sobota, 18 stycznia 2014

Kochaj męża swego i wszystkich bliskich jego?

Z okazji nadchodzącego dnia Babci i Dziadka naszły mnie takie oto przemyślenia... W zasadzie nachodzą mnie czasami, ale teraz chcę się nimi podzielić.

Zawierając związek małżeński, czy też po prostu wchodząc w trwałą relację z bliską osobą, tak naprawdę nie tworzymy więzi wyłącznie z nim. W tym szczęśliwym łańcuszku uczestniczy wiele osób. Jedni rodzice, drudzy rodzice, rodzeństwo (a czasem może być to naprawdę spora grupa), ciotki, wujkowie, kuzynostwo.... przyjaciele!

Ileż osób do poznania. Ileż nowych osób do miłowania!

Obdarzając uczuciem jednego człowieka, tak naprawdę otwierasz się emocjonalnie na szereg zupełnie obcych osób. I nie zawsze są to emocje pozytywne. Są różne. 

I nie ważne jakie są... Są twoje. I masz do nich całkowite prawo. Ale masz naprawdę dużo szczęścia jeśli Twoje uczucia są uszanowane i respektowane. Wchodząc w te nowe układy... prawie zawsze dostajesz listę:

- to moja ukochana ciocia, na pewno i Ty ją pokochasz! (no skoro ja kocham...)
- moja mama lepi najlepsze pierogi na świecie. Będą Ci smakować (mi smakują...więc...)
- mój tata najlepiej poradzi sobie z tym cieknącym kranem (nawet nie próbuj sugerować, że może być inaczej)
- mój brat/siostra to dla mnie najlepszy przyjaciel. Będzie i dla ciebie... !(yyyy... ????)

Zasada jest prosta... skoro ktoś dla mnie jest ważny, musi być ważny dla Ciebie. Jeśli mam wrogów, to i Ty ich masz.

A jeśli... hmm... nie ma "jeśli". Musisz kochać i tyle, w innym wypadku wywołasz falę smutku i łez, bo jak to? Nie kochasz mojej mamusi? Nie pojedziemy na wspólne wakacje? Nie zamieszkamy razem?

Jeśli odpowiedź brzmi po prostu: Nie! Jest to dobry powód do wojny domowej niemal. Bo jak to? Jesteśmy rodziną. Musimy się kochać! Trzymać razem! Szanować!

Otóż nie musimy. Nie wszystko na raz. Zacznijmy od wzajemnego szacunku. To już naprawdę dużo. Ja szanuję Ciebie, Twoje poglądy, Twój stosunek do "ważnych spraw", ale Ty szanuj mnie, moje poglądy... moje sprawy.... Jeśli w tej podstawowej kwestii będzie porozumienie, to stanie się ona fundamentem do wybudowania naprawdę czegoś wielkiego.

Nie ma takiej zasady, takiego prawa "Kochaj tego kogo ja kocham". To jest niewykonalne.

A jeśli tak właśnie się zdarzy... to naprawdę wielka sprawa i trzeba to cenić.

i zupełnie bez związku, ale rozbawiło mnie:








10 komentarzy:

  1. Oj jak ja Cię rozumiem... Te słowa jakby o mnie pisane... niestety na łatwą do kochania rodzinkę nie trafiłam... :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam to szczęście, że mam mądrego męża:) pozycję w jego rodzinie musiałam sobie wypracować i udało mi się:) co nie znaczy, że nie ma tarć... tarcia są i będą, bo nie przyjmuje za pewnik czegoś tylko dlatego, że powiedział to ktoś z jego bliskich. Lubię rodzinę męża, ale nie toleruję wchodzenia z butami w nasze życie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasia bardzo mądre słowa i mnie jak nic innego irytuje jak ktoś chce narzucać swoje zdanie bo myśli, że mu wolno bo właśnie rodzina... Tylko zapominają że ja zarówno jak inne osoby w rodzinie nie jesteśmy już dziećmi, tylko dorosłymi myślącymi osobami odpowiedzialnymi za WŁASNE decyzje. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. myślę, że szacunek jest najważniejszy.....ja Kocham swoich teściów jak własnych rodziców /ale naprawdę postarali się by było między nami tak wspaniale!/

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz zupełną rację. Szanuję członków rodziny mojego męża, ale do wielkiej sympatii jest jeszcze daleko :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O tak, tak i ja o tym myślałam nieraz, na szczęście wypracowaliśmy sobiez mężem wspólny pogląd na te sprawy i szanujemy siebie na wzajem, nie muszę ukrywać uczuć a są one różne i mąż też nie musi.

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie był ostatnio dwudniowy sprawdzian z takiej "miłości". Myślę, że najpierw powinien pojawić się właśnie szacunek, a potem głębsze uczucia. Trudno jednak o niego, gdy druga strona nie potrafi uszanować moich poglądów. I nie wiem, czy to przyjdzie z czasem... Oby.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas były bitwy o spędzanie świąt. Moja mama jest samotna i zależy jej bysmy do niej przyjechali, własnie przyjechali nie poszli na wspólny spacer tylko fizycznie zawitali w jej progo i zjedli obiad, a nas to nuży bo potem włącza TV i zatapia się w serialach i chce byśmy je razem oglądali. Ja jestem skłonna pojechac na te kilka godzin bo wiem, ze dla niej to ważne, mąz nie.

    OdpowiedzUsuń