...bez CYCA oczywiście.
Jutro mija dokładnie tydzień odkąd odstawiłam Małego od piersi. Był to czas bardzo dla nas ważny. Ja zrozumiałam, że dziecko dorasta jednak i bobasem nie pozostanie, niestety. Syn uczy się, że Mama to nie tylko Mleko, i że Mama kocha najmocniej na świecie nawet jeśli do piersi przytulić się nie pozwala.
Jak wyglądało samo odstawienie?
Założyłam sobie, że nie będę drastyczna i stopniowo będę ograniczała dostęp do mleka, przy czym dzienne karmienia wyeliminowałam wszystkie od razu. Syn miewał różne nastroje i raz ciągnął cycka przez cały dzień, drugi raz nie upominał się wcale (za wyjątkiem drzemki). Nie mogłam się z góry przewidzieć "na co Syn będzie miał ochotę", więc zabrałam Cyca i już.
Syn przyjął to ze spokojem umiarkowanym, do drzemki i nocnego usypiania. Wtedy zaczęło się piekło. Na szczęście trwało tylko dwie doby. Nocne karmienie, tak jak przypuszczałam, wyeliminowało się samo. Najpierw 2x2 karmienia, następne 2 noce po 1, a ostatnie 2 nocki nie chciał ani razu. Oczywiście przebudzał się wielokrotnie, ale wystarczyło go przytulić i odłożyć. Sypia sam we własnym łóżku! Nad ranem ściąga do mnie i między 5.00 a 6.00 mamy pobudkę. Niestety.
Nowy plan dnia i schemat żywienia wygląda zatem następująco:
5.00-6.00 - pobudka. Czas na MM (podaję Bebiko Junior 3) ok. 200ml
8.00-9.00 - czas dospać troszkę :)
ok. 10.00 - śniadanie (albo kaszka albo chlebek np.z masełkiem, ugotowanym i pokruszonym mięskiem, bądź mocno sparzonymi pomidorkami)
10.30-12.00 - spacer, zakupy bazarowe, plac zabaw
ok.12.00 do "różnie z tym jeszcze bywa" - drzemka
ok. 13.00 (po przebudzeniu) - MM ok. 150ml
14.30-15.00 - obiad (zależy od mojej inwencji twórczej)
15.00-16.30 - spacer, plac zabaw
16.30 - deserek czyli owoc
18.30 - kolacja albo kaszka na mleku albo chlebek (w zależności co było na śniadanie). Jeśli chlebek to przed snem podaję jeszcze MM ok.200ml (nie zawsze wypija wszystko)
18.30-19.00 - rytuały wieczorne
19.00 - szykujemy się do snu.
Wydawało mi się, że technicznie najgorzej bez Cyca będzie podczas usypiania, wszak cały rok do niego był przytulony. Paradoksalnie okazało się, ze usypianie "na żywca" jest łatwiejsze i szybsze. Mały nie wisi godzinami i nie ssie, tylko sam się układa. Czasem wychodzi z łóżeczka, to go łapię w biegu i kładę. Kilka takich razy i Synek sam pada zmęczony. Czasem płacze, czasem się śmieje, ale wszystko trwa nie dłużej niż 15 min. Może już nie jest tak przyjemnie, ale usypianie wychodzi nam dość sprawnie. Nocki też zaczynają wyglądać lepiej. Zobaczymy jak będzie dalej.
Jak widzicie bez Cyca też da się żyć :)))