Mój Synek, czy tego chce, czy nie...
wychowuje się w kuchni.
Kuchnia, choć skromna i lilipucich
rozmiarów, skumulowała w sobie całą pozytywną energię, jaka
przepływa przez nasz dom, bo:
- Jest moim pierwszym architektonicznymi i aranżacyjnym przedsięwzięciem
- Jest dokładnie taka, jak ją wymyśliłam
- Ma charakter otwarty
- Sprzyja mojej kucharskiej pasji
Kocham gotować, więc to właśnie w
kuchni spędzam najwięcej czasu. Od śniadania do kolacji. A że
jestem z Małym praktycznie sama przez większość czasu, to i on w
tej kuchni wciąż przebywa.
źródło internet
Na początku, w pierwszych miesiącach
życia ustawiałam w kuchni nosidło bądź bujaczek, by mieć Małego
wciąż na oku. Szybko fotelik zmienił się w matę edukacyjną
ułożoną w takiej odległości, by mógł bezpiecznie się z niej
turlać.
Etap pełzania i wstawania przeżyłam
najdotkliwiej. Musiałam zabezpieczyć szafki, usunąć kosz na
śmieci, zwisające ścierki i patelnie. Uczyłam się zwracać
uwagę, czy Mały znajduje się w bezpiecznej odległości od pieca
i piekarnika.
Potem nastała era samodzielności.
Synek odkrył, że dzięki nogom może dotrzeć tam gdzie chce... a
chciał zawsze do kuchni! Nauczyliśmy się razem egzystować. On
uczył się nowych smaków, ja dawałam mu drobne zadania „potrzymaj
łyżkę... wrzuć... przynieś marchewkę...”
Im starszy, tym więcej rozumiał i
więcej potrafił.
Teraz sam wsypuje mąkę do ciasta
naleśnikowego, gdy ja go miksuję.
Sam panieruje kotlety. Oczywiście
wcześniej mu szykuję miseczki z mąką, jajkiem i bułką (nie
pytajcie jak są opanierowane... )
Sam nalewa sobie herbatę do kubeczka.
Sam kroi banana na kawałki (dziecięcym
nożykiem)
Sam je łyżką i widelcem już
wszystkie potrawy, bez wpadek.
Sam... robi tak wiele rzeczy, że
czasem się dziwię, że to potrafi.
Teraz uczymy się przyprawiać... on
dostaje do ręki zioła, a ja mu mówię, ile czego ma wsypać...
efekty są.. zaskakujące. Mój ulubiony to zupa marchewkowa
doprawiona cynamonem. O dziwo jadalna!
Bo gotowanie jest dla niego
jest czymś naturalnym...
...świetną zabawą!
...świetną zabawą!
Ja też mam małego kucharza... nie wyobrażam sobie innego sposobu. Miesza, dosypuje, próbuje (cebule i czosnek też liże)... myślę, że dzięki temu, że "wpuściłam" go do kuchni nie jest niejadkiem.
OdpowiedzUsuńWow. Czytam o twojej kuchni i jakbym czytala o swojej :)
OdpowiedzUsuńPrsze a ja o konkursie kulinarnym -idelalny dla Was w takim razie;-)
OdpowiedzUsuńja gotować nie lubię, ale mój synuś też włącza się w gotowanie ;) mam wrażenie, że bardziej mu się to podoba niż mnie ;)
OdpowiedzUsuńMój pięciolatek też wiele w kuchni robi. Razem pieczemy ciastka, które z zapałem wykrawa, razem miksujemy i odmierzamy składniki na wadze (on sypie, ja potem sprzątam :), pomaga mi też przy koktajlach - kroi o woce i włącza blender. Lubi kucharzenie, bo od początku pozwalaliśmy mu na wiele w kuchni. Miał swoją puszkę ryżu z grochem i płatkami kukurydzinymi do przesypywania, szafkę pełną pokrywek i pojemników - kuchnia była super placem zabaw. Mam nadzieję, że mu tak zostanie i że się pięknie i naturalnie nauczy gotować. I najważniejsze - że będzie to lubił.
OdpowiedzUsuńjuż niedługo zawoła Was na śniadanie, które sam przygotuje :)
OdpowiedzUsuńU nas etap odkrywania kuchennego świata trwa nadal:) Bo przecież najlepszą zabawą jest wysypywanie makaronu, kaszy, wyciąganie i rozwijanie folii i innych. Kuchnia rules:D
OdpowiedzUsuńI dobrze! Bo dziecko powinno uczestniczyć w całym procesie przygotowywania jedzenia. Powinno widzieć, dotykać, wąchać, próbować, oczekiwać. Dlatego też nigdy nie dałam córce jedzenia ze słoiczka i pewnie dlatego tak bardzo lubi jeść :)
OdpowiedzUsuńI mój synek uwielbia przesiadywać w kuchni i pomagać mamie :)
OdpowiedzUsuńSam wszystko sam;) hehe to tak jak Tom;) tylko że Tom sam chce a nic mu nie wychodzi.
OdpowiedzUsuńnigdy jeszcze nie angażowałam Emilki w kuchni poza wykładaniem zakupów, to robi samoistnie.
OdpowiedzUsuńSuper - taki pomocnik i mi by się przydał ;) Fajnie, ze pozwalasz Małemu na tak dużo w kuchni :)
OdpowiedzUsuńI tak też będzie z moim Synem :) postanowione :D
OdpowiedzUsuńMój Mały to w kuchni najchętniej siedzi na moich rękach :) Ciężko mi coś z Nim zrobic. No ale wiadomo, że z wysoka lepiej wszystko widac. pewnie teraz obserwuje, a za parę lat mnie zaskoczy talentem kulinarnym (odziedziczonym po Mamusi oczywiście)
OdpowiedzUsuńI moje szkraby rwą się do pomocy w kuchni :_))
OdpowiedzUsuń