sobota, 31 sierpnia 2013

Zwierzę domowe

Nie mamy w domu żadnego zwierzaka i nigdy nie mieliśmy. Ja raczej stronię od nich (choć jakiegoś kociaka chętnie bym przygarnęła), a Mr.Tata jest wielkim przeciwnikiem... więc nie mamy.

A raczej tak mi się wydawało de tej pory. Okazało się bowiem, że Mały znalazł sobie pupila...

W naszym domu zamieszkała Mucha...

Dnia pierwszego, Synek uganiał się za nią i krzyczał "MU! MU! MU!" (tak mucha, nie krowa). Potem udawał, ze ta go goni... szukał jej straszył, a gdy ta odlatywała... uciekał z piskiem.

Drugiego dnia, nowa znajomość zamieniła się w śmiertelnego wroga... Auta fruwały, poduszka lądowała gdzieś po środku pokoju... klocki odbijały się od ścian... Synek w muchę trafić chciał... hmmm... gdzie on to zaobserwował? Ja w życiu w muchę nie celowałam (bo nie trafiam w małe cele)...

Dzień trzeci... tak zwany foch... Synek na Muchę obrażony wielce. Gdzie ona, tam i on... gdzie nie przysiądzie, ten łapie za to i krzyczy "MOJE"... to przecież oczywiste, ze Mucha nie ma prawa przysiadać na JEGO...

Tak więc Muchy z domu pozbyć się nie potrafię. Synek uczy się co rusz nowych relacji... a niech będzie, ze mamy w domu zwierzę ;)


czwartek, 29 sierpnia 2013

Ubieramy się na jesień :)

Już drugi raz w tym roku dotarła do nas paczka od KappAhl.
Lubię takie niespodzianki :)

I tym razem firma nie zawiodła moich oczekiwań. Zestaw, który przygotowała trafił w nasz gust. Mój i Małego. Mnie zachwyciła jakość wykonania, a jego... no cóż... spodni to on zdjąć nie chciał.






Jeszcze tego samego dnia... wypróbowaliśmy cały zestaw




Jest to naprawdę dobra zapowiedź całej kolekcji. Zresztą Newbie zachwycało mnie od początku... Naturalne materiały. Miękkość i delikatność tkanin. Nowoczesne wzornictwo. Ciekawy krój. Stonowane kolory. Nie potrzeba mi więcej w tym temacie.



I choć to kolekcja dla "maluszków" to i trochę starsze dzieci w tych ubrankach się zmieszczą... rozmiar kończy się na 98cm :)

Po więcej zapraszam TU, (choć nie mam pewności czy cała kolekcja dostępna jest już online)

wtorek, 27 sierpnia 2013

czuć jesień

Godzina 17.30.
Zakładam obuwie i ruszam na trening.
Plan 7km w 30min
Ok. wiem mocny plan.
Po pierwszym okrążeniu wokół osiedla dech mi zapiera. Nałykałam się zimnego powietrza.

I szoku doznałam... to już? Jesień?
Chłodne wieczory to we wrześniu się zdarzały... jeszcze sierpień nie dobiegł końca...

A górale mówią, że zima szybko przyjdzie. Tak jakby jej mało było ostatnio. Przypomnijcie mi do maja?
Ech...

No to kto jeszcze na wakacje się wybiera?

sobota, 24 sierpnia 2013

Taras

Skoro mój balkon wciąż jest wyłączony z użytku, postanowiłam wkraść się na cudzy taras...





Tak , tak... Ciocia G. nie dość, że mnie ugościła to jeszcze fotki pstryknęła. No chyba będę częściej wpadać ;)

piątek, 23 sierpnia 2013

Nie-Konwersacja

Jakże cudnie donieść, że doszłam w końcu z moim własnym dzieckiem do nie-porozumienia. Język w końcu mu się rozwiązuje... ups... nie-rozwiązuje:

- Chcesz siku?
- nie-siiii
- Chcesz obejrzeć "Świnkę Peppę"
- nie-pepe
- A może pójdziemy na spacer
- nie-pa-pa
- Gdzie jest piesek?
- nie-hał-hał
- A jak robi krowa?
- nie-muuu
- a kotek jak robi?
- nie-miii-miii
- chodź pójdziemy do taty
- nie-tata
-Gdzie jest mama?
- tu-je-mama-nie-mama

itp... itd...

Nie-konwersacja trwa w najlepsze, a co najważniejsze, codziennie pojawia się w niej coś nowego... Chyba zmierzamy w dobrym kierunku :)))

Ps. Ostatni dzień wakacji (dla nas). Zielona noc! Nie zamierzam dziś spać... (przed 23.00). Ostatnie chwile relaksu... szkoda.


środa, 21 sierpnia 2013

Zawsze COŚ

No tak. Wizyta u dentysty dopiero w przyszłym tygodniu i wcale nie jest pewne, czy ząbek będzie zrobiony. To znaczy, czy Mały współpracować będzie.
Obstawiamy, że nie będzie. Ale... niektórzy lekarze to magicy i zaklinacze dzieci... więc może...
Jakie jest prawdopodobieństwo?

I robiąc w głowie bilans zysków i strat wakacyjnych, na głos wypowiadam
- w zeszłym roku rota, w tym roku ząb, co będzie w przyszłym?
- zawsze coś! - dobiega mnie głos "znikąd"

Bo z dziećmi zawsze COŚ.
Bo w życiu zawsze COŚ.

Bo się tak nie da przecież, żeby wszystko jakoś sprawnie, bez komplikacji przebiegało. A sama przecież nim osiągnęłam wiek rozumny i bark złamałam, i wargę rozciętą mi zszywali, i kolana do krwi pozdzierane miałam, i drut w nogę wbiłam sobie i siostrę na szybie zawiesić próbowałam... wszystko nim przedszkole ukończyłam.

A jak Mr.Tata swoje wyliczenia zrobił, to ciarki mnie przeszły, bo uświadomił mi, że dzieci wyobraźnie mają nieograniczoną. Bez poczucia krzywdy, uszczerbku na zdrowiu, zagrożenia życia. Bez wiedzy i ingerencji rodzica nawet!
Teraz dzieci (przynajmniej do wczesnych lat szkolnych) nie puszcza się w samopas na plac zabaw, jak to niegdyś bywało, na szczęście.
Bo w przypadku dziecka powiedzenie "co z oczu, to z serca" żadnego zastosowania nie ma.
A i "chuchać na zimne" nie da się za bardzo.

Bo z dziećmi zawsze COŚ.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Bez zęba na przedzie, czyli fotorelacja z wakacji

Mam nadzieję, ze ten wpis nie będzie zbyt długi i Was nie zanudzę, ale piszę go też dla siebie... by jak najwięcej zapamiętać :)

Wakacje uważam za bardzo udane, choć nie obyło się bez komplikacji...

Zaczęliśmy oczywiście od poranku w naszej kochanej Wiśle. Nie mogliśmy sobie odżałować, by nie zajrzeć, bo przecież przejeżdżaliśmy tamtędy. Oczywiście Synek czuje się tam, jak w domu. Doskonale zna każdy zakamarek, szczególnie na placu zabaw


Wielka ucieczka do nadjeżdżającego samochodu... to zwiastun tego co się działo podczas wakacji.


Mały ostatnio upodobał sobie zwisanie. Im wyżej, tym lepiej. Na szczęście Mr.Tata daje radę :)
 

Po zakwaterowaniu w Szczyrku, Mały okupował bawialnię. Obawiałam się, ze właśnie w tym miejscu upłynie nam cały pobyt...



... ale pojawiło się coś niezwykłego. Czego jeszcze nie znaliśmy. Trampolina!


Musiałam i ja spróbować. Zabawa przednia! Jeśli macie możliwość to skaczcie koniecznie!


Jeśli spacer po deptaku, to tylko w podskokach. I koniecznie "na barana".


Fontanna. Jedyna atrakcja, którą omijaliśmy szerokim łukiem. Przy pierwszej nadarzającej się okazji Synek rozebrał się do naga, i za nic w świecie nie chciał dać się przekonać, że to nie jest wanna! Pół Szczyrku kibicowało nam ze śmiechem przy próbach wyciągnięcia delikwenta z wody. Jednak nam do śmiechu nie było... wracaliśmy do pensjonatu mokrzy. Wszyscy!


Wieczorem był czas na małe, zimne... i na zabawy w piaskownicy.

Rankiem za to, zrywaliśmy się z łóżek i rytualnie spacerowaliśmy pod skocznie, gdzie już o 8.00 trening rozpoczynali młodzi skoczkowie. Nie miałam okazji oglądać skoków na żywo, ale już sam trening i to w środku lata, zrobił na mnie wrażenie.



W drodze powrotnej kupowaliśmy swojskie produkty i zasiadaliśmy w ogrodzie do śniadania


Staraliśmy się jak najwięcej pozwiedzać. Byliśmy m.in. w Żywcu, gdzie zajrzeliśmy na Zamek, do Parku Miniatur, na wystawę łowiecką...


Synek w doskonałym humorze, śmiał się idąc alejkami parkowymi, wygłupiał... aż zderzył się z latarnią. Niby nic poważnego, ale... okazało się, że zderzył się tak niefortunnie, że ułamała mu się górna jedynka. A dentystka ostrzegała, że zęby będą mu się łamać jak zapałki... nie sądziłam tylko, że tak szybko... Po tym zdarzeniu to i nastrój wakacyjny jakoś osłabł.


Na szczęście Mini Zoo uratowało sytuację i uśmiech powrócił na twarzy Małego... szczerbaty uśmiech.


Na Górze Żar to już obaj moi panowie mieli mnóstwo frajdy. Synek skosztował nawet jak Pepsi smakuje. A co mi tam! Dbam o te jego zębole, obsesyjnie niemal... a im bardziej dbam, tym gorzej jest. Wyluzowałam...


Przed zejściem na lotnisko, nie powstrzymały nas tabliczki, że WSTĘP SUROWO WZBRONIONY. Nikt nie mógł powstrzymać mojego Małego przed zbiegnięciem w stronę samolotów. W sumie, to Mr.Tata nawet nie próbował.



Zobaczyć szybowce z bliska... imponujące...


Zobaczyć startujące szybowce z bliska... bezcenne...


Nawet na mnie, z tym moim lękiem przed lataniem, robiło to wrażenie.


W Szczyrku obowiązkowo jeszcze zaliczona kąpiel w rzece...
 

...i ostatni spacer przed wyjazdem...


Było super! Mimo przygód.
A na sam koniec pytam się Mr.Taty jak mu się wakacje podobały. A on:

- Wiesz... kiedyś na wyjazdach to mieliśmy świetne wieczory i kiepskie poranki... a teraz jest odwrotnie. Mamy kiepskie wieczory i cudowne poranki...

I coś w tym jest.

Teraz tylko musimy się ogarnąć i znaleźć dentystę, który podejmie się odbudowy zęba mlecznego u dwulatka...



piątek, 16 sierpnia 2013

Na biało... znaczy Bianka :)

Już prawie jestem.
Jedną nogą tu, drugą wciąż tam...

Wakacje!
Ależ w tym słowie mieści się wrażeń. W każdym zakresie...
Nim jednak o nich, pokażę Wam miejsce, w którym naprawdę odpoczywa i dusza, i ciało.

Jak wiecie, wylądowaliśmy w Szczyrku. Wcale nie chciałam tam wylądować, ale jak przypadkowo kliknęłam na Willa Bianka, to mnie oczarowało. W pierwszym odruchu pomyślałam, że tam będzie fajnie, przytulnie, spokojnie i domowo. Nie chciałam wakacji ograniczanych czasowo przez rytm śniadań i obiadokolacji. Nie chciałam być w miejscu anonimowym, bez duszy. Chciałam za to, znów poczuć się jak u babci... swojsko (wiecie o czym mówię). Chciałam by Mr.Tata też to poczuł. Może pierwszy raz w życiu.

Udało się w 100%.
Willa Bianka nie zawiodła mnie wcale. Choć pokoje skromne, to wygodne i estetyczne. Drewniane. Góralsko - skandynawskie. Jakże niezawodne połączenie. Jestem ogromną fanką takiego stylu, więc naprawdę poczułam się jak w domu.

Dodatkowy plus to mini bawialnia w środku budynku, gdzie Mały czuł się jak ryba w wodzie. Jadalnia z kominkiem... Ogródek z piaskownicą, trampoliną i grillem to było nasze ulubione miejsce. Tam jadaliśmy wszystkie niemal posiłki. No i kuchnia!!!

Kuchnia być musi. Bo nie ma nic cudowniejszego, niż jajecznica o poranku, ze świeżych wiejski jaj. Obiad z regionalnych produktów. Nic nie smakuje lepiej, zwłaszcza jeśli jest konsumowane na świeżym powietrzu.

Jestem oczarowna.
Chętnie tam wrócę... Dla klimatu. Dla spokoju. Dla relaksu w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Sami zresztą zobaczcie.

















A co się nam przytrafiło na wakacjach... napiszę już w niedzielę (mam nadzieję).

Ps. Jeśli chcecie więcej Bianki zajrzyjcie też na FB.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Dobry klimat przed urlopem... czyli rozmówki małżeńskie ;)

Pakujemy walizki, wspominamy nasze wyjazdy... zwłaszcza te pierwsze, przedmałżeńskie.
Rozbawiona, pytam Mr.Tatę:
- Ty wiesz, że za miesiąc mamy ósmą rocznicę ślubu?
- Ósmą? nie piątą?
- Ósmą!!!
- Ósmą? Co za rzeźnia!!!

Cokolwiek miał na myśli... :)))

Ps. Nie sądzę bym miała czas zaglądać na bloga... Więc buziaki dla Was! Do poczytania za tydzień :*

sobota, 10 sierpnia 2013

Uwaga URLOP!

Czekałam, czekałam i doczekać się nie mogłam, na urlop mężowski. I oto jest! Pierwszy, prawdziwy, dwutygodniowy. Pierwszy po niemal 5-6 latach. Jak wcześniej funkcjonowaliśmy bez urlopu, nie wiem. Na dziko raczej, spontanicznie.

Choć pomysłów na spędzenie tego czasu mieliśmy mnóstwo, dopiero w zeszłym tygodniu zdecydowaliśmy gdzie pojedziemy. I to całkiem przypadkowo.

Nauczona przykładem tygodniowych wakacji u babci, że najwięcej radości dają rzeczy proste, szukałam miejsca w którym moglibyśmy odpocząć. zregenerować się, pobyć razem - rodziną.

Kiedyś relaks i spokój = SPA.
Dziś dużo się zmieniło.

Przeszukując internet trafiłam na cudowny, skromny pensjonat  w Szczyrku. No może to niezbyt daleko od Katowic, i nie do końca myślałam o tym, by tam spędzić wakacje, ale przekonałam się. Intuicja mi podpowiedziała, że tam będzie nam bardzo dobrze.

Przeglądałam zdjęcia, całą stronę, czytałam opinie... tak. To miejsce na moje wakacje. Prosto. Ciepło. Rodzinnie.




Jutro pakowanie i ostatnie zakupy. Wyjeżdżamy już w poniedziałek rano :)))

*zdjęcia pochodzą z Internetu

środa, 7 sierpnia 2013

MAXI... na maxi upały

I paradoksalnie w środku lata, zamiast ganiać na świeżym powietrzu, większość dnia spędzamy w czterech ścianach. I to osłoniętych czterech ścianach.

Wychodzimy po 16.00, ale i tak ledwo dyszymy...

W domu nuda... ale taka kreatywna. Mały oblepia mieszkanie plasteliną. Niech oblepia, przynajmniej ma zajęcie i nie wali pięścią w drzwi wyjściowe, odziany jedynie w majty i czapę...

Ja siedzę przy maszynie. Przyznam, że od początku sezonu raczej ze sprzętem się nie bratam, ale skoro pogoda "mi sprzyja", to niech jej będzie. Wykorzystuję czas na zaległości...

Jakiś czas temu powstała moja ukochana MAXI spódnica. Choć miała już swoją premierę, nie doczekała się porządnej sesji zdjęciowej... Trudno. Jedyna fota, by się pochwalić, to ta:



Jeśli aura się nie zmieni, to dorobię się jeszcze kilku nowych kreacji...