Dziś będzie krótko, bo co tu dużo o smoczku pisać. Jaki smoczek jest każdy widzi...
...a jest śliczny po prostu. Jeśli chodzi o warstwę stylistyczną to MAM ma chyba najładniejsze smoczki na rynku. Duży wybór, nowoczesne wzory, ładnie dobrane kolory. Nie wspominając o jakości wykonania i bezpieczeństwie wykorzystanych materiałów. Przyznam, że miałam problem z wyborem tego jednego jedynego. I pomyślałam sobie nawet, że byłoby fajnie gdyby była opcja samodzielnego doboru tarczy oraz środka... ale czyż wtedy wybór nie byłby jeszcze trudniejszy?
Krótko: mi się ten smoczek podoba.
A co Syn na to?
No cóż Syneczek mój kochany chyba nie podziela mojego entuzjazmu, albo podziela go połowicznie. Nie daje się przekonać do ssania tego smoczka. Inna sprawa, że on w ogóle „mało ssący” jest. Smoczek był zazwyczaj potrzebny w sytuacjach łagodnie mówiąc „kryzysowych”. Na co dzień obywaliśmy się bez...
A dlaczego połowicznie? Bo mimo, iż nie ssie, to ciężko wyjść z domu bez smoczka. Trzyma go w dłoni, jak król berło. Wymachuje nim, guga do niego, ślini go... a właściwie, czego on z nim nie robi? W zasadzie smoczek spełnia swoją rolę. Wystarczy samo posiadanie go, by Synek był zadowolony i uśmiechnięty.
A kto właściwie ustalił, że smoczki się ssie?
Smoczuś faktycznie fajny i ładnie wygląda. Super, że maluch w ogóle się nim interesuje:) Pozdrawiam i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńPiona dla Synka ;-) Niech wyrzuci to świństwo do kosza. A jako mama dwóch ssaków lubiących smoczki polecam NIE-zachęcać ;-) Bo wyrzucanie to nie lada koszmarek. A jak wiadomo pierwsze urodziny to: świeczka na torcie, a smoczek w koszu ... tyle,że wtedy już bardzo trudno się tego podjąć! Pozdrawiam;-)
OdpowiedzUsuńAda też nie uważa że smoczki służą do ssania tylko do rzucania nim i zabawy w ślinienie :P A ssie się dobrze ale boczki smoka tak fajnie się go obgryza :)
OdpowiedzUsuń