Dawno, dawno temu, gdy spadł pierwszy jesienno-zimowy śnieg... mój Synek zyskał nowego przyjaciela.
Przyjaciel ów był cudowny, pierwszy-raz-na oczy-zobaczony, zimny, biały i małomowny jakiś. Zrobiony zmarzniętymi rączkami mamusi.
A był to bałwanek...
Tak mu się spodobał, że do domu zabrać musieliśmy. I tak po drodze zastanawiałam się co by tu z tym "kolegą" zrobić. Gdy wróciliśmy przekonałam Małego, by oddał mi swojego przyjaciela, bo on od dzisiaj ma nowy domek:
Tak. Zamieszkał z zamrażarce. I tak sobie w niej tkwił między schabem a karkówką. I było mu dobrze, bo zimno.
Aż dnia wczorajszego Synek przypomniał sobie o bałwanku swoim. Stanął pod lodówką i palcem pokazywał. I jęczał "da, da, da". I myślałam najpierw, ze głodny, ale jak otwarłam zamrażalkę to zrozumiałam... I oddałam zabawkę.
Niestety jak to zwykle w bajkach bywa. Kiedyś muszą się skończyć. A nasza przygoda z bałwanem skończyła się śniegiem na panelach.
I wytłumaczyłam dziecku, że przyjaciele poprostu czasem znikają... zmieniają stan skupienia...
Ale śnieg zaraz do nas powróci, wtedy zrobimy całą Armię Bałwanów!
Genialny pomysł z zamrażarką. Nawet jeśli tymczasowy ;)
OdpowiedzUsuńKasia świetny pomysł :)
OdpowiedzUsuńSuper przyjaciel :)
OdpowiedzUsuńgenialna jesteś!!!
OdpowiedzUsuńhahaha tylko gdzie ty pomieści tą cała Armię Bałwanów :)
OdpowiedzUsuń