Nadszedł ten dzień, na który tak bardzo czekałam. Termin minął i nic... W końcu zgłosiłam się do szpitala i postanowiłam nie dać się odesłać bez dziecka na rekach. Wiedziałam jakie zagrożenia niesie ze sobą przenoszona ciąża. Obawiałam się wywoływanego porodu bądź cesarki, ale ważniejsze dla mnie było zdrowie i bezpieczeństwo mojego Syna. Chciałam mieć to już za sobą.
Na szczęście nie musiałam zbyt długo czekać... Poród rozpoczął się bez żadnej dodatkowej interwencji...
Najpierw skurcze słabe ale regularne. Trzy godziny później następowały co cztery minuty. Zgarnęłam ręcznik, wodę mineralną i z uśmiechem na ustach pognałam na porodówkę. Wiedziałam, że za kilka godzin będę tulić mój Skarb... Szkoda mi było tylko, że Mr. Tata nie mógł być obecny przy porodzie.
Sam poród wspominam całkiem dobrze. Oczywiście bolało jak cholera, ale nie tak, by nie można było tego znieść. Zresztą wtedy czas płynie dwa razy szybciej i nie ma jak skupić się na tym bólu. Każdy kolejny skurcz przybliża do kochanego dziecka.
Dało się przeżyć...
Gdy w końcu poczułam gorące ciałko mojego synka na brzuchu, śmiałam się i płakałam na zmianę. Najpiękniejsze uczucie jakiego doznałam. Mały urodził się cały i zdrowy... śliczny, różowiutki, skóra zdjęta z Taty. Jedną ręką trzymając Małego, drugą wybierałam numer do Mr. Taty...
Po myciu, ważeniu i mierzeniu znów dostałam Syna. Mogłam go nakarmić po raz pierwszy...
Jestem taka szczęśliwa!!!
Gratuluję Ci kochana!I straaaaaaasznie się cieszę, że miałaś cudowny poród. SUPER!
OdpowiedzUsuńgratulacje! :)
OdpowiedzUsuńgratulacje :-)
OdpowiedzUsuńSuper, że tak sprawnie udało Ci się przeżyć poród. I miło przeczytać o tym doświadczeniu w taki "niekrwawy" sposób, bo zapewne zaraz robi się cieplej na serduchu wszystkim przyszłym mamom, że jednak da się!
OdpowiedzUsuńDobrze, że należysz do tych nienawiedzonych kobiet, które tylko straszą.