Dawno dawno temu słyszałam opinie, ze przy dziecku są same straty... i nie chodziło o koszta jakie za sobą pociąga posiadaniem dziecka, a raczej o to, że sukcesywnie pozbywasz się swojego "majątku". Oczywiście każdą taką wypowiedź dzielę przez dwa...
Dawno dawno temu też byłam mocno przywiązana do rzeczy. Wyniosłam to z domu, w którym każdy garnek czy talerz służył swoim użytkownikom przez lata całe, a o zbity kieliszek mogła być mała awantura.
Wyprowadziłam się, nabrałam dystansu do tego typu zachowań, co więcej nauczyłam się, że rzeczy służą człowiekowi a nie odwrotnie. Teraz mi nie żal, ani stłuczonej zastawy, ani zaplamionych nieodwracalnie ubrań, zniszczonego telefonu. Jedyną rzeczą do której jestem naprawdę przywiązana i której strata wywołałaby pewnie smutek, a nawet łzy to obrączka! I nic więcej...
Przy dziecku są same straty... a ile radości!
Malec mój dzielny, postanowił pokazać mi jak potrafi załączyć pralkę. Zamknął drzwiczki, nastawił program pokrętłem, nacisnął START i zaczął bić brawo. Ja też! Dopóki nie zobaczyłam, że w środku znajduje się ładowarka do akumulatorków...
Usiadłam na chwilę do komputera z kubkiem kawy, Mały w tym czasie bawił się klockami obok w pokoju. Nagle słyszę trzask. Idę, zaglądam, nic się nie dzieje... Mały siedzi na dywanie obłożony klockami... "pewnie nimi rzucił" pomyślałam... Potem słyszę szybciutkie tup tup tup i trzaśniecie lodówki. Podnoszę się z krzesła i biegnę... Nie zdążyłam, na dywanie wylądowały trzy jajka w nich moja biżuteria. Jak mogłam się nie domyślić, ze wcześniejszy trzask to było moje pudełko na błyskotki? Synek oczywiście znów bił brawo. Kto go tego nauczył?
Gotujemy razem obiad. Nieopatrznie na oczach Małego do kosza wrzucam papierek po wysmarowanym maśle. Zwykle nie wrzucam do kosza przy nim rzeczy, które go zainteresują na tyle, by z tego kosza je wyjąć. Roztargniona byłam... Odwracam się, a on już wylizuje resztki masełka. Wystarczyło, że spojrzałam, by Mały zorientował się, że zrobił coś nie tak i pozbył się dowodu zbrodni, kładąc go sobie na głowę.
Ostatnio jest u nas bardzo wesoło. Bardzo :)))
Pomysłowy smyk, macie ubaw :))
OdpowiedzUsuńGenialne :D
OdpowiedzUsuńHi hi słodziak :-)
OdpowiedzUsuńHaha faktycznie synuś dostarcza Ci rozrywki :D
OdpowiedzUsuńśmiać oczywiście :)
OdpowiedzUsuńHaha ale się uśmiałam !
OdpowiedzUsuń:) Z tym papierkiem od masła to sprytnie to rozegrał ;) Fabian tez bije sobie brawo gdy zrobi coś "ciekawego" :)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się również:) Nie wpadłabym na to, że dzieci tak robią:) ale wszystko przed nami :)
OdpowiedzUsuńheh..ja też mu bije brawo;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja też kiedyś byłam taka przewrażliwiona? :D
OdpowiedzUsuńTeraz Mój Mąż mnie cały czas uczy, że to przedmioty są dla nas a nie odwrotnie. I jakoś tam daję się przekonać :)
Ale sama po sobie widzę, że z Gabi będzie u mnie tak samo wesoło, jak u Ciebie :)
Uczę się, że to dziecko jest najważniejsze i jej wszystko wolno - chociaż nic nie robi :) Jednak wcześniej całe obsrane śpioszki spowodowały by u mnie duże zdenerwowanie. A teraz mówię do Gabi: "Kochanie, jakie cudowne obsrane śpioszki", Ona się cieszy a ja wyrzucam je do kosza na śmieci - bo prać już się nie opłaca :D
Sama słodycz! A ja uwielbiam moje macierzyństwo ;)
hahaha niezły jest :D
OdpowiedzUsuńu mnie w domu podobnie było, oj długo się leczyłam z tego pozornego oszczędzania, zawsze najtańsze jedzenie, najtańsze ubrania, najtańsze sprzęty. co za tym idzie do wymiany raz dwa. Ale o tym przekonałam się gdy mąż powiedział, że shitu na nogach nosić nie będzie. Udowodnił to butami, Za które dał ponad 400 zł. A nosi je już 5 zimę! Jak się dowiedziałam, że dał tyle za buty (wtedy) to dziękowałam że jeszcze nie byliśmy małżeństwem, ale zmieniłam zdanie gdy dowiedziałam się ile w nich chodzi. a ja co sezon buty za 100. wyjdzie podobnie a ile nerwów jak kupie buty w październiku a w grudniu się rozwalają.. x/
;-)))
OdpowiedzUsuńTo się nazywa zdrowe podejście do życia ;-)
My też kibicujemy zasadzie - Nic się nie stało.Dlatego za każdym razem pytamy : Żyjesz ? ;)))) Bo to jest najważniejsze . A rzeczy - rzecz nabyta ...
ehehhe :-)
OdpowiedzUsuńoczywiście, że śmiać :)
OdpowiedzUsuńhaha, czeka i u nas na takie historie :)))
haha no nieźle ! ale powiem Ci, że zadumałam się na chwilę, czy u mnie to się nie zapowiada, bo zauważyłam, że już blisko... no nic, będziemy się śmiać razem :D
OdpowiedzUsuńuśmiałam się...ja w domu też mam fana masła:D
OdpowiedzUsuńhaha niezłe u mnie jakoś nie było aż tak dużo strat :)
OdpowiedzUsuń