niedziela, 30 września 2012

Na Zdrowie: Dynia wg Pięciu Przemian

Dziś podzielę się z Wami przepisem na super zdrową zupę dyniową. Nie jest to mój przepis, ale wielokrotnie przeze mnie stosowany. Zaczerpnęłam go z książki "Gotowanie wg Pięciu Przemian" B.Tamelie i B.Trebuth.

Lekka zupa z dyni

Składniki:

dynia (z)
pieprz (m)
gałka muszkatołowa (m)
sól (w)
sok pomarańczowy (d)
pietruszka (d)
słodka papryka (o)
nasiona słonecznika (z)


Przygotowanie:

(o) do gorącej wody
(z) wrzucić nieobrane kawałki dyni, gotować, aż dynia będzie miękka, następnie obrać i przetrzeć
(m) przyprawić mielonym pieprzem i odrobiną gałki muszkatołowej
(w) i szczyptą soli
(d) dodać soku pomarańczowego ( ja dodaję sok wyciśnięty z dwóch małych pomarańczy) i dorzucić pietruszkę
(o) przyprawić słodką papryką i wymieszać
(z)  przed podaniem posypać prażonymi ziarnami słonecznika



Prosta zupa gotowa.

Zupa ma działanie rozgrzewające i odżywcze. Harmonizuje centrum organizmu.
Zaleca się spożywać tę zupę z dyni przy anemii, problemach z trawieniem, dolegliwościach żołądkowych i astmie.

Idealna dla dzieci chorych na odrę lub koklusz oraz przy kaszlu. Więc na jesienną porę jak znalazł. Smacznego!

Legenda:
(d) przemiana Drzewa
(o) przemiana Ognia
(z) przemiana Ziemi
(m) przemiana Metalu
(w) przemiana Wody

A jeśli ktoś chce sobie przypomnieć (lub dowiedzieć się) o co chodzi z Przemianami to zapraszam TU.

piątek, 28 września 2012

Sprzątamy z Boschem

O tym, jak ważna jest czystość w miejscu, w którym przebywa dziecko nie muszę chyba nikogo przekonywać. A utrzymać ją wcale nie jest łatwo. Codzienne kruszki, piasek z piaskownicy, resztki obiadu na powierzchni prawie całego mieszkania (z dzieckiem włącznie), zawartość szafek kuchennych rozsypana po podłodze...

Czasem mam wrażenie, że moja ciężka praca zupełnie nie ma sensu. Wieczorem jest czysto, a w południe istny bałagan. Domowe porządki przy szesnastomiesięcznym malcu to Syzyfowa Praca w czystej postaci.

Na szczęście mam nowego pomocnika:

odkurzacz marki Bosch model ProPower BSGL 32510.


 Jest ze mną już od kilku tygodni i używany jest codziennie! Wciąż się zaprzyjaźniamy, testujemy, sprawdzamy wytrzymałość ( w roli eksperta mój Malec).

Według Producenta: Odkurzacze z linii ProPower to najmocniejsze odkurzacze na polskim rynku. Dzięki mocy silnika 2500 W, odkurzacz szybko i łatwo usuwa kurz i zanieczyszczenia nawet z grubych i puszystych dywanów. Już nie trzeba kilka razy odkurzać tego samego miejsca, aby mieć idealnie czysty dywan. Niestety nie mam u siebie grubych dywanów, ale i tak odkurzacz ma co robić, a powierzchnia, z którą zmierzyć się musi nie jest prosta...

Na razie muszę Wam powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. Podoba mi się to, co same teraz możecie zobaczyć... jego czarno - czerwona kolorystyka! Czyż nie jest seksi? A już wkrótce recenzja tego nowego "sprzątacza".

A oto, krótka fotorelacja z dnia pierwszego. Mr.Tata w roli testera :)










Zapraszam też do odwiedzenia strony producenta na FB:





środa, 26 września 2012

Organizm wciąż gotowy

Okres karmienia piersią mam już za sobą. Po dwunastu miesiącach zdecydowałam się na odstawienie Synka. Po trzech tygodniach od ostatniego karmienia moje piersi opustoszały.

Przynajmniej tak mi się wydawało do tej pory.

Jakże mnie ludzi organizm zadziwia. Nawet nie macie pojęcia.

Dziś odkryłam, że w moich piersiach wciąż jest mleko, co prawda w postaci kropelkowej, ale jest. Na początku się wystraszyłam, ale po rzeczowej konsultacji dowiedziałam się, że wszystko jest OK. To normalne i możliwe.

I jak tu nie zaufać swojemu ciału, które nawet przeniesione w stan uśpienia daje sygnały: "...bo wiesz, jakbyś zmieniła zdanie, to ja jestem gotowy do produkcji. Idzie zima, przeciwciała Małemu się przydadzą. Przemyśl to..."

Taka myśl przemknęła mi przez głowę... ale nie jestem szalona i naiwna. Laktacja to długi i trudny proces, a potem jeszcze odstawianie... ech

a Mr.Tata na to:

- no ale co by Mały zrobił gdybyś go przystawiła?
- jak to co? zaczął by ssać. Ten odruch nigdy nie zanika...

Ta instynktowność życia i bycia ludzkiego jest dla mnie nieogarniona...

wtorek, 25 września 2012

Na koń!

Mój mały Syneczek w końcu dorósł... do swojego konika bujanego.

Wprawdzie dziadek już na zeszłoroczną gwiazdkę sprawił mu taki prezent, ale jak to zwykle z wyobraźnią dziadków bywa... koń był na wyrost. I Synek jeszcze malutki, utrzymać się na koniku nie potrafił, i ja wiele obaw miałam co do bujanej zabawki. Uznałam, że Mały konikiem bawić się będzie jeśli sam zrozumie, o co w nim chodzi. Nic na siłę w trosce o jego kręgosłup i postawę.



Tym sposobem konik przez prawie rok mieszkał  u szczęśliwego darczyńcy.

Jednak przyszedł czas na zmianę domu dla tego cudnego (cudacznego?) zwierzęcia. Mały sam wsiada na konia, buja się, za ogon ciągnie, paluchy do otworów nosowych wkłada, oczy oderwać próbuje, a czasem nawet  do łba się tuli. Czyli dorósł do zabawki.

I tak koń zamieszkał z nami. Podejrzewam, że nie nie na długo jednak, bo konik tyciuteńki jest (chyba najmniejszy dostępny rozmiar) i Synek już kolanka podkurcza... jeszcze trochę podrośnie i dziadek egzemplarz większy sprawić będzie musiał :)))

niedziela, 23 września 2012

Na Zdrowie: Joga Hormonalna

Dziś będzie temat krótki, ale niezwykle kobiecy.

Powrócę do tematu jogi. Wśród wielu jej odmian znajduje się moja ulubiona: joga hormonalna.

Co to takiego?
To odmiana hatha-jogi, która wpływa zawłaszcza na pracę gruczołów dokrewnych, co w konsekwencji powoduje wzrost poziomu estrogenów.

Praktyka jogi hormonalnej koncentruje się na ćwiczeniach centrum ciała, czyli brzucha. Dynamiczne asany polegające na wciąganiu brzucha, masują, rozgrzewają narządy rodne, co w konsekwencji dotlenia je, sprawia, że są bardziej ukrwione... i młodnieją, przygotowując się do wzmożonej pracy.

Kiedy warto ćwiczyć jogę hormonalną?

- w okresie menopauzy, powoduje wyrównanie hormonów, zmniejsza dolegliowści

- w przypadku zaburzeń hormonalnych

- w celu zmniejszenia dolegliwości menstruacyjnych, a także by zapobiegać zaburzeniom menstruacyjnym (nieregularny okres, jego brak itp.)

- w przypadku problemów z zajściem w ciążę


Innymi słowy, joga hormonalna sprzyja kobiecie. Przyznam się, że namiętnie ją praktykowałam na krótko zanim zaszłam w ciążę. I śmiem twierdzić, że mi w tym pomogła :)))

A tak joga hormonalna wygląda w praktyce:


 Polecam serdecznie filmy instruktażowe pani Lidii Machaj. Powyżej tylko przykład, ale praktyka jogi hormonalnej z jej udziałem to sedno tematu (ćwiczenia wcale nie są skomplikowane).

I jeszcze przykład jogi, zwiększającej płodność wg. Brendy Strong. Trochę trudniej ale skutecznie ;)
Zresztą o jodze z Brendą będzie osobny artykuł.


Powodzenia :)

piątek, 21 września 2012

Domowe piknikowanie

Mamy z Małym zwyczaj piknikowania na kanapie...

A zaczęło się od tego, że Synek od samego początku bojkotował krzesełko do karmienia. Nie chciał w nim siedzieć i już. Jak zaczęliśmy rozszerzać dietę i podawać normalne (słoiczkowe) jedzenie, sadzałam go sobie na kolanach i karmiłam.

Później siedział na kanapie a ja go karmiłam.

Aż nadszedł czas na samodzielne jedzenie. Długo myślałam jak się do tego zabrać. Wpadłam na pomysł rozkładania kanapy, a na niej ceratki i pozwalałam mu jeść jak lubi. Potem ceratkę ściągałam do umycia w wannie.

Kiedy tymczasowo pozbyłam się krzeseł, po których Synek z zamiłowaniem się wspina, nie było wyjścia, musieliśmy rodzinnie piknikować na ceratce. Siadaliśmy po turecku, każdy ze swoim talerzem. I tak posiłkowaliśmy się, podkradając sobie nawzajem co lepsze kąski z talerza. Mały miał przy tym mnóstwo radości. Każdy posiłek to była czysta przyjemność. Ale jak to zwykle bywa, wszystko miłe, kiedyś się kończy.

Nadszedł czas na zamiany. Tzn. Synek sygnalizuje, że jedzenie na kanapie mu nie wystarcza. Chce jeść ja dorosły. Wczoraj podsunął sobie nocnik i usiadł na nim, a talerz postawił na brzeg kanapy. W ten sposób zrobił sobie prowizoryczny stolik jadalniany. Cieszy mnie to i martwi zarazem.

Cieszy, że Synek nabiera nowych umiejętności i sygnalizuje gotowość na nowe rzeczy.
Martwi, bo oznacza to, że muszę zaopatrzyć się w mini stolik i mini krzesełko dla niego. A będą to kolejne meble, które łatwo można przesuwać, podstawiać pod okna, komody, stół... i wspinać się do woli.

W najbliższych tygodniach będę musiała zmierzyć się z tym lękiem i postarać się zaufać jemu, jak i sobie, że stanowczo będę zabraniała mu używać mebelków do celów temu nie przeznaczonych...

Komplet już wybrany:


Zdjęcia zapożyczyłam ze strony IKEA

Cena krzesełka 29,99
Cena stoliczka 49,99

Teraz nie pozostaje mi nic innego jak wybrać się do Ikei. Choć może się wstrzymam do świąt. Mały będzie większy, rozumniejszy, a zestaw na prezent jest dobry :)))

środa, 19 września 2012

Nocny koszmar ze szkodą dla dziecka

Plac zabaw to istna szkoła przetrwania... dla rodziców bardziej niż dla dzieci. To szkoła wychowywania przez rodziców swoich pociech. Ileż różnych teorii, dobrych rad, trików, sztuczek (co jedna to lepsza) wychowawczych usłyszeć można.

Na całe szczęście podatność na dobre rady i opnie dawno mam już za sobą. Wyrobiłam w sobie przekonanie, ze sama wiem, co jest słuszne dla Małego i wychowuję go w świetle zasad, w które wierzę.

Jednak od czasu do czasu trafi mi się rozmowa z drugim rodzicem, która wybija mnie z mojego świata. Tak było i tym razem. Czułam się jakbym dostała młotkiem w głowę lub zażyła jakiś psychotropowy specyfik.

Siedzę w piaskownicy z Synkiem, a razem z nami ojciec dwuletniego chłopczyka. Rozmawiamy o naszych dzieciach. Pada w moją stronę pytanie:

- śpi już sam?
- czasem... raz śpi u siebie, raz ze mną
- w swoim pokoju?
- nie ma jeszcze swojego pokoju...
- no ja bym z tym nie zwlekał. My właśnie uczymy syna zasypiać w swoim pokoju, póki jeszcze nie mówi.
- co mowa ma wspólnego z zasypianiem w swoim pokoju?
- no ma! Moja siostra uczyła swoją 2,5 letnią córkę zasypiać u siebie, a że ta już dobrze gadała to mieli w domu istny horror
- jak to?
- na bo krzyczała "mamo nie zostawiaj mnie. mamo boję się"
- dlaczego?
- no, jak ją wkładali do łóżeczka, gasili światło i wychodzili, żeby małą nauczyć samodzielnego zasypiania...

Ta rozmowa jeszcze chwilę się ciągnęła. Wdałam się z ojcem w dyskusję o samodzielności dwulatków. I czułam się w tej rozmowie, jakbym gimnazjaliście całki wykładała.

Nie daje mi to spokoju. Jak można tak małe dziecko zostawić same w ciemności? Zdaję sobie sprawę, ze teraz dzieci szybko nabierają samodzilności, świat pędzi do przodu, rodzice pracują, dzieci często zdane są same na siebie.

Ale jaki jest sens pozostawienia dziecka w krzyku "mamo boję się"?
Czy dwuletnie dziecko (w ogóle dziecko) nie potrzebuje już przytulenia, kołysanek, wspólnego czytania bajek?
Czy naprawdę te parę chwil towarzyszenia dziecku przy zasypianiu to taka strata czasu dla rodzica?
Czy dzieci naprawdę muszą być aż tak samodzielne? Same jeść, same zasypiać, same się sobą zajmować?
Czy to nie jest przypadkiem znęcanie się psychiczne nad dzieckiem? Oczekiwanie od niego rzeczy, które go przerastają?

Same sobie na to odpowiedzcie, bo mi ręce opadają...

wtorek, 18 września 2012

Telefoniada

Muszę to napisać. Miałam dziś ubaw po pachy. Mój Synek ma nową zabawę... w telefonowanie.

Robiłam porządek w szafie, w celu pozbycia się starych gratów. A wśród nich telefon stary, bezprzewodowy, po telekomunikacji, już dawno zlikwidowanej. Wyglądem przypomina starą, przedpotopową komórkę, więc mój Mały z szerokim uśmiechem porwał telefon i przystawia do ucha. I gada sobie. Nagle odstawia go na podłogę i leci do drugiego pokoju, gdzie na komodzie leży mój śliczniutki telefonik.

"Oj nie da się oszukać, bystre dziecko" myślę sobie i podaję mu komórkę.

Ten gada po swojemu przez chwilkę do niej i odkłada na podłogę. Leci do drugiego pokoju. Podbiega do  słuchawki i gada. Odkłada i znowu zmienia pokój i zaczyna rozmowę przez komórkę.

I tak biega sobie Synek między pokojami i gada raz do jednego, raz drugiego telefonu... a ja stoję w przedpokoju i śmieję się w duchu. 

Synek odbył dziś pierwszą poważną rozmowę telefoniczną. Sam ze sobą!


poniedziałek, 17 września 2012

Artysta


Wyobraźnia dziecka jest nieograniczona.
Wyobraźnia dziecka jest fenomenalna.

Postanowiłam wesprzeć kreatywność mojego Synka kupując mu tablicę. Niech wyobraźnia jego szaleje, niech jej nie mącą sztywne reguły, niech Malec ćwiczy przelewanie swoich myśli na obraz. Niech tworzy!



Dałam mu kredę do ręki i od razu załapał jak to działa. Stworzył pierwsze w swoim życiu unikatowe dzieło (jak widać na załączonym obrazku). Co więcej poniosła go wena twórcza i nic go już nie ograniczało, ani przestrzeń twórcza, ani jego własna wyobraźnia...

Bo kto by wpadł na pomysł by malować kredą na odwrocie tablicy?
By tworzyć swoje arcydzieło na czarnym tyle krzesła obrotowego? Ba! By tworzyć je nawet na maminych dżinsach...

Tylko prawdziwy artysta

Tak! Mój Syn będzie Artystą.
Artystą Eksperymentującym...

piątek, 14 września 2012

Nowa bloga odsłona... czyli podziękowania

Dawno temu, gdy w ostatnich tygodniach ciąży leżałam z nogami do góry, postanowiłam pisać bloga.

Gdy pojawił się pierwszy post cieszyłam się jak dziecko, potem był pierwszy komentarz (Mamo Glamour dziękuję), potem pierwsi obserwatorzy...

Potem statystyki zaczęły rosnąć, moje przemyślenia wciąż przetaczały się przez karty bloga, coraz więcej osób do mnie zaglądało. Mój Blog stał się Moim Domem. Domem moich Wspomnień, moich Myśli... i chciałam by było w nim pięknie...

Dziobałam coś sama nad grafiką i dziobałam... W końcu Mr.Tata zlitował się nade mną swoim : "daj to na chwilę" i w godzinę chyba powstał baner i templatka... I jakże swojsko się poczułam. Bo któż nie zna mnie lepiej jak mój własny mąż. I rumieńcem spłonęłam, że od razu go nie poprosiłam... dziękuję Kochanie.

I tak wisiała sobie nowa strona i wisiała, aż pewna życzliwa osoba wspomniała: "wiesz, fajnie tu u ciebie, ale jak chcesz to ci coś poprawię". Jak chcę? no pewnie, że chcę! O swój dom trzeba dbać! Tą miłą osóbką jest Hafija. To ona postawiła kropkę nad "i". Dookreśliła ten blog. Stał się piękny i pełny dzięki jej talentowi. Dziękuję Moja Droga, że nie stłukłaś mnie mentalnie na kwaśne jabłko, za te moje wszystkie "a może by... ", "outowania", marudzenia itp. W końcu poświęciłaś dla mnie swój wolny czas... co cenię niezmiernie (odwdzięczę się - sama wiesz jak :))) ).

I tak witam Was wszystkich w moim nowym domu. Tym wirtualnym...


środa, 12 września 2012

Szczepienie kolejna odsłona...

Dziś był dzień kolejnego szczepienia mojego Synka: czwarta dawka Błonica, Tężec, Krztusiec, Hib Polio. Wciąż podchodzę do tematu szczepień z drżącym sercem. Całe szczęście, ze zadzwoniłam wcześniej do przychodni, bo kompletnie zapomniałam, że szczepienie jest płatne (szczepionka skojarzona Hexa).

A tu niespodzianka. Zamiast 160zł, jakie płaciłam za poprzednie trzy dawki, teraz wystawili rachunek na 190zł. Przecież to skandal jakiś. I tak ceny szczepionek skojarzonych są wystarczająco wygórowane, ale prawie dwie stówy to już skandal. Jestem wściekła. Na szczęście to była ostatnia Hexa.


Mały oczywiście dzielny bardzo. Co prawda ciężko mi było go na kolanach utrzymać, bo tyle ciekawych rzeczy Koniecznie -Już -Do Obejrzenia było w gabinecie, że co rusz wykręcał się na podłogę. Niezłego sprytu musiałyśmy użyć (ja i pielęgniarka) by go zaszczepić. Mały nawet nie zauważył, kiedy mu igłę wbiła, tak był zaaferowany próbą zejścia z kolan. A gdy go w końcu puściłam, stanął z miną "Kota w Butach", bo nie wiedział co się dzieje. 

Oczywiście przed szczepieniem był mierzony i ważony. Najnowsze dane:
Wiek: 16 miesięcy
Waga: 13kg
Wzrost: 92,5cm

:)))



poniedziałek, 10 września 2012

Jestem taaaki duży!

W ten weekend mój Synek skończył 16 miesięcy. Czas pędzi nieubłaganie, Mały rośnie w zastraszającym tempie. A myślałam, ze tylko ten pierwszy rok będzie stał pod znakiem szybkiego nabywania umiejętności. A tu niespodzianka! Każdy dzień przynosi kolejne nowości. Od drobnostek po duże postępy. I jak tu się dzieckiem nie zachwycać?


Z bardziej spektakularnych nowości:

- Synek pokazuje jaki jest duży - dźwiga ręce do góry i staje na palcach

- pstryka paluszkami

- kręci się w kółko i chodzi do tyłu

- próbuje jeść widelcem. Łyżkę już opanował w stopniu pozwalającym zjeść samodzielnie zupę (choć po takim obiadku Mały nadaje się tylko pod prysznic)

- próbuje wypowiadać nowe słowa. Na razie ćwiczy dźwiękonaśladownictwo.

- potrafi skupić się na oglądanej bajce ok 20min.

- sam puszcza bączka :)))

- rozlewa wodę po podłodze, po czym biegnie do kuchni po ścierkę i wyciera do sucha!

- potrafi samodzielnie wejść do muszli klozetowej a czasem do wanny

- wie już, że przy piecu można się oparzyć (tak, tak... podszedł do pieca i próbował dosięgnąć palnika, na szczęście w porę się wystraszył. Do pieca na razie nie podchodzi)

- potrafi ubrać się samodzielnie... i nie daje sobie powiedzieć, że spodenki po to mają dwie nogawki, by ubierały obie nogi oddzielnie. Uparł się i pakuje obie nogi do jednej :)


Tyle radości każdego dnia... i jak tu nie być szczęśliwym :)

piątek, 7 września 2012

Niunia

Godzina 8.20 rano. Plac zabaw. 

Jesteśmy jedynymi osobami na terenie, tzn. ja i mój Syn. Wszędzie panuje bałagan. Nie poznaję miejsca, które dotąd było czyste i zadbane. "Oj dawno nie widziałam dwóch panów porządkowych" - myślę sobie. Dwóch panów dbało dotąd o czystość na placach zabaw: grabili, sprzątali, zbierali, plewili...

Rozglądam się raz jeszcze. "Skąd tu tyle plastikowych butelek? Ach... przedszkole". Kolejne myśli. Nowy rok szkolny się zaczął, a plac pod moim oknem jest największy na osiedlu, dlatego uczęszczany jest przez okoliczne przedszkola.

Nagle ktoś mnie (nas) zagaduje. Chyba nas:
- Ooo niunia wyszła na spacer?
- eee? - zdębiałam bo nie wiedziałam, czy to do mnie, do dziecka, czy psa jakiegoś, którego aktualnie nie widzę.
- ?
- ależ to chłopak jest - zorientowałam się, że osoba mówi do dziecka.

Stanęła przede mną kobieta, lat ok 40-45, zadbana, umalowana, włos wyczesany, paznokcie zrobione, w kamizelce serwisu sprzątającego osiedle. Piszę o wyglądzie, nie dla tego, że mam coś przeciw zadbanym sprzątaczkom, ale wyjątkowo rzucił mi się w oczy. Kobieta niezwykle piękna była...

Mały gdzieś za gołębiem pobiegł, więc ja za nim, nim zdążyłam wymienić kolejne grzeczności z "p.Niunią".
Z pomiędzy huśtawek przyglądam się pobieżnie poczynaniom sprzątaczki. Plastikowe butelki pozbierała, te widoczne śmieci też, i wzięła się do opróżniania koszy, co zaciekawiło Synka mego niezmiernie.

Stanął i patrzy jak pani przechyla kosze i wsypuje zawartość do dużego pojemnika. "P.Niunia" na jej nieszczęście miała ochotę pominąć kilka kubłów, ale mój spostrzegawczy Malec na to jej nie pozwolił i zerwał się nagle w pogoń za "p.Niunią" i krzyczy, i palcem pokazuje "A tia, a tia".

Pani zorientowała się o co chodzi i zawróciła. Przy miniętym kuble papierosa odpaliła:
- ależ ma pani mądre dziecko.
- dziękuję, ale muszę pani powiedzieć, że na placu zabaw się nie pali.
- ale tu jeszcze nikogo nie ma
- jak to nikogo? A my? Może pani nie zauważyła, ale dymi pani na moje dziecko.

"P.Niunia" zgasiła papierosa i bez słowa zaczęła ewakuować się z placu. Mój Syn tymczasem na ławkę zaczął się wdrapywać. Usiadłam i ja. I patrzę, a tam pod ławką roztrzaskane butelki i coś co wymiociny przypomina. "O nie. Pewnie młodzież rok szkolny witała". Szybko wstałam, Synka pod pachę wzięłam i wołać za "p.Niunią" zaczęłam.

Ona zatrzymała się i rzecze:
- nie myśli pani, że czyjeś brudy będę sprzątać. Nie za to mi płacą.
- przepraszam, ale nie wiem co należy do pani zakresu obowiązków. Myślałam, że sprzątanie placu zabaw. Skoro się pomyliłam, to pani nie zatrzymuję i zadzwonię do spółdzielni by kogoś tu przysłali.
- niech pani nie dzwoni... - sprzątaczka założyła rękawice (rychło wczas) i zaczęła zbierać szkło...



Mogłabym to zignorować. Mogłabym nawet o tym nie pisać, ale oczami wyobraźni widziałam moje dziecko bawiące się tym szkłem... i inne dzieci też. Jak my rodzice nie zadbamy o czystość na placu zabaw, to kto? W jakich warunkach bawią się nasze dzieci, zależy też od nas. Nie wiem jak w innych spółdzielniach, ale w mojej regularnie, co miesiąc płacę za sprzątanie klatki i osiedla....

środa, 5 września 2012

Krótka refleksja na temat rocznicy


Planowaliśmy ją od dawna.
Odkąd Mały się urodził, praktycznie nie rozstawaliśmy się z nim. Postanowiliśmy więc podarować sobie popołudnie we dwoje.

Pierwszy raz zostawiliśmy dziecko z teściami. Pierwszy, od prawie 16 miesięcy!
Poszliśmy do kina na "Zakochanych w Rzymie". W planach był "Prometeusz", ale na zbyt późną porę emisji, nie mogliśmy się na niego wybrać.

Przed seansem, jeszcze zakupy,

I jak było?

Szczerze powiem dziwnie. Przynajmniej na początku. Jakoś tak pusto. Ani wózka, ani torby z pieluchami... naprawdę dziwnie i nieswojo. Co chwilę zerkaliśmy na telefon, czy nikt nie dzwoni. Nie dzwonił. Po dwóch godzinach sami sprawdziliśmy co u Małego słychać. Kiedy potwierdziliśmy, ze wszystko ok, wyluzowaliśmy...

Po pięciu godzinach wróciliśmy. Stęsknieni z Synkiem, pokonywaliśmy schody na trzecie piętro po dwa stopnie! Gdy otwarły się drzwi, w przedpokoju stanął nasz Synek z lalką w ręku (!) i miną pytającą "co wy tu robicie?"

Nawet nie zauważył, że nas nie ma.

Poważnie nad tym się zastanowiłam. Wciąż uważam, że tak małemu dziecku najlepiej jest przy mamie, ale z innymi osobami (dziadkami) też świetnie się bawi.

Może więc częściej będziemy wychodzić tylko we dwoje?

poniedziałek, 3 września 2012

Siedem

Dzisiaj obchodzimy siódmą rocznicę ślubu...

Siódmą!

Kiedy to zleciało? Przecież tak niedawno była przysięga i wesele... a mnie wciąż zadziwia fakt, że można znaleźć idealną drugą połówkę. Że drugi, jakże obcy człowiek staje się nagle tak bliski. Że wspólne mieszkanie jest zupełnie puste i jakby nie moje, gdy nie ma go w domu Że porozumiewamy się bez słów. Że idziemy przez życie trzymając się za ręce.

Miłość nie jest banałem. Jest istotą życia.

Teraz trzymamy jeszcze te malutkie rączki naszego Synka. Jesteśmy kompletni. Skończeni. Doskonali.

Mam cudowną rodzinę. Lepiej bym tego nie wymyśliła...

I każdego dnia dziękuję za to co mam.

A żeby nie było za słodko... podkład muzyczny:


niedziela, 2 września 2012

Na Zdrowie: Dom chlebem pachnący

Nie wiem jak Wy, ale ja mam wrażenie, że takiego chleba jak dawniej nie ma. Nie wiem co mamy w zamian... produkt chlebopodobny chyba. Nawet nie chcę wiedzieć co w nim siedzi. Dzisiejsze domy nie pachną chlebem. To co kupujemy, w niczym nie przypomina tego cudnie pachnącego, chrupiącego wypieku. Tradycja pieczenia chleba zanika w ogóle.

I przypominam sobie dom mojej babci, w którym jadaliśmy marchewkę "prosto z ziemi", na wielkim węglowym piecu cały czas coś się gotowało. Dom przesiąknięty był aromatami, warzywami, parą... pychotą samą. I chlebem...

Jadaliśmy go na okrągło. Z masłem, z powidłami, z kiełbaską przez dziadka wędzoną, lub tak po prostu sam. Siadaliśmy na schodach przed domem z bochenkiem pod pachą i skubaliśmy okruchy... Łamanie chlebem, to nie tradycja, to była codzienność. I ten znak krzyża na każdym bochenku znaczony przez babcię.

Nostalgia...

Mój dom będzie pachniał chlebem. To pewne. Jeszcze daleko mi do wypieków mojej babci, ale z każdym bochenkiem jest lepiej. Często słyszę pytanie, a opłaca ci się tak piec te chleby?

A opłaca! Może w przeliczeniu na złotówki nie ma szału i taniej wyrób chlebopodobny w markecie można  kupić, ale tej pewności, że zdrowo, że pysznie, że pachnąco, że rodzinnie nikt mi nie odbierze.

Przepisów mam kilka. Dziś podzielę się z Wami najprostszym i najmniej pracochłonnym. Dla zachęty na upieczenie własnego bochenka.

Chleb pszenny wg HPM
(porcja na 1 średnią keksówkę)

Składniki:
2 szklanki ciepłej ale nie gorącej wody
25 g świeżych drożdży
0,5 kg mąki pszennej
2 łyżki stołowe oliwy(ja dodaję oliwę z oliwek)
0,5 łyżki soli
 
Przygotowanie:

W dość sporym garnku przygotowujemy wodę z drożdżami (rozpuszczamy drożdże). Dosypujemy mąkę ciągle mieszając. Dodajemy oliwę i sól. Odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na ok 45 min.
 
Gdy ciasto wyrośnie przelewamy je (jest dość rzadkie) do wcześniej wysmarowanej oliwą i posypanej bułką tartą formy.

Ciasto wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 240 stopni. Pieczemy przez ok godzinę. W trakcie pieczenia można zmniejszyć temperaturę by skórka się za bardzo nie przypiekła.





Jest to chleb w wersji "minimum". Jeśli macie ochotę, to możecie upiec go z mąki żytniej lub mieszanej, dodać ziaren (słonecznik, sezam, orzechy) lub przypraw (cebulkę lub kminek). Ilość kombinacji jest dowolna, a chlebek w każdej wersji pyszny.

Niech więc i Wasze domy pachną chlebem...