Mały to nam niespodzianki potrafi robić takie, że hej! Wstał sobie raniutko o 6.00 i postawił cały dom na nogi. Ranek upalny, ledwo wstaliśmy, już nie dało się oddychać. Wyszliśmy na zakupy do Biedronki, a o godz. 9.30 wracaliśmy już do domu, ledwo powłócząc nogami.
- pomyśl jak cudnie byłoby teraz zamoczyć nogi w Wiśle.- powiedziałam do męża.
- No to do Wisły!
- eee teraz? no co ty...
- jedziemy, co będziemy tu się smażyć, ale o 10.00 musimy być już w samochodzie. Smakujesz się w 20 min.
- no ba!
Trasę ze sklepu pokonaliśmy chyba w "minutę", takich skrzydeł dostaliśmy!
Wpadliśmy do domu. Małego nawet z wózka nie wyciągaliśmy. Spakowaliśmy się w 10 min., głównie torbę dla Synka (krem z filtrem, pieluchy, pieluchy do pływania, chusteczki, bodziaki, skarpetki, spodnie, spodenki, bluzę, kocyk... no prawie walizka nam wyszła!)
Wyjazd!
Na miejscu okazało się, że nie na jeden dzień zostajemy, ale co najmniej na dwa... a tu niespodzianka! Nie spakowaliśmy niczego dla nas!!! Ale kto by się przejmował, wszak sklepów zatrzęsienie wszędzie teraz. No i z tego spontanicznego wyjazdu tak się cieszyliśmy, że nic nie było w stanie zepsuć nam humorów.
Tak oto Synek wylądował na pierwszych swoich "wakacjach". A co na nich robił?
Biegał! Jakby mu ktoś motorek w pupę wsadził! Nowe miejsce, nowe kamyki, nowa trawka, drzewka, krzaczki, ludzie... wszystko nowe i natychmiast do zobaczenia. Oj nie tracił czasu...
Próbował wyprodukować żubrówkę. Coś uparł się, żeby do butelki z wodą trawy napchać...
Pił ze źródełka. Przecież tyle wody wkoło, że po co pić z butelki (w której de facto trawa się znajdowała). Uczył się pływać. Próbował zmienić koryto rzeki kamienie wyciągając. A zresztą rzeka, to taka duża wanna... można siedzieć godzinami...
Nawiązywał nowe przyjaźnie.Oj zaczepny ten mój Synek jest. Nikogo się nie boi, a gdy jakiś starszy chłopak przezywał go "Dzi-dziuś, dzi-dziuś" to go "bach" przez głowę tak, że czapka biedakowi spadła...
Wyjazd był cudowny. Mały szczęśliwy, my szczęśliwi. Jeszcze pojedziemy. Nie potrzebujemy zagranicznych wczasów by wypocząć i zresetować organizmy. Wystarczy w Wiśle pomoczyć nogi przez kilka dni...
Fantastycznie :))) Oj zazdroszczę, zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńNAS CZEKAJĄ IDENTYCZNE WAKACJE, A JA SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAC:)))
OdpowiedzUsuńKurde! Też miałam być w ten weekend w Wiśle! Tylko spontana zabrakło bo nas upał rozłożył na łopatki. pzdr!
OdpowiedzUsuńfantastyczny spontan. zazdroszczę takiej wycieczki i odpoczynku :)
OdpowiedzUsuńSuper! Taki spontaniczne działanie czasem jest najlepsze!
OdpowiedzUsuńA daleko macie do Wisły?
Ale super :)
OdpowiedzUsuńzazdraszczam.ja chyba też muszę się poddać jakiemuś spontanowi. trzymaj kciuki za powodzenie :D
OdpowiedzUsuńściski
Świetnie, spontanicznie jest zawsze najlepiej, bez zbędnego planowania!
OdpowiedzUsuńA szczoteczkę do zębów można kupić wszędzie:-)
Ekstra ;) Mi to by się taki wyjazd bardzo przydał... ;)
OdpowiedzUsuńsuper, zazdroszczę wyjazdu:) a tak z innej beczki zapraszam do mnie na konkurs http://bobobebe.pl/blog/2012/07/06/rozswietlony-konkurs/ pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńFajne są takie spontaniczne wyjazdy :) Wydaje mi się, że cieszą bardziej niż te długo planowane :)
OdpowiedzUsuńCiesze się, że taki spontaniczny wyjazd się udał i jesteście zadowoleni. Podziwiam za odwagę. Teraz to juz wiecie, że można częściej takie przyjemne, spontaniczne wypady sobie robić:)
OdpowiedzUsuń:D:D:D Ależ marzy mi się taki spontan:D
OdpowiedzUsuń:-D
OdpowiedzUsuńa u nas deszcz...
Rewelacja!!! Zazdroszcze takiego spontanu...
OdpowiedzUsuńbo spontaniczne wypady są najfajniejsze
OdpowiedzUsuńzazdroszczę spontanu, ja wszystko planuję, pakuję, odliczam ;)
OdpowiedzUsuńREWELACJA ;-) czasem takie spontany sa najlepsze :-)))))
OdpowiedzUsuńTak spontan to jest to :)))
OdpowiedzUsuń