Mierzyłam się z tym tematem już wystarczająco długi czas, by teraz o tym wspomnieć. Wakacje u babci oprócz totalnego chilloutu, sprowokowały w mojej głowie szereg myśli na temat wychowania... wychowania dziewczynki na kobietę.
Prawda jest taka, że mam prawdziwy problem z kobietami. W zasadzie to mało jest takich, które lubię. Mało jest kobiet "z jajem", które wiedzą czego chcą, co nie znaczy, że nie ma ich wcale. Źle się czuję w towarzystwie miłych, grzecznych, zachowawczych panienek, które kiwają głowami, ładnie się uśmiechają i "krzyczą" dużo, dla pozoru... często o nic. Ech... nie lubię kobiet, bo marudzą, bo uzależniają swój byt od mężczyzny, bo idą na łatwiznę i sięgają tylko po oczywiste cele. "Wspinać" się nie lubią, wysilać raczej też nie, godzić z losem też nie bardzo, ale zrobić coś z tym, to już wcale.
Dlaczego?
Bo tak zostały wychowane!
Dziś na placu zabaw widziałam śliczną siedmio, może ośmiolatkę. Siedziała na ławce swobodnie i żuła gumę. Podbiegła do niej zirytowana mama:
- jak będziesz siadać tak rozkracznie to nie znajdziesz przyzwoitego męża!
Jak słyszę takie teksty, to robię się agresywna. Przysięgam. I nie chodzi o to, że słowa zostały skierowane do dziewczynki jeszcze... ale o wychowanie w przeświadczeniu, że mąż jest Celem Życiowym. Znalezienie Przyzwoitego Męża to jedyne, o czym dziewczyna powinna myśleć. Każde zachowanie powinno być ku temu kierowane.
Wiem o tym dość sporo, bo sama wychowana byłam w takim klimacie.
Klimacie kobiety słabej, bezbronnej, roztkliwiającej się nad sobą, układającej życie dla pozorów... i przyszłego męża. No i dla klasyki... "co ludzie powiedzą!"
Na szczęście odkąd pamiętam, coś mi tutaj mocno nie grało. Nie wierzyłam w poprawność tych stwierdzeń. Ale przyznaję, wiele wysiłku kosztowało mnie, by powiedzieć NIE.
Nie zaręczę się po maturze.
Nie wyjdę za bogatego gogusia.
Nie będę księgową "bo to dobry zawód".
Nie, nie będę pozwalała by ktoś decydował za mnie.
Nie będę słuchała się nikogo, prócz siebie.
Nie będę na utrzymaniu męża (no dobra... teraz to jest stan tymczasowy i zmierza ku końcowi)
Nie dam sobie wmówić, że jestem słaba i bezbronna.
Nie będę grzeczną dziewczynką.
Rozumiem strach kobiety... ale czy to nie jest czasem prosta droga do kompleksów i samounicestwienia?
Akuratność, wstyd, pokora... może to sposób na proste życie, ale chyba nie na szczęśliwe.
A więc Drogie Panie "nie siadajcie tak rozkracznie, bo nie znajdziecie przyzwoitego męża..."
(czyż ci nieprzyzwoici nie bywają ciekawsi?)
Free Your Mind!!!
Godzić się... znam pełno "pogodzonych" kobiet... obym nigdy nie mogła tego powiedzieć o sobie!
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Tego mi jeszcze zabrakło w tym teście... Godzić się. "Pogódź się z tym... takie jest życie"!!!
UsuńA ja znam wiele kobiet, które są silne, wiedzą czego chcą.
OdpowiedzUsuńSą właśnie babami z jajem. I chyba ja sama należę do tego zacnego grona. Tak mi się przynajmniej wydaje:)
O Ty, szczęściaro :)))
UsuńA mnie się zdawało, że właśnie w tych czasach trzeba jednak szukać męża przyzwoitego - no mój jest przyzwoity i sobie chwalę :) .
OdpowiedzUsuńA tak serio, z pokolenia na pokolenie udaje nam się zrzucać kolejne wychowawcze pęta :) to nie przyjdzie od razu
metoda "małych kroczków", czasem jest skuteczniejsza od rewolucji :)
UsuńGrzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą ;)
OdpowiedzUsuńOtóż to!
Usuńnigdy nie powiedziałabym tak do swojego dziecka o ja mogłam podejmować decyzję kim chcę być z kim się spotykam i co chcę robić w życiu rodzice nie dyktowali mi tego nigdy i jak tak właśnie mam zamiar wychować dziecko, bo wolę by było szczęśliwsze niż miało mieć "przyzwoitego męża" choć mój jest przyzwoity ale jego sama sobie wybrałam. Sama będąc nieprzyzwoitą i niepoprawną nastolatką później studentką.
OdpowiedzUsuńI tak powinno być...
UsuńGdybym słuchała się innych i nigdy nie postawiła na swoim,byłabym nieszczęśliwą żoną i matką,cierpiącą codzienne katusze fundowane przez niedoszłego męża...Ale potrafiłam powiedzieć NIE! Postawiłam wszystko na jedną kartę...to była moja własna i najlepsza decyzja!Teraz jestem szczęśliwa
OdpowiedzUsuńMoja wrodzona skłonność do buntu, nie pozwoliła mi długo robić coś, bo tak wypada, nie mówić, bo nie można itd. Ale pamiętam, że pierwsze przeciwstawianie się, mówienie nie (nie tylko dla samego nie, ale przymyślanego, rozsądnego, zgodnego z moim ja) to był ciężki orzech
OdpowiedzUsuńTo prawda, pierwsze NIE jest strasznie trudne... ale to wpierw trzeba sobie uświadomić czego się chce od życia.
UsuńNo bo czasem jednak jest fajnie, jak mąż jest nieprzyzwoity! Albo bywa taki wieczorami :P ;)
OdpowiedzUsuńKasia dobry tekst. Powiem, że mnie wychowywali Dziadkowie i Babcia "krótka" trzymała... Dzięki niej czułam się jak śmieć... wystarczyło że spóźniłam się do domu pojawiały się teksty, że się włóczę i sama proszę o zgwałcenie ... że w końcu dziecko przyniosę, że na pewno pójdę do zawodówki... potem że na pewno nie zdam matury... rozumiesz? Od razu podcinane skrzydła.. Długo trwało nim w siebie uwierzyłam. Gdyby nie wyprowadzka z domu przed 20ur.pewnie nadal mieszałaby mnie z błotem... Poza tym dobra kobieta ale wychować dziewczynki niestety nie potrafiła w sensie wsparcia psychicznego itp:/
OdpowiedzUsuńOczywiście, ze rozumiem Madziu... zamiast wsparcia, równanie w dół... Tylko silna kobieta potrafi powiedzieć NIE. Buziak :)
UsuńGdybym słuchała mamy to miałabym przyzwoitego i nudnego jak flaki z olejem męża. A tak mąż męża "z jajem" i czasem dość nieprzyzwoitego co mnie bardzo cieszy :) Fajny post :)
OdpowiedzUsuńdzięki :*
UsuńTekst wart przemyślenia. Na pewno nie zgadzam się z celem życia dziewczynki, potem kobiety, żeby znaleźć przyzwoitego męża. Śmieszy mnie to. Mąż, czy jakikolwiek inny facet, z którym kobieta chce się związać ma być przede wszystkim przyjacielem! Może być w nocy nieprzyzwoity jak to napisała Emma :)
OdpowiedzUsuńMnie też podcinano skrzydła jak Mandarynkowej Mamie. Po jakimś czasie zaczęłam na takie teksty odpowiadać: skoro mi tak życzysz, to pewnie tak będzie. To była inna forma powiedzenia NIE.
Teraz walczę cały czas by niektórym osobom powiedzieć NIE. Staram się to mówić tak by kogoś nie urazić, ale wiem, że do pewnych osób to nie dociera. Może czas mówić w prost, szczerze do bólu? Nie patrząc na reakcję.
Mam syna. Może inaczej będę patrzeć na temat, jeśli zostanę mamą dziewczynki. Tak czy siak, Twój tekst jest ważny :)
NIE trzeba mówić zawsze wtedy, gdy oczekuje się od nas zachowań niezgodnych z naszym sumieniem. Niezależnie czy jest to wybór męża czy szkoły, ale nawet zjedzenie głupiego ciastka, na które nie mamy ochoty może odbić się na naszym zdrowiu :)
Usuńa ja wiele tych właśnie odważnych i nie pogodzonych spotykam na swojej drodze i strasznie się z tego cieszę :)
OdpowiedzUsuńto masz naprawdę dużo szczęścia :) Zazdroszczę
UsuńJakie szczęście, że mam mądrych rodziców. I jakie szczęście, że i tak w wielu kwestiach się z nimi nie zgadzałam i nie szłam na łatwiznę...Choć pewnie byłoby łatwiej znaleźć "przyzwoitego", pierwszego lepszego, a potem zakładać wór na oczy w myślach krzycząc "za ojczyznę"! i planując na co przeznaczę jego kasę. O! pardon...nie byłoby łatwiej, bo ten typ nie lubi niepokornych kobiet...Ja wolalam czekac na swojego księca i sie doczekałam:)
OdpowiedzUsuń