sobota, 31 grudnia 2011

2:2

Odkąd mój Syneczek zaczął się samodzielnie poruszać ilość siniaków, zadrapań, "liszai drogowych" diametralnie wzrosła. Oczywiście są to minimalne urazy, prawie niedostrzegalne. Jednak biedna matka trzęsie się nad najmniejszą krostką nawet. Jednak w przeciągu ostatniej doby Zuch kochany zaliczył dwa poważniejsze upadki... i to z mojej winy... chyba... a raczej niedopilnowania... 

Raz puścił się mojego kolana i poszedł do przodu sam. Ja głupia zawołałam go, a on stracił równowagę i wywinął orzełka. Stuknął się w głowę. Przerażona podbiegłam do niego... a tam ani zaczerwienienia. Groźnie wyglądało, ale na szczęście nic się nie stało. Strach jednak pozostał.

Drugi raz następnego ranka, plątał się mi pod nogami gdy zakupy rozpakowywałam... zawsze mam go na oku w takiej sytuacji. Jednak gdy Mr.Tata jest w pobliżu, liczę na to, że i on zerknie. No i jak to zwykle bywa żadne z nas nie patrzyło, jak Synek nabija sobie guza o szafkę kuchenną. No i wymknęło mu się,  że powinnam go lepiej pilnować. Brrr... 

Jak on tak to ja też. I oczywiście nie omieszkałam w tej sytuacji wspomnieć, że dwa razy Synka utopić próbował. No i mamy remis w potknięciach wychowawczych....

A ja się zastanawiam jak tu Dziecię kochane upilnować? Praktycznie się nie rozstajemy, zawsze staram się go mieć na oku i reagować. Nie zawsze wychodzi jak się okazuje.

I myślę sobie, że może czapkę wełnianą mu założę by trochę choć tą główkę ochronić? jak czapkę, to może od razu cały kombinezon zimowy, by i pupkę przed strzaskaniem osłonić? No i rozwiązanie zimowych spacerów by się przy okazji znalazło, bo okna na oścież w tej sytuacji otworzyć powinno się... i mieszkanie by się przewietrzyło... Hmmm... innego sposobu chyba nie ma...

Macierzyństwo jest stresujące!

Ps. Szampańskiej zabawy życzę wszystkim bawiącym się dzisiaj :))) Mr.Tata dziś pracuje, więc nowy rok będziemy witać w Nowy Rok.

czwartek, 29 grudnia 2011

Oszukuję własne dziecko!

Tak, tak.
Muszę uciekać się do podstępu by przekonać Synka do mojego jedzenia. A myślałam, że prosto będzie: zrobię papkę i voila! Dziecię kręcić nosem na słoiczki zacznie. Stuknąć w głowę raczej się powinnam (nie pierwszy raz zresztą). Ile to już moich wyobrażeń macierzyńskich upadło pod wpływem tego Małego Samodzielnego Organizmu. 

Gotowałam więc osobno warzywka (np.marchewkę, ziemniaka), rozgniatałam widelcem i podawałam zmieszaną ze słoiczkiem, a raczej wciskałam Synkowi. Jedna łyżeczka słoiczkowej papki, jedna własnej mieszanki. Ale, ale... Dziecię mądre jest i nie bardzo daje się oszukać, więc mieliśmy w domu małą przepychankę. Sposób jakże nieidealny i mało skuteczny, a ja lubię jak mi wszystkie trybiki perfekcyjnie się układają.

Szukałam dalej, zasięgałam opinii, obserwowałam... Doszłam w końcu do wniosku, do jakiego dochodzi chyba każda matka... Najlepsze, najciekawsze, najbardziej pożądane jest dla szkraba "dorosłe" jedzenie. Synek jest mistrzem w siedzeniu pod stołem podczas "dorosłego" posiłku (nigdzie indziej nie daje się wtedy ulokować), trzymania za nogę któregoś z rodziców i jęczenia o choćby maleńki kęs.

"Jak chcesz to masz, ciekawe czy będzie ci smakowało" powiedziałam w końcu i posadziłam Synka sobie na kolanach podając mu rozgniecionego ziemniaka zamoczonego w żurku (bo żur właśnie był na obiad). I co? No zjadł! Buźkę mu wykrzywiało ale zjadł i chciał jeszcze! Dostał oczywiście... nic mu nie było.

Teraz porzuciłam już swoją wizjonerską myśl o przygotowywaniu papek dla Synka i postanowiłam podawać mu normalne jedzenie. Oczywiście wciąż oszukuję! Gotuję mu coś specjalnego np. ziemniak (rozgnieciony widelcem) + szpinak (również rozgnieciony) lub zupkę z pomidora. W zasadzie wszystko to, co my jemy tylko dostosowane do jego potrzeb. Siada z nami w foteliku przy stole i je! Czasem tylko coś mu nie podejdzie to słoiczkiem dokarmiam.

Ileż to matka musi się nakombinować by takie banały odkrywać?

wtorek, 27 grudnia 2011

Już po...

... jaka szkoda...

Były to dla mnie wyjątkowe święta z dwóch powodów: pierwsze święta z Synkiem oraz Wigilia u rodziców - pierwsza po sześciu latach (jak będzie w przyszłym roku to jeszcze dyskutujemy).

Od tego roku będę propagować hasło, że im mniejsza choinka tym większe prezenty. "Dzieciątka" okazały się niezwykle hojne w tym roku, za co serdecznie dziękujemy :)))

Ale co najważniejsze: SYNEK ZROBIŁ SWÓJ PIERWSZY KROK. A nawet pięć i to jeszcze w czwartek przed świętami. Nie miałam jednak czasu by o tym zaraportować. Po prostu puścił się, zrobił tych PIĘĆ kroczków niezdarnych i bęcnął na pupę. Trupem nie padłam, choć mało brakowało. Dech mi zaparło i wzruszyłam się lekko. Mój Syneczek malutki staje się już samodzielny...

czwartek, 22 grudnia 2011

Jaka choinka takie prezenty?

Oby nie! Bo u nas w tym roku choinka tycia, tyciusieńka, zaledwie półmetrowa...


Zresztą, co tam prezenty! Największym i najwspanialszym podarkiem jest nasz Synek przecież... a on ma dla nas chyba niespodziankę... tak coś czuję w kościach... Od wczoraj próbuje ustać samodzielnie, bez trzymanki! Nawet na parę sekund mu się to udaje. Mr.Tata twierdzi, że zrobił już pierwszy krok! 

Jak on zacznie chodzić na święta to... (padnę trupem!)

Wesołych Świąt!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Oooo... Niespodzianka!

Dziś zawitał u mnie kurier...którego się nie spodziewałam.

W te pędy otworzyłam paczkę a w niej:

...broszury informacyjne oraz mleczko do pielęgnacji.

Już zapomniałam, że uczestniczę w "Akadami edukacyjnej dla mam Johnson's baby", dlatego tak mile się zaskoczyłam. Pisałam już wcześniej, że kosmetyki Johnsona towarzyszą Synkowi od dnia narodzin i służą mu bardzo. Często spotykam się z opinią, że ich produkty uczulają. Na szczęście już ponad 7 miesięcy je stosujemy i nic złego się nie dzieje, wręcz przeciwnie, Syneczek ma bardzo ładną, gładką skórę, praktycznie bez komplikacji (nie wiem czy to zasługa kosmetyków czy genów).

Tym razem bardzo uważnie wczytałam się również w broszurkę "Patologia skóry noworodków i niemowląt" i przyznam, że rozjaśniło mi to niejedno w głowie. Rzetelna informacja na temat alergii, pieluszkowego zapalenia skóry, znamion itp. jest w cenie. Mimo, że teraz nie mamy problemów, nikt nie daje gwarancji, że nie będzie ich w przyszłości, dlatego warto wiedzieć :)


sobota, 17 grudnia 2011

Święta już tuż tuż

Wyjątkowo nie mogę doczekać się tegorocznych świąt. Pierwsze święta z Synkiem kochanym... 
Choć nie mamy jeszcze choinki, wczoraj przygotowałam dekoracje świąteczne, a od "mikołaja" słucham około świątecznych przebojów...





Na Wigilię jedziemy do moich rodziców, choć przyznam szczerze, że wolałabym w domu zostać. Najbardziej odpowiadałaby mi Gwiazdka tylko w gronie naszej trójki, ale cóż... rodzinę jakoś pogodzić trzeba. Ostatnio byliśmy u Teściów, w tym roku obiecałam mamie, w następnym pewnie teściowa będzie chciała, żeby znów do niej przyjść... i tak co roku zapewne będziemy się wymieniać...

A dla mnie Wigilia, to święto intymne, spokojne, klimatyczne, które chciałabym celebrować w gronie najbliższych mi osób: męża i Synka. Takie gromadne spędzanie Wigilii traci dla mnie swój urok... czuję się jak "u cioci na imieninach"... z tą różnicą, że tu każdy gość dostaje prezent, nie tylko "ciocia"...



piątek, 16 grudnia 2011

Dobra Nowina :)

Moja przyjaciółka jest w ciąży! Właśnie dzisiaj się dowiedziałam i ucieszyłam przeogromnie!

Znamy się od dziecka, a jak byłyśmy nastoletnimi, głupiutkimi dziewczynami, snułyśmy wizję naszego życia... domek z ogródkiem, super kariera, wspaniały mąż, dziecko... Ja chciałam chłopca, ona dziewczynkę (oczywiście w wizji idealnej dzieci nasze miały się pobrać).

Mi się spełniła...

Życzę by i jej się spełniło :)))

Trzymam za nią kciuki, życzę powodzenia i z całego serca gratuluję!

środa, 14 grudnia 2011

Bilans zaskakujący trochę

Odwiedziliśmy dziś pediatrę, jak co miesiąc zresztą. Oczywiście nie obyło się bez ochów i achów, jaki to Synek sprawny motorycznie jest. Serce matczyne rosło na potęgę. Wzrost 76, waga 11 kg. Całe szczęście już przystopował troszeczkę, ale wciąż jest ponad centylami...

Śmiechu było całe mnóstwo, bo Synek postanowił pochwalić się wszystkim co potrafi :) Oczywiście Pediatra pytała czy wybraliśmy już dobrego trenera koszykówki, bo ten Mały Człowiek na olbrzyma się zapowiada. A ja już chciałam z Mr. Tatą zakłady robić, ile wzrostu Synek mieć będzie, ale oboje obstawiamy, ze ok 200cm, więc co to za zakład? Oczywiście wzrost słuszny po tatusiu odziedziczył :) 

Oczywiście problemy ze spaniem lekarka na zęby zrzuciła... a ja sobie pomyślałam, jak to zęby? już dolne jedynki są, górne też się nieźle prezentują, a on wciąż nie śpi. Po powrocie do domu zajrzałam do jamy ustnej Syneczka, a tam niespodzianka! Górna dwójka! Mamy już 5 zębów :)
No i jak on ma spać, kiedy te zęby jeden po drugim wychodzą? Na szczęście kiedyś wyjdą wszystkie...

Dziś również zdębieliśmy oboje, gdy zobaczyliśmy, jak Synek STOI BEZ PODPARCIA! Co z nim? W szoku jestem! Raz spróbował równowagę utrzymać i teraz wciąż próbuje. Cały czas trzeba mieć go na oku, bo jeszcze nie zawsze zdąży się złapać...

Za radami waszymi wczorajszymi postanowiłam się nie poddawać i drobnymi kroczkami swoje papki podawać. Dziś dostał tylko marchewkę, tak dla oswojenia się ze smakiem. Kilka łyżeczek zjadł i zaczął wypluwać. Musiałam go gotowym słoiczkiem dokarmić. Jutro kolejna próba. I tak do skutku...

Co za dzień!

wtorek, 13 grudnia 2011

O tym jak Mama papkę zrobiła...

Zrobiła nawet dwie!

Ostatnio dostałam wykaz produktów, które dziecię skosztować powinno... i lekko się zestresowałam przyznam się szczerze, bo lista długa, a połowa jest nam zupełnie nie znana...

Wczytałam się bardzo dokładnie w skład zupek słoiczkowych i doszłam, do smutnego wniosku, że niewiele się od siebie różnią. Oczywiście wcześniej też czytałam, ale chyba z mniejszą uwagą. Wszędzie marchewka + pietruszka + seler + mięsko jakieś + ewentualnie ryż lub ziemniak. Czasem się brokuła kupiło, czasem szpinak... sporadycznie...

A gdzie burak na przykład?

No to dorwałam jakieś "zdrowe" warzywa i sama postanowiłam coś Małemu zmiksować. Uznałam, że to dobry moment, by zacząć przygotowywać Synka do domowego jedzenia.

Pierwszą papką jaką samodzielnie przygotowałam był burak właśnie w towarzystwie ziemniaka:
Według mnie pyszna sprawa...

Idąc za ciosem przygotowałam drugą papkę. Tym razem wzorowałam się na jego ulubionej zupce z indykiem, czyli zmiksowałam:
marchew,
pietruszkę,
ziemniaka,
indyka,
trochę ryżu...

i papka gotowa:

Według mnie jeszcze lepsza niż ta pierwsza....

Jakież było moje rozczarowanie, gdy podałam papkę Synkowi, a on... odruch wymiotny miał... ni jak nie dał jej sobie wcisnąć :(
Z burakiem poszło lepiej, choć niesatysfakcjonująco...

Cóż to był za demotywujący dzień. Teraz sama nie wiem czy robić mu te papki czy nie...

sobota, 10 grudnia 2011

Prawie jak Fiona...

Gdybym miała porównać Synka mojego do wybranej bajkowej postaci z pewnością byłaby to księżniczka Fiona ze Shreka:

w dzień pięknością, w nocy zaś szkaradą...

Aż trudno uwierzyć, że mój cudowny, grzeczny, roześmiany, ciekawski na potęgę Malec, w nocy zmienia się w straszliwego ogra. Zachowuje się tak, jakby chciał przegonić wszystkich sąsiadów ze swojego "bagna".

Kto rzucił na niego ten czar straszliwy! Jak znajdę tę wiedźmę to jej... miotłę połamię!

Na szczęście i Synek ma swoją księżniczkę, która ten czar zdjąć usiłuje. MNIE oczywiście!
Całuję, tulę, całuję... a Synek ani w jedną, ani w drugą stronę...
Coś złe zaklęcie odpuścić nie chce (a może to nie ta księżniczka?)

Trudno. Ja całować nie przestanę!

czwartek, 8 grudnia 2011

Biedroneczki są w kropeczki...

...i to chwalą sobie...

Że grudzień jest miesiącem prezentów, a przede wszystkim zabawek to każdy wie. To jedyny czas w roku, kiedy upominki pojawiają się pod pretekstem "mikołajowego dziadka" prawie przez 30 dni...

Synek mój kochany swoje prezenty zaczął zbierać już pod koniec listopada, a co! Dziadkowie coś na bakier z kalendarzem stoją, ale jak to u emerytów... czas płynie zupełnie inaczej. Dużo tego było: piłki, książeczki, klocki... ech. Drudzy dziadkowie wcale lepsi nie są. Krzesełko do karmienia też przywieźli przed czasem, choć to podobno prezent gwiazdkowy! Czy ja się gniewam? Skąd! Niech przywożą wnusiowi, byleby wyścigów nie urządzali "kto da więcej".

Dziś o północy  mój Synek skończył siedem miesięcy. Aż trudno uwierzyć, że już tyle... i z tej okazji prezent się należy! Tym razem mamusia włożyła mu do rączki Grzechotkę - Biedroneczkę BabyOno.

Według producenta zabawka:
- uczy rozpoznawania kształtów i kolorów
- zwiększa poczucie bezpieczeństwa
- zachęca do okazywania uczuć i empatii

Hmm... jak na razie to Synek ją ślimta sobie...

środa, 7 grudnia 2011

Jesteśmy na wojnie!

Atak nadchodzi z każdej strony! Trzeba się bronić!

Przez ostatni tydzień różowo nie było, głównie przez moją chorobę. Synek markotny, rozdrażniony, znów fundował mi bezsenne noce... Myślałam, że odreagowuje moją niedyspozycję, bo nie miałam sił bawić się z nim jak zwykle, śpiewać mu, a nawet czytać... i tak mi przykro było...

Wzięłam się w garść i postawiłam na nogi, a On swoje. Już chciałam się poddać, gdy zaglądając w rozdarty dziubek Synka kochanego,zobaczyłam sine i napuchnięte dziąsełka. Ba! Nawet górną jedynkę zobaczyłam ledwo co wystającą! Katar i gorączka wyłączyły mi myślenie...

Zaczęła się kolejna bitwa z tymi wstrętnymi Zębolami. Ale teraz już wiem o co biega, więc wiem jak walczyć! Oczywiście Dentinox poszedł w ruch... no i masaż!

A żeby tego było mało, mamy jeszcze jednego wroga! Długo się ukrywał, ale dziś w nocy dał o sobie znać! KATAR! Pierwszy nasz... Świszczało Synkowi w nosku, spać nie mógł, ale dzielna matka walczyła! Tylko jak tu walczyć, gdy wróg stawia taki opór. No możenie wróg a Dziecię moję. Jak mu go odciągnąć, gdy ten nie daje się nawet dotknąć w nos. To była prawdziwa walka. Ja poszczypana, posiniaczona, podrapana, a Syneczek rozdarty na całego. A im więcej płaczu, tym więcej kataru. Poddałam się. Kropiłam mu ten nosek co godzinkę solą fizjologiczną... i w końcu trochę zelżało...zasnął.

Dziś rano nosek suchy! Choć myślę, ze w nocy możemy mieć powtórkę!

Wojna trwa więc w najlepsze i to na dwóch frontach!

wtorek, 6 grudnia 2011

Prawdziwy Święty Mikołaj

Mój Synek z dumą mógłby powiedzieć (gdyby potrafił), że jego tatuś jest Świętym Mikołajem...
No może nie takim świętym, ale prawdziwym!

poniedziałek, 5 grudnia 2011

MAM butelkę nową...

...do użycia gotową - rzec by się chciało. Ach...i cóż ja mam napisać... Nie ukrywam, że na tą butelkę treningową to liczyłam najbardziej. Myślałam, że dzięki niej skończą się moje problemy z dopajaniem Synka. Z butelki zwykłej pić nie chciał, a mamy ich kilka i każdą odrzucił. Na niekapek to trochę za wcześnie, choć jak trzeba to i z niekapka się mu wodę do buzi przeleje. I pomyślałam sobie, że MAM znalazło na tego typu problemy idealne rozwiązanie: Butelkę treningową 6+

Niestety, Synek odrzucił również i tę butelkę jako źródło podawania pokarmów ciekłych. Uparł się i koniec. Ale, jak to zwykle bywa i na butelkę znalazł nowe zastosowanie: gryzak idealny! Miękki i dobrze dopasowany ustnik doskonale nadaje się do masowania jego spuchniętych dziąsełek. Butelkę dostaje codziennie, pełną oczywiście (jakby nagle zachciało mu się pociągnąć ze smoka), i codziennie poświęca ok.15min. na masaż...

Maminym okiem: jak dla mnie butelka wykonana jest bardzo starannie, z ogromną dbałością o szczegóły. Idealnie dostosowane rączki pozwalają z łatwością utrzymać butelkę w małej rączce dziecka. A co najważniejsze: nie kapie! Można nią rzucać, trząść, obracać i nic nie wycieka. To naprawdę ogromny plus. Do jednego bym się przyczepiła tylko: skala na butelce jest nieczytelna. Dla osoby z doskonałym wzrokiem oczywiście nie ma najmniejszego problemu, ale dla kogoś słabiej widzącego na przykład, to jest problem niestety. Zwrócił mi na to uwagę Mr.Tata, który między obrazkami potworków ledwo dostrzega podziałkę (zresztą na początku się kłócił, ze tam żadnej skali nie ma). Dodatkowa miarka jest na zatyczce, ale tylko do 50ml.

Aha... jeszcze jedna sprawa... smoczek pod wpływem marchewki odbarwił na zielono (co trochę widać na zdjęciu). Ale każda mama chyba przyzwyczajona jest do tego, że marchewka barwi wszystko?

Szkoda, że butelka u nas "nie działa" bo całkiem fajna jest.
Był to ostatni produkt firmy MAM, który testowaliśmy. W moim osobistym rankingu:

1.szczoteczki
2.smoczek
3.butelka :(

Może jeszcze się coś zmieni, to na pewno wspomnę...

sobota, 3 grudnia 2011

Armagedon!

Mój Synek zaczął siadać! I to tak ni z gruchy ni z pietruchy... po prostu! Siada z każdej pozycji: z leżącej, klęczącej i stojącej... szok. A już myślałam, że wcześniej zacznie piłkę kopać niż usiądzie :) A tu taka niespodzianka, od razu cały komplet możliwości... No normalnie koniec świata!

Choć Mr.Tata upiera się, że koniec świata będzie dopiero, gdy Synek samodzielnie chodzić zacznie... No to zobaczymy. W sumie Majowie przepowiadali koniec świata na 2012, więc Mr.Tata może mieć rację... Chyba, że Synek zrobi nam niespodziankę i jeszcze na święta zrobi pierwszy samodzielny krok... 

W tedy to na pewno padnę trupem...

piątek, 2 grudnia 2011

Takie tam hasełka...

Ostatnio uaktywnił mi się jakiś dar do wyłapywania powtarzających się zdań i haseł w cudzych wypowiedziach. Bo, że każdy z nas ma swój osobisty ulubiony słownik to jest oczywiste. Nawet  nie zdajemy sobie sprawy, jak często zdarza nam się powtarzać jakieś słowo lub zdanie, bądź to w zależności od określonej sytuacji, bądź stanu emocjonalnego. Jest też osobisty język zrozumiały tylko dla określonej liczby osób. Wtedy to słowa nie znaczą co znaczą, co może być przyczyną wielu niesamowitych historii.

Zaczęłam notować różnego typu "teksty" by zrobić z nich obszerniejszy materiał. Dziś opowiem o dwóch przypadkach, od których wszystko się zaczęło...

A zaczęło się od teściów moich. Niewiele jeszcze o nich pisałam, choć niejedną zabawną historię mogłabym przemycić. Zauważyłam właśnie, że jak widują się oni ze swoim Wnusiem kochanym, to zawsze zachowują się w ten sam sposób. Powtarzają te same hasła.

Teściu mój na przykład za każdym razem kiedy widzi Synka, już na dzień dobry pyta: "Pójdziemy na spacer?" bądź "Pójdziesz z dziadkiem na spacer?". Za każdym razem! I to nie, że raz się zapyta, ale tak w kółko mówi, choć sam pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Jak mantrę jakąś powtarza. Nie muszę dodawać, że z rzeczywistym wychodzeniem na spacer niewiele ma to wspólnego. "Pójdziemy na spacer" jest równoznaczne z "dzień dobry", "dziękuję", "bardzo się cieszę, że cię widzę" itp. To się teściu zdziwi, jak Mały zacznie rozumieć i reagować, i za każdym razem kiedy się teść zapyta "pójdziemy na spacer?" w te pędy będzie się rwał do wychodzenia.

Teściowa z kolei ukochała sobie słowo "mądralka". Jak widzi Wnusia, bawi się z nim to często powtarza: "jaki z niego Mądralka", "no nie mogę uwierzyć, że on taki mądralka jest" itp. Mądralka czyli "zdolniacha" albo coś w tym stylu. Nie ukrywam, że szczególnie nam się to hasełko spodobało i sami, gdy widzimy, ze nasz Synek znów nauczył się czegoś nowego mówimy z uśmiechem na ustach "o zobacz jaki z niego mądralka".

Teraz będę przysłuchiwała się reszcie rodziny...