursu

Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że publikuję wyniki konkursu dopiero dzisiaj, ale weekend był taki piękny, że aż żal było nie wykorzystać:

Uwaga Uwaga!

Zwycięzcą konkursu "Z kolką w tle", sponsorowanego przez firmę BioGaia, a wyłonionym w drodze losowania jest:

Gratuluję i proszę o kontakt mailowy z danymi do wysyłki :)))

Przypominam, że nagrodą w konkursie jest preparat na kolki i voucher o wartości 100zł.

Ps. jutro opublikuję zwycięzcę mojego Urodzinowego Candy. Zaglądajcie zatem :)))