Przygodę rozpoczęliśmy we wtorek o 5 rano. Szybkie pakowanie... mleczko, kawa, kawa, mleczko i w trasę. Daleko nie mamy w zasadzie... ale podróż to podróż. Wakacje to wakacje.
Mały przespał całą podróż. Na miejscu byliśmy już przed 7.00. Babcia ucieszona, chyba całą noc nie zmrużyła oka. Czekała ze śniadaniem, kawą, ciastem. Tuż po śniadaniu zwiedzaliśmy okolicę. Zaglądałam w stare kąty. W porze obiadowej zeszły się sąsiadki. Te u których przez płot skakałam, na drzewa wchodziłam... Przywitały mnie czule, Małemu zabawki przyniosły. Już zapomniałam, że w tak małej społeczności wszyscy są rodziną.
Synek miał okazję poznać rodzinę, z którą prawie nie utrzymujemy kontaktów. Mój kuzyn szczególnie przypadł mu do gustu. Zgadnijcie dlaczego?
Ogródek! To prawie Rajski Ogród. Na blokowisku nie uraczysz...
...nie wspominając już o ogrodzie warzywnym... Takich cudów to się na pewno nie spodziewał. Tu wszystko było zaskakujące i... smaczne!!!
Synek przeżył niemały szok, gdy dotarło do niego, ze "jedzenie" rośnie na krzakach i drzewach, i w ziemi nawet. Niepojęte dla niego było, by tak po prostu podejść do krzaka i zjeść jagodę.
A zaczynać dzień od zrywania malin, gdy trawa jeszcze od rosy mokra... to dopiero pełnia szczęścia!
Jeśli obiad, to tylko na świeżym powietrzu! I kto by myślał o umyciu rąk?
No ale i plac zabaw się znalazł.
Jest coś, co mnie rozwaliło w tej naszej sentymentalnej podróży:
Bezkresność.
Spokój.
Drogi bez samochodów.
Spacer bez "żywej duszy"
Dialog dziecka ze świerszczami, muchami, motylami...
Szczęście.
Miłość na wyciągnięcie ręki...
Ale Wam było cudownie! :D Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńaż zatęskniłam za wyjazdem na wieś do babci :)
OdpowiedzUsuńżal, że babci żadnej już mam a babcie Arta w blokowisku mieszkają.... pięknie
fajnie, że macie możliwość takiej wycieczki.
:) jak się ma to na co dzień to aż tak bardzo się nie docenia
OdpowiedzUsuńTo prawda! Też miałam na co dzień... dopiero po latach się docenia takie proste radości :)
UsuńMożna powiedzieć nabraliście oddechu !
OdpowiedzUsuńUwielbiam bezkresne drogi, pustkowia i ten spokój....i też nie mogę się doczekać na spotkanie z rodziną. A Ty miałaś możliwość powrotu do lat dziecinnych i co więcej, pokazania tego świata synkowi:) Super:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie w takich miejscach odpoczynek smakuje najlepiej.
OdpowiedzUsuńWakacje u dziadkow to super sprawa. Moja stonka chętnie wyjeżdża z miasta na wies tym bardziej, że dziadki pozwalają na wszystko. Atrakcją jest ogród: jabłka z drzewa, śliwki, poziomki, truskawki... marchew czy pietrucha prosto z ziemi :) Po powrocie zawsze zazdroszcze im cery :)))
OdpowiedzUsuńu babci jest najlepiej!
OdpowiedzUsuńNo,doczekałam się! Cuuudownie! Ja też chce na wieś! Marzę o takim spokoju :)
OdpowiedzUsuńU babci zawsze najlepiej;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja to mam na co dzień i przesyt... A raczej brak ludzi ;) I nuuuuda :)
OdpowiedzUsuńTeż każde wakacje za dzieciaka spędzałam u babci. Potem przyszedł wiek w którym tam wszystko było nudne, a w mieście koleżanki, imprezy. Teraz mieszkam 650km od mojej babci. Teraz każdą wyprawę w rodzinne strony celebruję. Cieszę się, że mogę zawieść tam od czasu do czasu moje dziecko. Teraz dałabym wiele za takie dwa miesiące na babcinej wsi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i lekko zazdroszczę!