wtorek, 15 października 2013

Podejmowenie decyzji

Ile to razy już stałam przed sklepową półką i zastanawiałam się czy mam ochotę na czekoladkę, czy słone paluszki?

Ile razy mierzyłam ciuchy w przymierzalni, nie mogąc się zdecydować czy ta czerwona sukienka, na pewno jest tym czego potrzebuję?

Albo inaczej... zrobić coś czasem jest trudno. Zadzwonić. Wysłać maila. Wyjść gdzieś. Pojechać... Podjąć decyzję.
Bo zawsze jest jakieś "bo"! A co gorsza! Jest "bo coś tam" a jak już pojawia się "bo coś tam i coś tam" to już wiadomo, że nie ma tematu.

Więc to "bo" to straszna sprawa jest. Pojawia się, w głowie jako odciągacz od rzeczy ważnych. Od sedna tematu. Tak zwany Pretekst. I ciężko jest powiedzieć po prostu "Jestem na TAK! Biorę!", bo to "bo" straszy!
bo to nie jest dobry pomysł
bo jeśli nie ta okazja, to będzie inna
bo to strata czasu (i pieniędzy)
bo co ludzie powiedzą
bo mi się nie chce
bo...

Ale czasem na drodze "bo" staje 2,5-latek.

I robi totalną rozpierduchę z "bo". Dla niego to straszydło nie istnieje.

Nie ubierze spodni, które mama mu naszykowała. I tyle. Chce inne. Te, na których już kolana pozdzierane od  czołgania się pod zjeżdżalnią. Ale skoro w takich warunkach dały radę, to dadzą w każdych, i tylko je zakładać trzeba! A mama może, tym swoim "bo" straszyć. Decyzja zapadła. Mały wie czego chce.

YouTube? Zapomnij matko, że puścisz dziecku "cokolwiek". On chce jedną konkretną bajkę zobaczyć, a że komunikację wciąż mamy ograniczoną, to matka zgaduje, o co chodzi! A dziecko kręci głową "nie, nie, nie". Ta jedna ma być i koniec! Która? No która?

Śniadanie. Chlebek. Masełko. Twarożek.... ostentacyjnie zostają odsunięte. Mały biegnie do lodówki. Wyciąga kawałek kiełbasy i krzyczy "To mama.To!". I nie przekonasz małego człowieka za nic!

I trochę mnie to cieszy i śmieszy... ale widzę, że jak nie ma "bo" to wszystko jest prostsze.

Dlaczegóż też nie miałabym się od dziecka uczyć? To "bo" i mnie samą przeraża! Myślę, że operowanie w kategoriach "biorę/nie biorę" może "make life easier"


Więc w zasadzie... "jestem na TAK. Biorę"... a "bo" mówię a kysz!

9 komentarzy:

  1. o jeeee jak mnie te Adasiowe decyzje czasem irytują :). I też nie wytłumaczę.
    Z filmikami z youtuba mamy to samo :D

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba to jest faktycznie Kochana jedna z tych dobrych rzeczy, które z powrotem powinniśmy sobie przypomnieć z dzieciństwa - bezwarunkowość, dodają do tego szczyptę naszego obecnego rozumu, ale nie za dużo tego rozumu, żeby nie przedobrzyć :-) bardzo dobry trop na pozbycie się zadręczaniem "bo"!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny tekst! Mam bardzo podobnie. I nie cierpię siebie jako osoby decydującej...Zwłaszcza w zakupach...;-)Bo wówczas wychodzi ze mnie alter ego - Żyd;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, ta determinacja małych ludzi jest godna podziwu i naśladowania. Staś też tak ma, że jak czegoś chce, to nie ma zmiłuj. Ma być i już, teraz i kropka. Czasami to irytujące, ale też dostrzegam w tym wiele takiej niezależności, która każdemu człowiekowi jest potrzebna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi też dobrze znane jest słówko "bo" ;) Czasami nawet od takich małych dzieci można się czegoś nauczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. myślę nad tekstem, myślę nad sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja Natalka jest zdecydowaną kobietką, chciałabym bym mieć jak ona, chcę to i już;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja tema lubię to "bo" - "bo, tak" zawsze można powiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń